***
Coraz bardziej godziła się z tym, że Topielec pewnie już sobie kogoś znalazł. Nie wyglądało na to, lecz postanowiła sobie to wmawiać, by szybciej przestać o nim myśleć. Za to zauważyła, że ostatnio ona sama coraz częściej zagląda do tymczasowego żłobka, patrzy na rodziców z kociakami i myśli o małych członkach klanu. „Czy to już czas na potomstwo?” Pytała się samej siebie „Może dobrym pomysłem byłoby powiększyć klan i kult?”.***
Nie wiedziała skąd ten impuls, jednak wreszcie zdecydowała się na własne dzieci. Długo to zajęło, lecz skoro jej kochanek i tak miał ją w poważaniu, a więcej kociaków oznaczało tylko silniejszy klan, uznała, że to dobra decyzja. Był ranek. Koty wychodziły na łowy, uczniowie marudzili, że jest wcześnie, a kociaki jeszcze pochrapywały. Stała przed wejściem do legowiska przywódcy.-Wieczorna Gwiazdo, mogę wejść? - zapytała, mając nadzieję, że kocica nie śpi.
- Proszę
Młodsza wilczaczka powoli, cicho jak cień weszła do środka. Przywódczyni siedziała na swoim posłaniu z mchu wbijając w nią swoje lodowato błękitne spojrzenie. Niebieska usiadła naprzeciwko, prostując się i owijając swój puchaty ogon ciasno wokół łap.
- O co chodzi, Cisowe Tchnienie?
- Chciałabym powiększyć klan - odpowiedziała, specjalnie nie mówiąc nic o kulcie, na wypadek, gdyby ktoś podsłuchał ich rozmowę. Zawsze lepiej być czujnym.
- Dobrze, na obrzeżach betonowego świata jest dużo samotnych kocurów. Powinnaś poszukać tam.
- Wrócę wkrótce. Gdyby ktokolwiek potrzebował pomocy medyka niech zgłosi się do Zarannej Zjawy, ma podstawowe wyszkolenie medyczne
- Dobrze, możesz już iść
Skinęła głową, wstała i wyszła. Przed podróżą poszła jeszcze do swojego legowiska po trochę ziół podróżnych. Kiedy je zjadła - wyruszyła w drogę.
***
Kiedy dotarła na miejsce był już wieczór. Zapach spalin gryzł ją w nos. Było też trochę zimno. W końcu była Pora Nagich Drzew. Musiała znaleźć schronienie i trochę się zregenerować, zanim poszuka kandydata na ojca jej kociaków. Wszędzie śmierdziało potworami i dwunożnymi. Nie sądziła, żeby gdziekolwiek tutaj było bezpiecznie. Nagle w śniegu zobaczyła srebrnego, liliowego kocura. Niby wyglądał jak wszystkie inne koty. Miał pręgi, trochę bieli na brzuchu i piękne, ciepłe, żółte oczy. Ale była jedna rzecz która odstawała od normy…ogon kocura był zakręcony! Końcówka jego ogona prawie dotykała mu do grzbietu. Podeszła do niego.-Dzień dobry…wiesz może gdzie da się znaleźć jakieś ciepłe schronienie?
***
Samotnik zaprowadził ją do jakiegoś opuszczonego budynku dwunożnych. Było tam dużo drewnianych siedzisk oraz podwyższenie. Było też tam dużo kolorowych okien z wizerunkami dwunożnych. Co prawda w niektórych miejscach kościółek był dziurawy, ale nie było tu śniegu i był na tyle nie-zepsuty, żeby móc stanowić dobrą ochronę przed zimnem. Dopiero kiedy ogrzała się w środku, zobaczyła, że pod długim futrem towarzyszącego jej kocura znajdują się duże i silne mięśnie. Miał idealne cechy, które mógłby przekazać potomstwu. Chyba przez przypadek szukając schronienia wpadła na tego kogo szukała. A może to była interwencja Mrocznej Puszczy, chcącej mieć więcej dobrych wyznawców? Nie wiedziała. Tak czy siak - jeżeli chciała by był on ojcem jej kociaków, musiała zacząć działać.
- Dziękuję ci za schronienie…jak się nazywasz?
- Horus - przedstawił się samotnik. No nietypowe to imię, ale pewnie wśród miejskich samotników to normalne. - A ty, piękna, jak masz na imię? - wow, szybko poszło. Teraz tylko wymyślić miejskie imię…
-Kocimiętka
- Wiem, że znamy się niedługo, ale zupełnie zagubiłem się w Twoich oczach…
Reszta wydarzeń tej nocy jest do przewidzenia.
-Gdzie idziesz?
- Do dwunożnych…spotkamy się jutro tutaj?
- Dobrze… - odpowiedział bicolor po czym znowu zasnął. Uf, o mały włos!
- Dziękuję ci za schronienie…jak się nazywasz?
- Horus - przedstawił się samotnik. No nietypowe to imię, ale pewnie wśród miejskich samotników to normalne. - A ty, piękna, jak masz na imię? - wow, szybko poszło. Teraz tylko wymyślić miejskie imię…
-Kocimiętka
***
Długo gadali. On jej opowiadał o jego dawnej grupie, o bogach, w których wierzyli i o kraju, w którym żyli jego przodkowie, a gdy ona miała opowiadać coś o sobie mówiła, że to „nic ciekawego” i że „to tylko zwykłe życie pieszczocha”. Była już noc. Cis powoli zaczynała zastanawiać się jak wcisnąć mu kocimiętkę, której kilka listków zabrała na wypadek, gdyby kandydat na ojca nie rwał się do odpowiedzialności gdy ten powiedział:- Wiem, że znamy się niedługo, ale zupełnie zagubiłem się w Twoich oczach…
Reszta wydarzeń tej nocy jest do przewidzenia.
***
Rano wstała by wracać do obozu. Chciała wyjść jak cień lecz najwyraźniej srebrny miał płytszy sen niż myślała.-Gdzie idziesz?
- Do dwunożnych…spotkamy się jutro tutaj?
- Dobrze… - odpowiedział bicolor po czym znowu zasnął. Uf, o mały włos!
***
Minęło kilka dni odkąd wróciła do Klanu Wilka. Na początku wszystko było tak jak zwykle, więc myślała, że będzie musiała powtórzyć wizytę u samotnika. Tylko jak, skoro nie wiedziała jak dojść do tamtego kościółka? Na szczęście w końcu zaczęła czuć się niezbyt dobrze rano i mieć większy apetyt, więc z ulgą mogła u siebie zdiagnozować ciążę. Teraz tylko czekać na te małe kulki i ich przyjście na świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz