Pewnego popołudnia to właśnie o tym śniła Brzoskwinka. Była duża i oczywiście bardzo silna, dlatego nikt z obcych klanów nie chciał atakować Złotej Melodii i oczywiście Nocnego Nieba, Deszczyka i Sztormika też nie, dlatego wszyscy jej pogratulowali, a ona mogła sobie spokojnie odpocząć. Nie wiedziała tak naprawdę jak wygląda walka, ale jej niezwykła wyobraźnia uzupełniła wszystkie braki. Właśnie wtedy, gdy miała udać się na polowanie na motylki, usłyszała niepokojące odgłosy, dlatego otworzyła oko, a zaraz potem drugie. Z początku widok był taki sam jak zawsze - jej bracia spali w najlepsze, mamusia leżała sobie przy nich, ale po dłuższej obserwacji kremowa doszła do wniosku, że zaledwie kilka mysich długości od niej i JEJ rodzeństwa siedzi jakaś szara kotka, która pachniała podobnie co reszta odwiedzających ich kotów, ale była NIEZNAJOMA. Mogła ich zjeść albo nawet gdzieś porwać. Najgorzej byłoby jeśli zabrałaby ją do tego medyka o imieniu Gradowa Piątka czy jak on ma, wyglądał przecież na kogoś kto zawija bezbronne kocięta w trawę, którą pachnie i później się śmieje tak głośno i uśmiecha tak szeroko, że mu zostaje i widać to po jego mordce. Zadrżała na samą myśl o tych strasznych wydarzeniach, które utworzyły się w jej małej główce.
- Mama! - Zawołała płaczliwie i podniosła się na równe łapki, by przycisnąć główkę do jej futerka. - Ona nam nic nie zlobi? I Descykowi i Stolmikowi tes nie?
- Nie, to Pręgowane Piórko, moja dawna uczennica.
Zawołała wesoło Złota Melodia, trącąc nosem swojego kremowego synka. Brzoskwinka nabrała nieco większej pewności siebie, ale nadal spoglądała niepewne na nieznaną jej wojowniczkę.
- Jestem Bzoskwinka, plose pani.
<Pręgowane Piórko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz