Wgryzła się w białą łapę, czując jak pod jej zębami otwiera się strumień gęstej krwi o metalicznym posmaku ziemi. Syknięcie wroga tylko ją podsyciło, lecz równie szybko otrzymała soczystego kopniaka prosto w pysk. Prędko podniosła się z ziemi, jednak to Koguci Dziób był od niej szybszy. Jego grube łapy przygniotły kremowo-białą sierść uczennicy do ziemi, wraz z jej chudym ciałem. Kopała go po brzuchu, lecz nieudolnie. Zatopił zęby w jej szyi, przedzierając się przez śnieżnobiały puch na niej. Wyrwała mu się bez pisku z bólu.
Nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku, i to nie z przerażenia. Wiedziała, że jej ciało pokrywa rozgrzana tarcza jak ze stali, którą mało kto przetnie. Księżyce trenowania w tym miejscu zrobiły z niej w końcu kogoś porządnego. Wojownika godnego należenia do Klanu Klifu. Kogut wybił jej z głowy głupie myśli. Zespawał ją w niezniszczalny kamień. W kogoś, kto już nigdy się nie załamie.
Powtarzała to sobie w myślach za każdym razem. Chciała taka być. Jakaś jej część wierzyła, że właśnie kimś takim jest. Druga część wciąż istniała i się temu sprzeciwiała. Musiała myśleć rozsądnie. Tego, co jej w uszach bezsensownie piszczy należało się pozbyć. Wyrzucić.
Ah! Zrobiła unik przed łapą Koguciego Dzioba. Zamyśliła się po raz kolejny. Starała się przewidzieć jego następny ruch, ale to ona teraz dostała. Nim się podniosła wpadła na pomysł.
Musiała go zaskoczyć.
Nim czarny zdążył kiwnąć pazurem pognała między szerokie, grube i chropowate pnie dębów. Miała już pomysł. Miała szansę do realizacji. Musiała go tylko odciągnąć w miejsce, w którym będzie mieć przewagę. Sam jej tego nauczył. Był inteligentny. Zmartwiła się, lecz minęła chwila i oczyściła umysł. Nie mogła sobie tym zaprzątać łba, zwłaszcza w ważnym momencie.
Zatrzymała się na moment, by się zorientować gdzie jest i nabrać tchu. Usiadła, słysząc tylko i wyłącznie oddalone kroki kocura. Byłą na chwilę bezpieczna w tej gęstwinie. Miejsce, gdzie brak gwiazd było specyficzne. Na myśl często przywodziło jej tereny Klanu Klifu, jednak były zupełnie inne. Jakieś takie.. puste. Zimne i chłodne. Obrzydliwa mgła unosiła się nad ziemią i wzbijała w powietrze, przez co wydawało jej się, że jest o wiele cięższa i masywniejsza niż w rzeczywistości. Czasami miała wrażenie, że biegnie przez wzburzone błoto, które przylegało do końcówek jej sierści na całym ciele. Brr. Przez jej grzbiet skakały iskierki, przeskakujące z włosa na włos, wzbudzając dreszcze i skurcze. Energia tego miejsca była niezwykła. To rzecz której brakowało jej w prawdziwym świecie. Tutaj każde uczucie wyglądało inaczej. Każdy ruch, myśl. Nic nie przypominało jej tego, co czuła normalnie. Koguci Dziób wzbudził w niej poczucie przywiązania do Mrocznej Puszczy. Niewątpliwie. Obejrzała się, czy nikt nie idzie. Zdarzyło się jej widzieć inne koty. Inne niż Kogut, oczywiście. Były jej zupełnie obce, nawet nie tyle co ich nie znała, tyle, że sprawiali wrażenie nieistniejących w środku. Ciał bez duszy. Tak właściwie, nawet nieliczna, wychudzona i przerażająca zwierzyna wydawała się być nieobecna. Jak poza zasięgiem świadomości. Chciała zadawać wiele pytań mentorowi. Ciekawiła ją natura tej wszawej ziemi. W jakiś chory sposób była piękna.
Dudnienie kroków wraz z szczękiem szponów vana był jak gruchot rzuconych kości o skałę. Rozbudził ją. Czy była przygotowana? Nie była pewna. W mig zaostrzyła swój sprzęt o korę pobliskiego drzewa, po czym skryła się za nim. Zastanawiała się, ile czasu może minąć nim kocur zrozumie jej taktykę i pozna położenie.
Nie doceniła przeciwnika, który ze sprawnością, wijąc się jak wąż, prześlizgnął się między dylami bez najmniejszej drzazgi wbitej w łapy. Czuła, że członek Ciemnego Lasu wie gdzie ona jest. Niepokój pojawił się tym razem nie w głowie, a od razu w jej klatce piersiowej, ściskając za płuca. Zdusiła to i popruła za zeschnięte gałązki ostrokrzewu, który stał nieopodal. Słyszała własne bicie serca, goniące za chęcią ucieczki jak oszalałe. Nie uda ci się; nie jesteś w stanie pokonać mistrza - powtarzały jej natrętne głosy. Chciała się z nich otrząsnąć, jak z transu, jednak wiedziała, że tak nie potrafi. Była dziwna. Jej obowiązkiem było nauczyć się z tym żyć. Odetchnęła głęboko, o mało się tym nie krztusząc mazią z powietrza. Czas na zebranie w sobie jakiejś odwagi.
Wyskoczyła w stronę łaciatego i zbiła się z nim w jedną, szarpiącą się kulę gdy tylko jedno ucho pojawiło się w zasięgu jej szponów i zębów. Oboje się rozdzielili po mignięciu okiem, lecz Ryś nie miała najmniejszej ochoty tego przerywać. A tak właściwie miała, jednak nie miała ochoty przegrać walki. Spięła mięśnie i rzuciła się z pazurami po raz drugi, ale tym razem Koguci Dziób był już przygotowany. Zrzucił ją jak denerwującą pchłę z grzbietu. Naskoczyła po raz trzeci. To uderzenie starał się zablokować umięśnionymi łapami, jednak tym razem to Rysia była silniejsza. Sforsowała jego blok i błyskawicą przedarła się, by to kocura przygnieść do ziemi. Ten jednak wiedział co się święci. Nie dał się przydusić, a wgryzł się w pierś kotki, która natychmiast się cofnęła i puściła wroga. Głupi, ale skuteczny chwyt. Warknęła pod nosem. Powinna to przewidzieć. Czarny bez uprzedzenia sam uderzył, przewracając kotkę na ziemię. Zasyczała. Miała świadomość, że jak się podniesie ten się na nią rzuci. Wciąż czuła na karku zabliźniający się ślad po takim błędzie. Błędzie którego więcej nie popełni.
W tym czasie Dziób uderzył silną łapą w ramię kotki, potem po raz drugi i trzeci w różne partie ciała. Odskoczyła w tył, uderzając przez nieuwagę w wysoką, tykowatą olszę. Ledwo co po raz drugi uciekła przed solidnym udrapaniem jej twarzy. Nim rąbnęła o coś znowu wyprostowała się i napadła na zaskoczony pysk kota. Pazury wbiła w jego barki i przetoczyli się razem, uderzając o gołą ziemię. Odbiła się od niej i wgryzła się w szyję kocura, który szarpał się jak opętany. W końcu opadł, miaucząc o końcu rozgrywki.
Miała zabrudzony pysk. Oblizywała się po zębach, o mało nie spadając na goły grunt spowity piachem i spękaniami. Kotłowało w niej zbyt dużo negatywnych, pojedynczych przemyśleń. Wśród nich było zwycięstwo. Pokonała go.
Duma uderzyła dopiero po kilku chwilach, gdy spojrzała na podnoszącego się, masywnego kota.
- Bolało? - spytała ironicznie.
- Jak na ciebie, bardzo. - rzucił, otrzepując się z resztek bielicy. - Jestem z ciebie dumny, Rysia Łapo.
Ciepły ton głosu mentora rozgrzał ciało kremowej uczennicy jak płomienie. Te słowa były jak przepiękna słowicza pieśń, skierowana właśnie do niej. I tylko do niej. To gdzie się znajdowała nie było ważne - to bagno pachnące śmiercią i brudem. Takim było tylko wysłuchanie tego, co chciała usłyszeć.
Bardzo kochała tego słuchać. Rzadko kiedy ktoś mówił coś w ten deseń o niej w Klanie Klifu. Szybciej rozsiewały się ploty. Denerwujące ploty. To tu była wartościowa.
- Jesteś najlepszą wojowniczką we własnym Klanie. Księżyce treningu nie poszły na marne, Rysiu. Stałaś się czymś więcej niż zwykłym kotem. Jesteś teraz kimś, kogo nie da się opisać. Kimś, kto dłużej nie będzie pomiotem brudnej krwi. Teraz przeinaczyłaś się w wartą swojego tytułu.
Przeszył ją od uszu po końcówkę ogona delikatny dreszcz, ale tym razem nie przez bagnistą mgłę, tylko przez pochwały. Podniosła kąciki ust do góry, wraz z uszami, w których gotowała się ciepła krew.
- Gdyby Lisia Gwiazda mógł tu przyjść powtórzyłby moje słowa, ale i tym razem nie jest w stanie. Szczere gratulacje dla ciebie, Rysia Łapo.
- Dlaczego nie może? - wymsknęło jej się przez przypadek, jednak nie żałowała tego. Chciała usłyszeć. Może coś jest nie tak?
- Duchy Mrocznej Puszczy chodzą różnymi ścieżkami, innymi niż śmiertelnicy. Nawet jeśli jesteś tutaj, to nie jest tak proste. Wszystko się rządzi innymi prawami.
- Duchy Mrocznej Puszczy chodzą różnymi ścieżkami, innymi niż śmiertelnicy. Nawet jeśli jesteś tutaj, to nie jest tak proste. Wszystko się rządzi innymi prawami.
Kiwnęła głową.
- Rysia Łapo, jesteś wspaniałym bojownikiem, którego potencjał lśni jak tarcza księżyca w pełni, a czego inni dostrzec nie mogą, ale mam dla ciebie jeszcze jedno, ważne zadanie.
- Jakie? - powiedziała z pewnością w głosie. Nic nie stało jej na przeszkodzie by wypełnić jakiś swój obowiązek. Aby uczynić coś ważnego. Spełnić ważną rolę... Rozpłynęłaby się.
- Powiedz mi, Rysia Łapo, jak bardzo żałujesz krwi, która w tobie płynie?
- Bardzo. Mogłabym zrobić wszystko, byleby moim ojcem nie był durny burzak. - zawarczała. Czemu on w ogóle o to pyta? Okropieństwo. Czyste okropieństwo.
- Wszystko?
- Mówię, że wszystko!
- Mówię, że wszystko!
Koguci Dziób uśmiechnął się.
- Udowodnisz nam to.
Zamilkła na chwilę, czekając na następne słowa w małym osłupieniu.
- Każdy z nas zawsze musiał coś udowodnić. A ja wierzę, że mogę powierzyć ci coś takiego.
Skinęła głową.
- Na granicy z Klanem Burzy czai się ich pełno na samotnych patrolach. Wyłap takiego. Pokaż mi jak bardzo ich nienawidzisz.
Zamrugała kilka razy, patrząc na czarno-biały pysk byłego wojownika jej Klanu.
- Zabij.
Błękitne, lodowate oczy kotki otworzyły się w przestrachu.
- C-czy to konieczne? - głos jej zadrgał, a sama się poczuła jakby miała wypluć zaraz potężnego kłaka. Co jest nie tak z nią, że tak reaguje? Musiała to zignorować. Nic innego. Ukryć, schować, zapomnieć. Tak jak jej mówiono.
- Jeśli jesteś prawdziwym klifiakiem to oczywiście. - zaczął ją okrążać, a ona tylko odwracała się by patrzeć na jego pysk. Teraz to co wypowiadał nie było już miłe, zagrzewające do działania. Było straszne.
- Kodeks wojownika..
- Kodeks jest dla tych, co wierzą w siłę kici w gwiazdach. To tylko cię ogranicza. A uwierz mi, wiele kotów, których nigdy o to byś nie posądziła ma swoje za pazurami. Jeśli milutkie kuleczki ciepła i miłości mogły to zrobić, to dlaczego nie ty?
Przełknęła nerwowo ślinę. Dopiero teraz wszystkie rany z bitwy zaczęły ją piec jak ugryzienia pozostawione przez całe stado szerszeni. Adrenalina opadła. Wzrok chciał uciec gdzie indziej... Ba, cała chciała.
Dlaczego jest taka pierzchliwa?
- Chyba, że czujesz się jednością z burzakami. Jeśli tylko chcesz, możesz odbiec w ich strony, zacząć gonić wiatr. Lecz czy to jest życie, o którym marzysz? - zawarczał gardłowo Kogut, czekając na odpowiedź.
Pokręciła łbem.
- Nie. Jestem klifiakiem. Nikim innym. - odpowiedziała zbitym tonem.
- W takim razie?
Wzięła głęboki wdech.
- Zrobię to. - miauknęła zbierając w sobie wszystkie siły, byle jej głos brzmiał normalnie. Machnęła ogonem.
- Zrobię to. - miauknęła zbierając w sobie wszystkie siły, byle jej głos brzmiał normalnie. Machnęła ogonem.
- I to chciałem usłyszeć. - szepnął, po czym zaczął się powoli rozmywać. Wpierw łapy, później ogon, brzuch, szyja, aż w końcu głowa i zielone oko z błyskiem zaufania. Wszystko zniknęło, zostawiając w tym dziwnym świecie uczennicę samą. Nie mogła tego zepsuć. Zawiedzenie Koguta byłoby gorsze niż okropne.
Jest jedynym kotem który we mnie wierzy. - pomyślała, garbiąc się. - Dlaczego to jest takie trudne nawet w mojej głowie?
Wyprostowała się. Nie miała wyboru. Każdy ma coś za pazurami.
***
Zapach krwi, oznaczeń zapachowych i glutowatej mgiełki zniknął. Zastąpiła je przyjemna woń lasu, świeżej zwierzyny i innych kotów. Już nie starała się ułożyć wygodnie. Nawet jeśli jedynym, czego chciała był sen, nie mogłaby zasnąć. Wiedziała, że tej nocy już nie zmruży oka chociażby na drobną chwilę. Argh! Rany. Wciąż bolą.
Wylizała się porządnie, by zasklepić obrażenia i ukryć ich smród. Okryła je gęstym futrem. Owinęła jeszcze ogon wokół swojego ciała. Wciąż mroziło na dworze. Z jej pyska wydostał się nierówny oddech, przeistaczający się w parę. Musiała dotknąć pyska, by się upewnić że nie wygląda jak morderca. A przynajmniej jeszcze nie wygląda.
Czy naprawdę jest do tego zdolna?
Czy zabije?
Są takie rzeczy, które stoją wyżej niż moralność. - pojawiła się u niej myśl, którą szybko zastąpiła inna. - Musisz to zrobić. Nikt tego nie zrobi za ciebie. Jesteś jedyną, do której to należy.
Zmieniła się w kulkę. Nie wiedziała, jak inne koty to robią. Jak mogą się czegoś takiego nie bać. Może to z nią było coś nie tak? Może była zwyczajnym tchórzem. Śmieciem.
Nawet jeśli, to to zrobi. Jeśli to miała być ostatnia rzecz w jej życiu również. To nie może być niemożliwe. Będzie szybko. Zapomni o sprawie. Życie będzie się toczyło dalej.
Miała taką nadzieję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz