Miał szczerą nadzieję, że w żłobku znajdzie Słotną Łapę, jednak ta rozmyła się w powietrzu niczym mgła i pewnie w tym wszystkim maczała swoje łapy jej mentorka – Zalotna Krasopani. Ta stara szylkretka działała mu zawsze na nerwy, nigdy jej nie lubił i widziała, jak dziwnie zawsze patrzyła się w ich kierunku.
"A niech jej pysk zajdzie pleśnią i niech pozwoli Słotnej Łapie trochę się zabawić…" – pomyślał i nie skupiając się na swoich ruchach, kopnął kulkę mchu, która omal nie uderzyła w młodszą rozmówczyni.
Uniósł głowę wyżej i wciągnął powietrze nosem. Jak to kotka nie wiedziała, kim jest? Był przecież popularny!
– Jestem Dębowa Łapa, syn Miodowej Kory oraz Iskrzącej Nadziei. Wilczak z prawdziwej skóry i kości. – odpowiedział wręcz teatralnie, przykładając do kryzy swoją dużą łapę. – Jednak w przeciwieństwie do ciebie, nie jestem takim ignorantem i wiem, kto jest kim w Klanie Wilka.
Obszedł koteczkę dookoła, ciesząc się jednocześnie jej zmieszaniem na pysku.
Wiedział, że nie zaczął miło rozmowy i szczerze mówiąc, zrobił to specjalnie, by dokładniej przyjrzeć się reakcji szylkretki, którą strasznie niańczył Piołunowy Dym.
– Zwiesz się Kora i nawet to ładne imię, jednak jeszcze fajniej będzie brzmiało, jak mianują cię na uczennicę.
Kora nadęła poliki, pewnie chciała coś powiedzieć, gdyż otworzyła pyszczek, jednak Dębowa Łapa swoim puchatym ogonem zatkał jej jadaczkę.
– Nie denerwuj się za bardzo, chyba nie chcesz być nielubiana przez popularnego ucznia, nieprawdaż? Ja cię przecież lubię.
Tamta podejrzanie zmrużyła oczy, analizując wszystko, co powiedział jej Dębowa Łapa i odciągnęła jego ogon od swojego pyska.
– Nie brzmisz, jakbyś był miły – zauważyła.
– Bo jeszcze mnie nie znasz, jednak mogę to zmienić. – Zauważył i zaciągnął ją swoim ogonem w stronę wyjścia z kociarni. Czując opór, mocniej ją pchnął. – Pójdziemy do moich przyjaciół, których możesz polubić i poznasz nas wszystkich lepiej w rozmowie.
Kora nic nie powiedziała i nadal nie wyglądała zbytnio na przekonaną dołączeniem dla obcych dla niej kotów, jednak Dębową Łapę to wcale nie obchodziło.
Dołączyli do grona siedzących uczniów, w którym znajdowali się Kamienna Łapa, Wilgowa Łapa, Tygrysia Łapa oraz Tropiąca Łapa. Cała grupka zajadała się świeżo upolowaną zwierzyną, ćwiczyli techniki walki oraz z ekscytacją rozmawiali na różne tematy. Kiedy zobaczyli srebrnego ucznia, zaprzestali swoich czynności i swój wzrok skupili na prowadzonym przez niego kociaku.
– Prowadzę nam nowego kota do naszego grona! – zaśmiał się, co jakiś czas popychając młodszą koteczkę, by ta nie wstydziła się starszych uczniów. – Proszę państwa, oto Kora!
Uczniowie spojrzeli się po sobie, niektórzy zaśmiali się pod nosem, a inni pomachali do najmłodszej kotki ogonami na przywitanie.
Koty zaczęły rozmawiać, gdzie główną pałeczkę przejął Dębowa Łapa, który narzucał tematy oraz powalał wszystkich swoim ekstrawertyzmem. Mimo zabawiania wszystkich, zauważył, jak Kora, którą miał zamiar poznać, nie odzywała się za często. Koteczka siedziała i przysłuchiwała się głupim żartom starszaków, którzy co jakiś czas zapominali, że z nimi przebywa młodszy kociak.
"Ach… Nikt nie przebije mnie! Ja będę tutaj zawsze ulubieńcem. Czas by powiększać swoje koło zwolenników" – z dumą spojrzał na Korę, która właśnie była wypytywana o różne rzeczy przez Wilgową Łapę oraz Kamienną Łapę, którzy chyba starali się być nadmiernie mili.
* * * 
Teraźniejszość
Pora Opadających Liści właśnie powoli ustępowała Porze Nagich Drzew, gdyż wszystkie drzewa, które były liściaste, zrzuciły swoje całe okrycie z różnokolorowych liści i straszyły zwierzynę gołymi gałęziami, natomiast temperatura stawała się coraz zimniejsza, powodując tym uszczuplenie stosu zwierzyny w obozie.
Dębowa Łapa natomiast zajmował się kolejny etapem szkolenia, który polegał na odnajdowaniu się w strasznych, ciemnych i dusznych tunelach. Był zły na ojca, że wymyślił taką aktywność dla niego, mogli przecież wyjść na polowania i zadbać, aby to koty nie cierpiały z głodu.
– Spróbuj jeszcze raz – rozkazał mu Miodowa Kora, który puszył swoją sierść, żeby nie zmarznąć na zewnątrz. – Wejdź głębiej i spróbuj znaleźć wyjście. To nie takie straszne ani trudne, jak tobie się wydaje.
– Jeszcze raz?! – oburzył się.
– Tak, wracaj do tunelu! – warknął do niego ojciec, chyba już tracąc cierpliwość do syna.
No tak, już któryś raz z kolei zawrócił, nie znajdując wyjścia. Miodowa Kora wyglądał, jakby był blisko do wyrwania sobie wszystkich wąsów ze złości.
Westchnął zrezygnowany i z powrotem wcisnął się to ciasnego i ciemnego tunelu, gdzie powietrze pachniało ziemią i zaduchem. Mamrocząc ze złością pod swoim nosem i co jakiś czas obijając się o ściany, nie skupiał się na drodze oraz zmieniających się zapachach aż nagle wpadł w coś, co było przednim. Wrzask poniósł się echem po korytarzach, od czegoś, na co wpadł, a on szybko wstał na cztery łapy, prężąc się i wyginając w łuk, będąc gotów zaatakować nieznajomego.
– Ała! – zabrzmiał znajomy głos. – Uważaj, jak chodzisz!
Zamrugał zagubiony w ciemności, był całkowicie zdezorientowany, a na dodatek został zbesztany przez kota, który brzmiał dokładnie, jak Korowa Łapa.
"Młoda nie będzie mnie tak besztać!" – zagotował się w środku i pchnął barkiem mniejszą od niego uczennicę.
– Jakbyś tylko usłyszała, że nadchodzę, to zrobiłabyś unik albo cofnęła się do jakiejś szczeliny! – prychnął – A teraz, gdzie jest drugiej wejście do tuneli?
Domagał się, próbując zamaskować swój strach przed ciemnością oraz frustracją, że nie najlepiej radzi sobie w ciasnych i ciemnych tunelach.
[ 830 słów + nauka nawigacji w tunelach ]
< Korowa Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz