- Hejka!! - zawołała do niego, a kocur spojrzał na nią. - Jestem Jeszyna! A ty?
- Puma - odpowiedział czekoladowy, i oboje zignorowali „Jeżyna! Mów wyraźnie, proszę!” karmicielki.
Bura wyszczerzyła zęby w stronę stróża.
- Chcesz posłuchać o moim robaczku?
- Oczywiście - odpowiedział, siadając obok niej i pochylając się trochę.
- Okej! No, to ten, jak widzisz, jest brązowy. Wczoraj widziałam też biedronkę! I takiego pięknego niebieskiego! Ale Topola go zdeptał… Przypadkiem! On nigdy by nie zrobił tego celowo. Chyba…
*Jeszcze jesienią*
Kolejny trening z Pieczarką zakończył się sukcesem. Samoobrona szła jej bardzo dobrze, a z cichym poruszaniem się miała coraz mniej problemów. W ramach ćwiczeń pobawiły się dzisiaj w „chowanego”. Pieczarka miała chwilę czasu na oddalenie się, a bura musiała znaleźć ją i złapać z zaskoczenia. Parę razy zdarzyło się, że nadepnięciem na jakąś gałązkę zdradziła swoją pozycję, ale końcowo udało jej się złapać mentorkę dwa razy z rzędu.
Po powrocie do obozu zjadła posiłek wraz z Kaczką, a mama wyczyściła jej futerko. Teraz leniła się pod krzakiem obok żłobka, obserwując przez półprzymknięte powieki opadające liście. Czekała, aż Sówka wróci że spaceru (musiała się kiedyś wybrać z nią, bo mama zawsze znikała na bardzo długi czas - ciekawiło ją, gdzie idzie), bo chciała pochwalić się mamie swoimi postępami. Może i jeszcze nie latała po gałęziach jak wiewiórka, ale zdecydowanie szło jej to lepiej niż za pierwszym razem. Zauważyła kręcącego się po obozie Pumę. Kocur jeszcze parę razy przyszedł do żłobka, a ona pokazywała mu jej skarby. Chyba nie rozmawiała z nim od czasu jej mianowania, kiedy życzył powodzenia całej trójce rodzeństwa.
*Teraz*
Śnieg prószył z nieba, pokrywając ziemię, a także drzewa warstwą białego puchu. Jeżyna z piskiem spadła na ziemię, lądując tuż obok korzeni drzewa. Spojrzała z wyrzutem do góry.
- Jest za ślisko! - wyjęczała w stronę pochylającej się nad nią z gałęzi Pieczarki. - Cały czas się ślizgam!
Musiała trochę wytężać wzrok, aby odróżnić białe futro zwiadowczyni od śnieżnego otoczenia.
- Musisz bardziej uważać! Podczas zimy nadal musimy patrolować nasz teren, a lisy nie zawsze znikają. Staraj się wbijać pazury w gałąź, na której stoisz. I zachowaj równowagę. Nie chcę cię urazić, ale kot który będzie cały czas spadał na ziemię nie przyda się zbytnio na patrolu.
Bura strzepnęła uszami i zmrużyła oczy.
- No wiem! Ale to wina gałęzi! I tego całego śniegu!
Pieczarka zachichotała i zeskoczyła na dół, stając obok uczennicy.
- No dobrze, na dzisiaj starczy. Już tak czy siak siedzimy tu od rana - oznajmiła. - I wstawaj z tego śniegu! Przeziębisz się nam jeszcze.
Jeżyna podniosła się i otrzepała futro, po czym kotki ruszyły w drogę powrotną. Gdy były tuż przed obozem, rozległo się głośne kichnięcie.
- A nie mówiłam? - westchnęła zwiadowczyni. - Biedna. Leć do Murmur, da ci jakieś zioła.
Bura westchnęła i skinęła głową. Fuj. Nie chciała jeść jakiegoś zielska. Było ładne, ale na pewno nie smaczne. Pożegnała się z mentorką, po czym pociągając nosem ruszyła w kierunku legowiska medyków. Wsunęła głowę do środka, od razu widząc szynszylową kotkę.
- Dzień dobry, Murmur - przywitała się - Eee… Możliwe, że się przeziębiłam..?
Medyczka kazała jej poczekać i sięgnęła po parę ziół, po czym podsunęła jej zawiniątko pod łapy.
- Zjedz je, powinno pomóc. Jak Ci nie minie, to przyjdź znowu. Nie chcemy, aby ktokolwiek się zaraził.
Uczennica podziękowała i chwyciła zwitek liści, odwracając się do wyjścia. Jednak drogę blokował jej czekoladowo-biały kocur, zaglądając do środka.
- Cześć Puma!! - mruknęła z pełnym pyskiem. - Co robisz?
<Puma?>
[572 słowa]
[przyznano 11%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz