Kotka tylko spojrzała na tłum kotów, próbując wykrzesać w sobie odwagę. Uniosła łeb i usiadła pod wysoką skałą.
- Dzisiaj zebraliśmy się, by mianować tą oto tutaj uczennicę na wojownika. - Jaśmin spojrzało na nią. - Ja, Jaśminowa Gwiazda, wzywam moich walecznych przodków, by spojrzeli na tą uczennicę. Pracowała pilnie i ciężko przez wiele księżyców, by poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Rysia Łapo, czy przysięgasz bronić Klanu Klifu nawet za cenę własnego życia?W błękitnych oczach Ryś pojawił się błysk.
- Przysięgam. - miauknęła pewnie. Nie było rzeczy, której była bardziej pewna niż kwestia jej lojalności. Nie zdradziłaby Klanu nigdy. Nigdy przenigdy.
- W takim razie, na mocy Klanu Gwiazdy nadaję ci twoje wojownicze imię. Rysia Łapo, od teraz będziesz znana jako...
Wzięła głęboki oddech. Zbyt długo na to czekała. A teraz każda milisekunda trwała godzinę.
- ..Rysi Puch. Twój Klan ceni twoją siłę, lojalność i wytrwałość oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Klifu.
...co?
Cofnęła się przed skałą, gdy stykała się nosem z Jaśminem.
Rysi... Puch?
Nie mogła wydusić z siebie słowa.
Czy to imię było na serio? Czy to nie jest jakiś ponury żart?
- Rysi Puch! Rysi Puch! Rysi Puch! - skandował Klan, patrząc na nową wojowniczkę, której postura ucieszonej i dumnej chowała się pod cieniem oczu, zdradzających wszystkie jej emocje.
- Rysi Puch! - podbiegł do niej z tłumu Lamparci Ryk, liżąc ją po uchu. - Przepiękne imię! Nie wiedziałem, że kiedykolwiek się tego doczekam. W tym dobrym sensie.
Milczała na pochwały. Wciąż jej nowe imię dzwoniło jej w uszach jak wyrok.
Czy naprawdę jej zasługi miały zostać przypieczętowane Puchem? Imieniem jak dla kocięcia? Niczym dla kota strachliwego, słabego, który boi się wyjść z legowiska?
Podeszło do niej więcej kotów. Jedna część po prostu gratulowała nowej posady, jedni mieli przygotowane bardziej dosadne kwestie, natomiast głos jednego z podchodzących szczególnie wrył się jej w pamięć.
- Rysi Puch. Jesteś godna tego imienia. - zgryźliwy ton zlewał się z innymi głosami, nierozpoznawalny. - Gratulacje.
Wśród innych pochlebstw, które w innym przypadku sprawiłyby, że zmiękłaby do poziomu zgniłej gruszki, tego nie mogła zapomnieć. Po prostu nie.
Widziała, że Lamparci Ryk to zauważył. Jak mógłby nie zauważyć? Widział każdą zmianę nastroju, emocję. Niczym wróg, śledzący innego, by poznać każdą jego tajemnicę. Często czuła, że to było niepokojące. Fakt, że potrafił zrozumieć niemal każdy sygnał wysyłany przez jej ciało. To było okropne. Był niczym szpieg. A jednak nie robił nic sobie z informacji, które znajdował. Wręcz przeciwnie, nie dość, że zdradzał swoje spostrzeżenia na jej temat, to jeszcze na swój. Nie wiedziała, dlaczego czarny był tak skrajnie nieodpowiedzialny. Mogłaby to wykorzystać już wiele razy.
- Hm, rgmh. Możemy pogadać, Rysi Puchu?
Oczywiście. Pogadać. Kolejne słowa, że się o nią martwi. Że ma coraz to nowsze rany, a Klan Klifu z nikim nie stoczył walki. Bo je mniej niż zazwyczaj, bo się zmieniła, bo jest inna. Kolejna pogadanka jak z kociakiem, że coś jest nie tak i czy nie chce porozmawiać na ten temat. Za każdym razem mówiła twarde nie, ale on wracał. Za każdym pieprzonym razem.
Jednak czy mogła mu odmówić?
- Piękna z was para. - miauknął ktoś z tyłu, gdy szła obok Lamparta na pogadankę gdzieś, gdzie będzie ustronniej. Para. Czy ktokolwiek mógł pomyśleć, że ona.. I on.. Nie. Nie było takiej opcji. Zacisnęła zęby. Kocur nie był jej partnerem! Czy ktoś mógłby pomyśleć, że wybierze taką osobę?
Niepokój unosił się w powietrzu. Wydobywał się z niego smród zaniepokojenia. Nie miała na to ochoty. Nie na kolejne puszczanie słów na wiatr, że zrobi to, że zrobi tamto. Że dobrze, już tak nie będzie, że się postara. Znowu dać parszywą nadzieję temu kotu i patrzeć jak się po raz kolejny załamuje. Może Ryś wyglądała na apatyczną na emocje innych, ale w głębi duszy żałowała, gdy zrobiła komuś przykrość. Oczywiście gdy tą osobą był Lamparci Ryk, bo inaczej miała to gdzieś.
- Nie cieszysz się z nowego imienia?
Odetchnęła głęboko.
- Czy ty byś skakał z radości, jakby to ciebie ktoś nazwał Lamparcim Puchem?
- Cóż. Nawet nie brzmi źle. - zaśmiał się na chwilę, po czym znowu spoważniał. - Twoje imię nie ma znaczenia. Wciąż jesteś tym samym kotem, nie ważne czy Puchem czy Pazurem.
- Ale ja to wiem. - mruknęła, machając ogonem. Nie była głupia. - O czym tak bardzo chcesz porozmawiać?
- Coś chyba jest nie tak. Tu chodzi o coś więcej niż imię. Jesteś jakaś taka.. inna.
Parsknęła.
- Nie powtarzaj się. Mówisz to cały czas.
Czarny westchnął, patrząc smutnymi oczami na przyjaciółkę.
- Bo cały czas taka jesteś. Kiedyś cię znałem lepiej. Gadaliśmy sporo. A teraz mało kiedy widzę cię w obozie. Zawsze gdzieś wychodzisz w pojedynkę. Coś się stało?
- Może. - miauknęła, po czym ugryzła się w język. - Nic się nie stało. Wydoroślałam. - polizała się po łapie czując napięcie w brzuchu i w głowie. Nie przepadała za takimi rozmówkami.
...co?
Cofnęła się przed skałą, gdy stykała się nosem z Jaśminem.
Rysi... Puch?
Nie mogła wydusić z siebie słowa.
Czy to imię było na serio? Czy to nie jest jakiś ponury żart?
- Rysi Puch! Rysi Puch! Rysi Puch! - skandował Klan, patrząc na nową wojowniczkę, której postura ucieszonej i dumnej chowała się pod cieniem oczu, zdradzających wszystkie jej emocje.
- Rysi Puch! - podbiegł do niej z tłumu Lamparci Ryk, liżąc ją po uchu. - Przepiękne imię! Nie wiedziałem, że kiedykolwiek się tego doczekam. W tym dobrym sensie.
Milczała na pochwały. Wciąż jej nowe imię dzwoniło jej w uszach jak wyrok.
Czy naprawdę jej zasługi miały zostać przypieczętowane Puchem? Imieniem jak dla kocięcia? Niczym dla kota strachliwego, słabego, który boi się wyjść z legowiska?
Podeszło do niej więcej kotów. Jedna część po prostu gratulowała nowej posady, jedni mieli przygotowane bardziej dosadne kwestie, natomiast głos jednego z podchodzących szczególnie wrył się jej w pamięć.
- Rysi Puch. Jesteś godna tego imienia. - zgryźliwy ton zlewał się z innymi głosami, nierozpoznawalny. - Gratulacje.
Wśród innych pochlebstw, które w innym przypadku sprawiłyby, że zmiękłaby do poziomu zgniłej gruszki, tego nie mogła zapomnieć. Po prostu nie.
Widziała, że Lamparci Ryk to zauważył. Jak mógłby nie zauważyć? Widział każdą zmianę nastroju, emocję. Niczym wróg, śledzący innego, by poznać każdą jego tajemnicę. Często czuła, że to było niepokojące. Fakt, że potrafił zrozumieć niemal każdy sygnał wysyłany przez jej ciało. To było okropne. Był niczym szpieg. A jednak nie robił nic sobie z informacji, które znajdował. Wręcz przeciwnie, nie dość, że zdradzał swoje spostrzeżenia na jej temat, to jeszcze na swój. Nie wiedziała, dlaczego czarny był tak skrajnie nieodpowiedzialny. Mogłaby to wykorzystać już wiele razy.
- Hm, rgmh. Możemy pogadać, Rysi Puchu?
Oczywiście. Pogadać. Kolejne słowa, że się o nią martwi. Że ma coraz to nowsze rany, a Klan Klifu z nikim nie stoczył walki. Bo je mniej niż zazwyczaj, bo się zmieniła, bo jest inna. Kolejna pogadanka jak z kociakiem, że coś jest nie tak i czy nie chce porozmawiać na ten temat. Za każdym razem mówiła twarde nie, ale on wracał. Za każdym pieprzonym razem.
Jednak czy mogła mu odmówić?
- Piękna z was para. - miauknął ktoś z tyłu, gdy szła obok Lamparta na pogadankę gdzieś, gdzie będzie ustronniej. Para. Czy ktokolwiek mógł pomyśleć, że ona.. I on.. Nie. Nie było takiej opcji. Zacisnęła zęby. Kocur nie był jej partnerem! Czy ktoś mógłby pomyśleć, że wybierze taką osobę?
Niepokój unosił się w powietrzu. Wydobywał się z niego smród zaniepokojenia. Nie miała na to ochoty. Nie na kolejne puszczanie słów na wiatr, że zrobi to, że zrobi tamto. Że dobrze, już tak nie będzie, że się postara. Znowu dać parszywą nadzieję temu kotu i patrzeć jak się po raz kolejny załamuje. Może Ryś wyglądała na apatyczną na emocje innych, ale w głębi duszy żałowała, gdy zrobiła komuś przykrość. Oczywiście gdy tą osobą był Lamparci Ryk, bo inaczej miała to gdzieś.
- Nie cieszysz się z nowego imienia?
Odetchnęła głęboko.
- Czy ty byś skakał z radości, jakby to ciebie ktoś nazwał Lamparcim Puchem?
- Cóż. Nawet nie brzmi źle. - zaśmiał się na chwilę, po czym znowu spoważniał. - Twoje imię nie ma znaczenia. Wciąż jesteś tym samym kotem, nie ważne czy Puchem czy Pazurem.
- Ale ja to wiem. - mruknęła, machając ogonem. Nie była głupia. - O czym tak bardzo chcesz porozmawiać?
- Coś chyba jest nie tak. Tu chodzi o coś więcej niż imię. Jesteś jakaś taka.. inna.
Parsknęła.
- Nie powtarzaj się. Mówisz to cały czas.
Czarny westchnął, patrząc smutnymi oczami na przyjaciółkę.
- Bo cały czas taka jesteś. Kiedyś cię znałem lepiej. Gadaliśmy sporo. A teraz mało kiedy widzę cię w obozie. Zawsze gdzieś wychodzisz w pojedynkę. Coś się stało?
- Może. - miauknęła, po czym ugryzła się w język. - Nic się nie stało. Wydoroślałam. - polizała się po łapie czując napięcie w brzuchu i w głowie. Nie przepadała za takimi rozmówkami.
- No nie wiem. Jakoś dziwnie się zachowujesz.
- Od kiedy?
- Od niedawna. Paru księżyców może.
Zamrugał kilka razy.
- Coś się stało? - wyczuła jego zmartwienie w głosie.
- Mówiłam. Stałam się po prostu dorosła. Nie jestem już burzliwą nastolatką. - wspinały się po jej grzbiecie wyrzuty sumienia, wzbudzając dreszcze. Lampart, nie ważne jak irytujący, robił wszystko dla jej dobra.
Na Klan Gwiazdy.
- Ale doceniam, że się o mnie zamartwiasz. - dodała nerwowo ruszając końcówką ogona. - To miłe. Ale serio nic mi nie jest. Nie musisz tego robić.
Uśmiechnęła się sztucznie.
- Chcesz może iść na patrol? - spytała. Ugh. Tak bardzo nie chciała z nim nigdzie wychodzić. Nie teraz.
Ale z tyłu głowy już miała przeczucie, że jak będzie sama dopadnie ją Kogut, a to wolała odwlekać jak najdalej od siebie.
***
Ten dzień nie był taki zły.
Lamparci Ryk był mniej irytujący niż zwykle.
Ziemia jakoś mniej grząska.
Słońce jakieś takie cieplejsze.
Ale w końcu nadeszła noc, otulając senne koty księżycową kołdrą, by zasnąć w spokoju. Ona nie mogła jednak zasnąć.
Legowisko wojowników było inne niż to uczniowskie. Po pierwsze, było tu o wiele więcej kotów, co sprawiało, że czuła się bezpieczniej. Lamparci Ryk zaproponował jej miejsce obok siebie, ale Rysi Puch wybrała to na końcu. Chciałaby usnąć i nie martwić się o własną skórę, ale szepty Koguciego Dzioba drapały ją po karku jak kara.
***
To miejsce było nawet jeszcze bardziej obślizgłe niż wcześniej.
- Kogo my tu mamy? - warknął z niskim chichotem kocur, którego nie chciała tu spotkać. - Naszego kochanego tchórza?
- Chcę cię najmocniej przeprosić. - szepnęła cicho, nieśmiało podchodząc w stronę czarnego, zniżając łeb. - Żałuję mojego zachowania bardziej niż myślisz.
- A ty myślisz, że tutaj przepraszam ma jakiekolwiek znaczenie. - łapa i pazury kota minęły ją zaledwie o długość wąsa. Zrobiła prędki unik, odskakując dalej. - W Mrocznej Puszczy przepraszam nie uratuje ci życia. - teraz to on skoczył i złapał kotkę w sidła, przyduszając do ziemi.
- Teraz możemy rozmawiać. Nie martw się, nie zamierzam ubić takiego szczura jak ty. - warknął, widząc przestraszony błysk w oku Rysiej. - Trudziłem się za długo, by dostać takie ścierwo, które kota z innego Klanu zabić nie potrafi. - syknął, wbijając kremową w twardą ziemię, tak że aż bolały ją kości.
Milczała. Po prostu nie wiedziała jak wyrazić własny żal. Parzyły ją wyrzuty sumienia. Nie potrafiła zrobić czegoś prostego jak połknięcie płotki.
- To moja wina. Pierdolona wina. - wyrwała się z uścisku, gdy się nie spodziewał. - Jestem tchórzem. - zacisnęła powieki. - Ale.. Ale zrobię wszystko, by ci to wynagrodzić. Każdą rzecz jaką tylko chcesz. Bez wyjątku.
Kocur uśmiechnął się. Widziała niepokojący błysk w jego oku.
Czuła, że pożałuje swojej przysięgi.
- Od kiedy?
- Od niedawna. Paru księżyców może.
Zamrugał kilka razy.
- Coś się stało? - wyczuła jego zmartwienie w głosie.
- Mówiłam. Stałam się po prostu dorosła. Nie jestem już burzliwą nastolatką. - wspinały się po jej grzbiecie wyrzuty sumienia, wzbudzając dreszcze. Lampart, nie ważne jak irytujący, robił wszystko dla jej dobra.
Na Klan Gwiazdy.
- Ale doceniam, że się o mnie zamartwiasz. - dodała nerwowo ruszając końcówką ogona. - To miłe. Ale serio nic mi nie jest. Nie musisz tego robić.
Uśmiechnęła się sztucznie.
- Chcesz może iść na patrol? - spytała. Ugh. Tak bardzo nie chciała z nim nigdzie wychodzić. Nie teraz.
Ale z tyłu głowy już miała przeczucie, że jak będzie sama dopadnie ją Kogut, a to wolała odwlekać jak najdalej od siebie.
***
Ten dzień nie był taki zły.
Lamparci Ryk był mniej irytujący niż zwykle.
Ziemia jakoś mniej grząska.
Słońce jakieś takie cieplejsze.
Ale w końcu nadeszła noc, otulając senne koty księżycową kołdrą, by zasnąć w spokoju. Ona nie mogła jednak zasnąć.
Legowisko wojowników było inne niż to uczniowskie. Po pierwsze, było tu o wiele więcej kotów, co sprawiało, że czuła się bezpieczniej. Lamparci Ryk zaproponował jej miejsce obok siebie, ale Rysi Puch wybrała to na końcu. Chciałaby usnąć i nie martwić się o własną skórę, ale szepty Koguciego Dzioba drapały ją po karku jak kara.
***
To miejsce było nawet jeszcze bardziej obślizgłe niż wcześniej.
- Kogo my tu mamy? - warknął z niskim chichotem kocur, którego nie chciała tu spotkać. - Naszego kochanego tchórza?
- Chcę cię najmocniej przeprosić. - szepnęła cicho, nieśmiało podchodząc w stronę czarnego, zniżając łeb. - Żałuję mojego zachowania bardziej niż myślisz.
- A ty myślisz, że tutaj przepraszam ma jakiekolwiek znaczenie. - łapa i pazury kota minęły ją zaledwie o długość wąsa. Zrobiła prędki unik, odskakując dalej. - W Mrocznej Puszczy przepraszam nie uratuje ci życia. - teraz to on skoczył i złapał kotkę w sidła, przyduszając do ziemi.
- Teraz możemy rozmawiać. Nie martw się, nie zamierzam ubić takiego szczura jak ty. - warknął, widząc przestraszony błysk w oku Rysiej. - Trudziłem się za długo, by dostać takie ścierwo, które kota z innego Klanu zabić nie potrafi. - syknął, wbijając kremową w twardą ziemię, tak że aż bolały ją kości.
Milczała. Po prostu nie wiedziała jak wyrazić własny żal. Parzyły ją wyrzuty sumienia. Nie potrafiła zrobić czegoś prostego jak połknięcie płotki.
- To moja wina. Pierdolona wina. - wyrwała się z uścisku, gdy się nie spodziewał. - Jestem tchórzem. - zacisnęła powieki. - Ale.. Ale zrobię wszystko, by ci to wynagrodzić. Każdą rzecz jaką tylko chcesz. Bez wyjątku.
Kocur uśmiechnął się. Widziała niepokojący błysk w jego oku.
Czuła, że pożałuje swojej przysięgi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz