Dzień, w którym jej serce przestało bić, wcale nie był najgorszy. Co prawda wieczorem nie czuła się zbyt dobrze, jakby jakiś niepokój ogarnął jej ciało, co, zdawało się, że było reakcją naturalną, niemniej niezwykle męczącą. W ten właśnie sposób, w jej legowisku znalazł się Powiew, który to starał się nie dać po sobie poznać, że rozumie sytuację. Może też czuł jej niepokój? Zasnęła więc w otoczeniu miękkiego, przyjaźnie pachnącego futra, przez które zwykła mieć tyle problemów, usypiana przez monotonne ruchy języka, który czyścił jej futro na głowie. Trzymał ją tutaj, w świecie realnym, jedynie posmak goryczy spraw, które dawno powinny zostać załatwione, a z którymi nie dało się już nic teraz zrobić. Było to jak gonienie za widmem, albo inną zjawą, którą wytworzył sobie twój umysł, a nie sposób złapać swoich wyobrażeń. Z początku już po zamknięciu oczu, spotkała się z czymś, z czym zwykła się spotykać, a była to ciemność, często towarzysząca jej w początkowych fazach snu. Niemniej, prócz tego, do jej uszu zaczynały docierać szepty, urywki rozmów, jakby wycięte z losowych scen serialu i zlepione razem w jedną, chaotyczną melodię. Jeśli się dostatecznie skupiła, mogła rozpoznać głosy, a nawet sytuacje, kiedy poszczególne rozmowy miały miejsce. Może to jakiś sposób przypomnienia jej o wszystkich decyzjach jakie podjęła w swoim życiu, jakiś sąd który trwał w jej umyśle i wśród sił, które miały zdecydować gdzie ją posłać. Nie ukrywała, że od pewnego momentu miała nadzieję na dotarcie w gwiezdne kręgi, jednak nie dla samego w nim bycia, a dla kotów, które się w nim znajdują. Była pewna, że nie mogli trafić gdzie indziej, w końcu z jakiej racji? Nawet jeśli zrobili coś złego, to w dobrej wierze lub przez brak działania od strony Klanu Gwiazdy, który mógłby coś zrobić, a jednak postanowił kryć się w swoim świecie, wygłaszając jedynie krótkie, mało wyjaśniające wierszyki, od czasu do czasu rzucając w żyjące koty brokatem hipokryzji, uznając to za rozwiązanie problemu. Chciała to zmienić. Miała teraz wystarczająco dużo czasu, by spróbować przemówić do zmarłych, zadufanych w sobie kotów. Mimo wszystko, czuła niepokój, który jak się po chwili okazało, nie był całkowicie bezpodstawny. Pomiędzy ciemnością i szeptami mogła zauważyć ciemne zarysy drzew, które były w jej oczach nieprzyjemnie blisko, wręcz narzucając swoją obecność. Dostrzec mogła patrzące na nią, zamglone, lub bardziej intensywne ślepia, znajomy odór... od tego wszystkiego dzieliła ją pewna granica, której zdawało się, że obecne w dole duchy nie mogły przekroczyć, co dawało nikłe pocieszenie. Była na skraju. Jak niewiele brakowało jej, by tam trafić? Jaka decyzja uratowała ją przed skończeniem w miejscu, do którego podchodziła obojętnie za młodu? Szczególnie jedna rzecz, czy też osoba, odpychała ją od chęci trafienia do tego miejsca, a mianowicie Kamień. Po ostatnim spotkaniu nie miała ochoty patrzeć jej w pysk, by dostać kolejny wykład o wszystkim, co sama już doskonale wiedziała. Przynajmniej dobrze było zdawać sobie sprawę, że była liderka miała problem z przekręcaniem jej imienia. Postała jeszcze chwilę przy granicy, po chwili ruszając dalej. Nie miała ochoty zostawać w tym miejscu dłużej, niż to konieczne, i wtedy, po kolejnym kroku, znów zapadła ciemność, tym razem jednak, po otworzeniu oczu, nie miała przed sobą złowieszczych kształtów bezlistnych drzew. To koniec? Zamrugała, próbując wyostrzyć swój wzrok i zrozumieć na co patrzy. Otaczała ją znajoma polanka i uczucie spokoju, jakby cierpienie w tym świecie było jedynie czymś wymyślonym. Nie czuła się nawet ciężka, nie czuła bólu, starości, uczucia zmęczenia, które zdawało ciągnąć się za nią w nieskończoność w świecie materialnym, stając się jej nieoderwalną częścią, którą znała lepiej od siebie. Tutaj, to wszystko nie miało znaczenia. Na chwilę jedynie poczuła ukłucie żalu. Chciałaby spędzić więcej czasu z żyjącymi, chciałaby zrobić coś więcej w ich życiu, w końcu nadal nie są na nie gotowi. Nie miała jednak wyrzutów z powodu braku pożegnania. Tak było zdecydowanie lepiej, w końcu zobaczą się jeszcze, prawda?
- Cześć Róża, dość długo ci to zajęło. Znowu - Poczuła ścisk w sercu, gdy zerknęła w bok, szukając właściciela dobrze znanego jej głosu, akceptując powoli wypełniające ją szczęście i ulgę. To naprawdę był koniec.
Dobra, pierwsza postać na blogu upadła i chciałabym powiedzieć, że miałam pomysł na to opko a Róża przez cały ten okres sprawiała mi radość, ale tak nie było. Co mogę powiedzieć, nie każda śmierć będzie poetycko tragiczna, chociaż dla Róży zawsze myślałam, że ogarnę bezdzietną śmierć podczas jakiejś rewolucji w otoczce ze zdrady. Pozostaje mi się z nią pożegnać. Wątpię, bym dała jej drugie życie w innym rp, kiedy już tak mocno związana jest z tym uniwersum. Dziękuję rodzeństwu i całej reszcie rodziny oraz znajomych za wszystkie traumy jakie miały miejsce w jej życiu. Mam nadzieję, że Róża spędzi długie księżyce od nich odpoczywając.
ps: To opko ma 666 słów. Przypadek? Nie sądzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz