- Topolo, wszystko dobrze? – zapytała Sówka. Jej syn odwrócił lekko głowę. Było widać, że coś jest nie tak – Zawsze możesz ze mną porozmawiać – powiedziała. Już Topola chciał się odezwać, lecz uprzedził go inny kot, wołający Sówkę na patrol poranny – Porozmawiamy, jak wrócę, dobrze?
Kocur pokiwał głową i odprowadził swoją matkę wzrokiem. Ta podeszła do zebranych przed wyjściem zwiadowców, by po chwili opuścić obóz. Wszyscy po kolei wspięli się na drzewa i ruszyli w głąb terenów. Podczas drogi, Sówka zastanawiała się, co takiego zrobił Żagnica, że skrzywdził w jakiś sposób jej syna. Nie ufała kocurowi za grosz. Po tym, jak wyśmiewał się z Jarzębinki, nie miała zamiaru wybaczyć, choć zawsze to robiła. Jednak Żagnica był przypadkiem potwierdzającym regułę.
***
Rozglądała się po obozie, w poszukiwaniu syna. Mieli razem rozmawiać, jednak kocur chyba nie wrócił jeszcze z treningu. Dlatego Sówka złapała szybko coś na ząb i wyszła z obozu, kierując się znów do drzewa z tabliczkami. Potrzebowała pobytu w samotności. Śmierć Jarząb dalej ją trzymała, mimo to nie zamierzała przejść obok zmartwionego syna obojętnie, nawet jak nie była w pełni na siłach. Był dla niej jedną z najważniejszych osób na świecie i nie zamierzała tego tak zostawić. Choć często w takim stanie nie potrafiła być wsparciem, co bolało zwiadowczynię, chciała przynajmniej wysłuchać Topoli. W końcu czasem sama rozmowa już coś dawała. Gdy tylko doszła do drzewa, usiadła przy tabliczkach, wlepiając w nie swój wzrok. Wtedy usłyszała czyjeś głosy.
- Dalej Topolo – chłodny głos Żagnicy doszedł do uszu czekoladowej, która od razu się podniosła. Ruszyła w stronę źródła dźwięku i wtedy zobaczyła dwóch kocurów, zmierzających w stronę obozu.
- Witaj Żagnico. Mogłabym zabrać Topolę? – zapytała spokojnie. Wojownik odwrócił się w jej stronę, tak samo jak jego uczeń.
- Przeszkadzasz w treningu – powiedział podirytowany.
- Wracacie do obozu. Słychać was – mruknęła zwiadowczyni. Żagnica syknął coś cicho, ale pozwolił Topoli iść, zaznaczając, że kolejnego dnia będzie trening. Uczeń pospiesznie pokiwał głową i z lekką ulgą widoczną na twarzy poszedł za swoją matką, która wróciła do drzewa. Usiadła przy nim, karząc to samo zrobić Topoli.
- Mieliśmy porozmawiać – przypomniała Sówka – Martwię się o ciebie... Coś się stało? Chodzi o Żagnicę? – dopytywała zwiadowczyni, a jej syn kiwnął głową.
- Ale to nic takiego! Czasem jest tylko ostry, ale to gdy musi – powiedział Topola, jednak jego matka nie uwierzyła mu w pełni. Znała Żagnicę i widziała, jak się zachowuje. Może nie tak dobrze, jednak nie mogła nie zauważyć, że kocur jest dość chłodny. A sama wypowiedź Topoli rano, już coś mogła znaczyć.
- Topolo... Ja wiem, jak może zachowywać się Żagnica. Jeśli pójdziesz do cioci Przypływ, może ci opowie o tym, jak zachowywał się wobec Jarzębinki – oznajmiła, odwracając zamglony wzrok od syna – To jak ty się czujesz, też jest ważne. A już zwłaszcza dla mnie, czy Kaczki. Ostatnio widać, że coś cię trapi.
- Ale to naprawdę nic takiego. Po prostu dopiero zostałem mianowany, a to dla mnie nowa sytuacja – odparł, łapą odgarniając nieco ziemi. Sówka westchnęła.
- Pamiętaj tylko, że ja i Kaczka zawsze jesteśmy dla ciebie, czy twojego rodzeństwa. Zawsze możesz przejść i porozmawiać – mruknęła i podeszła do swojego syna, by go przytulić – Wiem, że teraz jest ciężko... Ale m-masz nas – powiedziała jeszcze, starając się znów nie płakać, przynajmniej nie w obecności syna.
<Synu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz