Rysia Łapa nie mogła się skupić na niczym już od samego rana. Trudno jej było powiedzieć, czy w ogóle udało jej się w nocy zasnąć. Za bardzo się przejmowała. Nie powinna się stresować tak tym, co powiedział jej Kogut. A jednak w jej żołądku zagościła lodowa kula, sprawiająca, że chciała wejść do legowiska medyka, wziąć mak czy inny rumianek i po prostu zasnąć. Obudzić się po tym wszystkim, co miało nastąpić. To byłoby przyjemne.
Nie na tym powinna się teraz skupić.
Spojrzała na soczyście wyglądającego ptaka, siedzącego sobie kilka długości ogona przed jej łapami. Gołąb dreptał w te i z powrotem wydziobując z ziemi resztki jakichś gnijących orzechów. Trzeba szybko podejść, skoczyć i zabić. I tyle. Nie musisz tyle myśleć, Ryś.
Zaszurała po śniegu ogonem z irytacji. Usłyszał to. Odleciał. Cholera.
Piegowata Mordka posłała jej zrezygnowane spojrzenie. Chciała jej wydrapać gały, byle w końcu się od niej odczepiła. W jej towarzystwie czuła się strasznie nieswojo.
Ta zwierzyna nie była jeszcze stracona, prawda? Widziała, że szare piórka usiadły przy pobliskim drzewie. Można złapać.
Dziwiła się, że jej głośnego chodzenia w śniegu ptak nie słyszy. Cóż, w końcu się przekonała, że to nie będzie trwać wiecznie. Zatrzepotał skrzydłami i już nie wrócił niespodziewanie. Wbiła pazury w ziemię poddenerwowana udaremnioną próbą.
- Który to już? A Klan czeka głodny. - miauknęła pogardliwie Piegowata Mordka.
- W tym śniegu nie da się polować.
- Może z tobą się nie da.
- To tylko ten jeden raz. Zawsze mi się udaje.
- Skoro zawsze ci się tak świetnie udaje, to powiedz mi, na Klan Gwiazdy, dlaczego masz 24 księżyce i wciąż twoje imię jest zakończone na Łapa?
Zacisnęła powieki i otworzyła dopiero po chwili.
- Ponieważ wciąż nie masz ochoty powiedzieć przywódcy, by mnie mianowało!
- Nie tym tonem!
- Nie jestem dzieciakiem.
Liście delikatnie szeleściły na wietrze, szepczącym niezrozumiałe formułki i wysłuchującego ich dyskusji. Po raz kolejny. Miała czekoladowej serdecznie dość.
- A może zastanów się, dlaczego nie chcę?
Podniosła głos mentorka.
- Jaki jest z ciebie pożytek, co?
Zakłuło kremową serce. Nie wiedziała po prostu co powiedzieć. Rzadko kiedy z chwili na chwilę ją zatykało. Ewidentnie nawet taki przygłup jak Pieg wie, gdzie uderzyć ją by zabolało najbardziej. Mimo, że wiedziała, że iloraz inteligencji tej podłej baby jest bliski zeru to jednak te słowa bolały za każdym razem tak samo.
Za bardzo reagowała. Powinna przestać.
- Patroluję, poluję, walczę. Robię to co każdy inny w legowisku. - powiedziała poddenerwowanym głosem, chcąc jak najszybciej skończyć kwestię. Na Klan Gwiazd czy jeszcze raz wyższe siły. Nienawidziła, gdy ze stresu to się działo.
- Zobacz jak ja to widzę. W moich czasach dostawało się ucznia, trenowało, 12 księżyców i basta, wsio ryba. Już jest jakaś Rysia Skóra czy inne Futro. A teraz? Wojownikiem powinnaś być od księżyców!
- To mianuj mnie w końcu!
- Nie będę mianowała beztalencia!
Czekoladowa sprawiała wrażenie absolutnie niewzruszonej tym, co mówi. A uczennica czuła się, jakby miała się stać pyłem i zniknąć gdzieś z wiatrem.
- Przykro mi, że prawda boli. - wzruszyła ramionami. - Jeśli chcesz mianowania, może się postaraj trochę bardziej!
Mimo, że każda osobna myśl kotłowała się w umyśle Rysia, nic nie mogła wydukać z piersi.
- Zawsze się staram. - powiedziała tak cicho, że sama nie była pewna co powiedziała.
- Może trochę głośniej?
- Już nic.
- Jak już się produkujesz, to chciałam to usłyszeć.
Nic nie odpowiedziała. Tylko myślała.
- Na osty i ciernie, jakbyś to zrobiła wszystko byłoby prostsze? Po jakiego grzyba chcesz się ze mną użerać, jeśli jestem tak beznadziejna?
Piegowata Mordka nie odpowiedziała.
- Jesteś zwyczajnym łasiczym sercem!
- Młoda damo, tak ci matka jęzor wypatroszyła?
Wyprostowała się.
- Myślałam o tym długo. Powinnam już być mianowana. Zobaczysz, że wcale nie musisz mnie niańczyć jak noworodka. Może w końcu się zdecydujesz, czy wolisz kłapać mi szczękami przy uszach cały czas, albo czy mieć w końcu spokój.
- Dobrze. Jeśli tak bardzo tego chcesz, oczywiście że mogę to zrobić. - pufnęła z niezadowoleniem Piegowata Mordka. Wstała z miejsca. - Tylko pamiętaj, że ja chciałam mieć uczennicę, z którą da się dogadać i z której mogę być chociaż raz dumna. Przemyśl to sobie, Rysia Łapo. Nie jesteś już dzieciakiem, tak jak mówiłaś. - rzuciła przez zęby, mierząc wzrokiem młodą kotkę. - Upoluj coś. Cokolwiek. Nie chcę wrócić do obozu z propozycją mianowania ciebie, jeśli nie złapałaś chociaż żuka.
Przeszył ją dreszcz radości i wyrzutów sumienia jednocześnie. Nareszcie! Po tylu księżycach..
Błękit jej oczu roztopił się, a same oczy zapominały zapamiętać, co jest w ogóle wokół.
Otrząsnęła się. Nazwała cię beztalenciem.
Zacisnęła zęby. Nie pomiataj tak sobą. Nie reaguj. Nie możesz dawać nikomu satysfakcji z tego co robi. Pieg to tylko manipulator. Musisz to sobie uświadomić.
Żaden zapach (oprócz tego klifiakowego) nie unosił się w powietrzu. Deptała śnieg, tylko ruszając nosem w powietrzu.
Po paru chwilach do jej nozdrzy dotarło kilka woni smacznych kąsków.
Nie na tym powinna się teraz skupić.
Spojrzała na soczyście wyglądającego ptaka, siedzącego sobie kilka długości ogona przed jej łapami. Gołąb dreptał w te i z powrotem wydziobując z ziemi resztki jakichś gnijących orzechów. Trzeba szybko podejść, skoczyć i zabić. I tyle. Nie musisz tyle myśleć, Ryś.
Zaszurała po śniegu ogonem z irytacji. Usłyszał to. Odleciał. Cholera.
Piegowata Mordka posłała jej zrezygnowane spojrzenie. Chciała jej wydrapać gały, byle w końcu się od niej odczepiła. W jej towarzystwie czuła się strasznie nieswojo.
Ta zwierzyna nie była jeszcze stracona, prawda? Widziała, że szare piórka usiadły przy pobliskim drzewie. Można złapać.
Dziwiła się, że jej głośnego chodzenia w śniegu ptak nie słyszy. Cóż, w końcu się przekonała, że to nie będzie trwać wiecznie. Zatrzepotał skrzydłami i już nie wrócił niespodziewanie. Wbiła pazury w ziemię poddenerwowana udaremnioną próbą.
- Który to już? A Klan czeka głodny. - miauknęła pogardliwie Piegowata Mordka.
- W tym śniegu nie da się polować.
- Może z tobą się nie da.
- To tylko ten jeden raz. Zawsze mi się udaje.
- Skoro zawsze ci się tak świetnie udaje, to powiedz mi, na Klan Gwiazdy, dlaczego masz 24 księżyce i wciąż twoje imię jest zakończone na Łapa?
Zacisnęła powieki i otworzyła dopiero po chwili.
- Ponieważ wciąż nie masz ochoty powiedzieć przywódcy, by mnie mianowało!
- Nie tym tonem!
- Nie jestem dzieciakiem.
Liście delikatnie szeleściły na wietrze, szepczącym niezrozumiałe formułki i wysłuchującego ich dyskusji. Po raz kolejny. Miała czekoladowej serdecznie dość.
- A może zastanów się, dlaczego nie chcę?
Podniosła głos mentorka.
- Jaki jest z ciebie pożytek, co?
Zakłuło kremową serce. Nie wiedziała po prostu co powiedzieć. Rzadko kiedy z chwili na chwilę ją zatykało. Ewidentnie nawet taki przygłup jak Pieg wie, gdzie uderzyć ją by zabolało najbardziej. Mimo, że wiedziała, że iloraz inteligencji tej podłej baby jest bliski zeru to jednak te słowa bolały za każdym razem tak samo.
Za bardzo reagowała. Powinna przestać.
- Patroluję, poluję, walczę. Robię to co każdy inny w legowisku. - powiedziała poddenerwowanym głosem, chcąc jak najszybciej skończyć kwestię. Na Klan Gwiazd czy jeszcze raz wyższe siły. Nienawidziła, gdy ze stresu to się działo.
- Zobacz jak ja to widzę. W moich czasach dostawało się ucznia, trenowało, 12 księżyców i basta, wsio ryba. Już jest jakaś Rysia Skóra czy inne Futro. A teraz? Wojownikiem powinnaś być od księżyców!
- To mianuj mnie w końcu!
- Nie będę mianowała beztalencia!
Czekoladowa sprawiała wrażenie absolutnie niewzruszonej tym, co mówi. A uczennica czuła się, jakby miała się stać pyłem i zniknąć gdzieś z wiatrem.
- Przykro mi, że prawda boli. - wzruszyła ramionami. - Jeśli chcesz mianowania, może się postaraj trochę bardziej!
Mimo, że każda osobna myśl kotłowała się w umyśle Rysia, nic nie mogła wydukać z piersi.
- Zawsze się staram. - powiedziała tak cicho, że sama nie była pewna co powiedziała.
- Może trochę głośniej?
- Już nic.
- Jak już się produkujesz, to chciałam to usłyszeć.
Nic nie odpowiedziała. Tylko myślała.
- Na osty i ciernie, jakbyś to zrobiła wszystko byłoby prostsze? Po jakiego grzyba chcesz się ze mną użerać, jeśli jestem tak beznadziejna?
Piegowata Mordka nie odpowiedziała.
- Jesteś zwyczajnym łasiczym sercem!
- Młoda damo, tak ci matka jęzor wypatroszyła?
Wyprostowała się.
- Myślałam o tym długo. Powinnam już być mianowana. Zobaczysz, że wcale nie musisz mnie niańczyć jak noworodka. Może w końcu się zdecydujesz, czy wolisz kłapać mi szczękami przy uszach cały czas, albo czy mieć w końcu spokój.
- Dobrze. Jeśli tak bardzo tego chcesz, oczywiście że mogę to zrobić. - pufnęła z niezadowoleniem Piegowata Mordka. Wstała z miejsca. - Tylko pamiętaj, że ja chciałam mieć uczennicę, z którą da się dogadać i z której mogę być chociaż raz dumna. Przemyśl to sobie, Rysia Łapo. Nie jesteś już dzieciakiem, tak jak mówiłaś. - rzuciła przez zęby, mierząc wzrokiem młodą kotkę. - Upoluj coś. Cokolwiek. Nie chcę wrócić do obozu z propozycją mianowania ciebie, jeśli nie złapałaś chociaż żuka.
Przeszył ją dreszcz radości i wyrzutów sumienia jednocześnie. Nareszcie! Po tylu księżycach..
Błękit jej oczu roztopił się, a same oczy zapominały zapamiętać, co jest w ogóle wokół.
Otrząsnęła się. Nazwała cię beztalenciem.
Zacisnęła zęby. Nie pomiataj tak sobą. Nie reaguj. Nie możesz dawać nikomu satysfakcji z tego co robi. Pieg to tylko manipulator. Musisz to sobie uświadomić.
Żaden zapach (oprócz tego klifiakowego) nie unosił się w powietrzu. Deptała śnieg, tylko ruszając nosem w powietrzu.
Po paru chwilach do jej nozdrzy dotarło kilka woni smacznych kąsków.
Cóż, czas na polowanie.
***
Końcówka ogona kremowej kotki unosiła się i opadała, gdy myślała o tym wszystkim. Posmak krwi świeżej zwierzyny przypominał jej tylko o tym, co miała zrobić. A natomiast to przyprawiało ją o mdłości.
Nie chciała. Bardzo, ależ to bardzo nie chciała tego robić. Jednak czy miała wybór? Wątpiła. Musiała zrobić to, co do niej należało. Jednak i tak łapy drżały na samą myśl.
Wysunęła pazury i zaczęła kreślić coś na ziemi. Nie była pewna co robi, jednak zdawała sobie sprawę, że nie da się podejść do granicy, poczekać na jakiegoś burzaka, wgryźć się mu w gardło i tak po prostu odejść. Plan. Potrzebny jest jej plan. Genialne.
Przyjdzie, skryje się tak by nikt jej nie widział. Narysowała kreski i parę koślawych kółek. Ona pozostanie w ukryciu, a gdy tylko obcy podejdzie, zainteresuje go, by podszedł bliżej.. Nie. To bez sensu. Skreśliła kilka strzałek. Równie dobrze może uciec i wszystkich ostrzec. Musi pozostać w ukryciu. Niezauważona. Jak wilk śledzący samotną sarnę, by znaleźć idealny moment na atak. Kiedy będzie się tego najmniej spodziewać. Dobrze, dobrze...
- Hej, Rysia Łapo.
Wręcz odskoczyła z zaskoczenia, gdy za nią pojawił się inny kot. Na szczęście ze znajomym głosem.
- Jesteś artystą?
Przejechała po twardej ziemi łapą, by zamazać ślady.
- Co cię to?
- A co u ciebie? Kleszcze gryzą?
- Mamy zimę, Lamparci Ryku.
- A co u ciebie? Kleszcze gryzą?
- Mamy zimę, Lamparci Ryku.
Parsknął śmiechem.
- Żartuję tylko. Co u ciebie? Jak treningi?
Przełknęła ślinę.
- Dobrze.
- Sam właśnie wróciłem z treningu z Fioletową Łapą. Zdolna dziewczyna.
- Nie wchodzi ci na głowę?
- Głowę to ona może ci przeorać. Wbrew temu co myślisz, nie przewraca się na wietrze.
- Głowę to ona może ci przeorać. Wbrew temu co myślisz, nie przewraca się na wietrze.
- Mało prawdopodobne.
Ziewnęła.
- Zmęczona?
- Trochę. - usiadła, owijając puchaty ogon wokół swoich łap. - Mokro, zimno, głodno. Życie jak ze snu.
- Sen chyba by ci się przydał. Nie wyglądasz najzdrowiej.
- Dlaczego? - prychnęła.
- Nie wiem. Jakoś tak.. mizernie. Nie jesteś głodna?
- Szczerze? Tak średnio.
- Szczerze? Tak średnio.
- Złapałem dzisiaj sporą wronę. Chyba jeszcze leży na stosie.
Wrona.. To nie jest dobry omen. Zwiastuje śmierć.
- Podziękuję. Nic mi nie jest, Lampart. - wstała. - Nie musisz mnie niańczyć.
- Rozumiem. A może...
Już go nie słyszała. Nie chciało jej się słuchać jego ględzenia na jej temat. Czy to chce wyskoczyć na wspólny posiłek, spacer, pogadać, podrzemać. Już miała tego dość. Matkować to on może swojej uczennicy. Po coś ją ma.
Weszła na swój skrawek mchu. Legowisko przesiąknięte jej zapachem jak stare piórko którym bawiła się w dzieciństwie. Zgubiła je. Nie żeby było jej specjalnie potrzebne, jednak lubiła do niego wracać. Patrzeć jak nakrapiana lotka zatacza kółka w powietrzu, jak gdyby przy niej znowu leżała matka, a ona tylko bawiła się, czując jej chłodny wzrok na sobie. Perliczka nigdy nie zwracała na nią większej uwagi. Na nią i na rodzeństwo oczywiście. Ryś tak w sumie... nie za bardzo ich pamiętała. Byli rudzi. Niepodobni do niej. Była jak czarna owca miotu. Może to dlatego trafiła do Klanu Klifu, została z mamą. Klan Burzy był ponoć kiedyś dziwny, ale niewiele o nim słyszała. Tylko opowiastki zasłyszane w Klanie i plotki na zgromadzeniu. Ponoć był rządzony bardzo twardą łapą. Wzruszyła na to ramionami. Nie jej sprawa.
Spojrzała na drzemiących kolegów z legowiska. "Kolegów", rzecz jasna. Nie przyjaźniła się z nowicjuszami, kociakami. Też rudzi. Podobni. Potomkowie Lisiej Gwiazdy.
Nikt w Klanie nie zapominał, że Iskrzący Krok była córką tego lidera. Podczas dzielenia się językami było to podkreślane przez wszystkich, zwłaszcza tych starszych członków. Wnuki tego rudego kota. Brr. Nie wiedziała czy to zaszczyt czy przekleństwo. Żaden z nich nie przypominał ich dziadka. Potężnego kocura, nie bojącego się powiedzieć prawdę czy uderzyć trochę mocniej, by ktoś zapamiętał coś lepiej. W Klanie Klifu był czymś w rodzaju postrachu. Panem "sam wiesz kto" którego imienia nikt nie chciał wymawiać.
Był niezrozumiany. Zaimponował jej już kiedy była kociakiem. Pokazał jej inny świat niż przekoloryzowana bajka dla kociaków. Nauczył ją stanowienia zasad. Jak być lepszym. Jak wykorzystać swój potencjał. Był po prostu twardszy niż reszta i nie słodził życia.
Położyła się na swoim legowisku wygodniej. Było miękkie i miłe w dotyku. Tylko ono zawsze bez wyjątków ją rozumiało.. Chłonęło zarówno jej puste słowa, myśli czy też łzy i krew. W pewnym sensie - będzie jej brakować tego kawałka śmiecia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz