Po pierwszym wołaniu mentorki, wygramoliła się spod ogona Pasikonika, by rozciągnąć kości i zacząć czyścić futerko. W końcu nie wyjdzie rozczochrana na zewnątrz, no z czym do ludzi. Nie jest tym rodzajem kota co chodzi ze śmieciami w futrze i się tym nie przejmuje. ,,Mech do żłobka". O tak. Akurat tego potrzebowała najwięcej. Przebywanie pod jednym dachem z Kamień w depresji oraz rudą irytującą glistą, posiadającą jeszcze bardziej irytującą matkę. Już łatwiej tolerowała obecność Szczypiorkowej Łodygi, oraz jej wymysłów. Cóż. Przynajmniej dla odmiany ten jeden dorosły kot był w jakiś sposób ,,miły". Już miała się brać za wyczyszczenie ogona, kiedy spoza legowiska dobiegł głos Wietrznej. Róża parsknęła posyłając w tamtą stronę spojrzenie spod byka. No nie zesraj się. Ktoś ci włożył do legowiska kolce czy jak? Z drgającym z podirytowania ogonem wybyła na zewnątrz, przygryzając język, by przypadkiem czegoś nie odwarknąć. Trzeba jednak osiągnąć ten swój wewnętrzny spokój, prawda? Stanęła w końcu przed mentorką, na pozór spokojnie. Chociaż gdyby się przypatrzeć bliżej, można było zauważyć ten niezadowolony błysk w brązowych oczach, obwieszczający chęć spychania kociąt do kałuży i patrzenia jak się topią. Dobra Różo, wyduś to z siebie.
- Dzień dobry - Ot, zwyczajne powitanie. A ile kosztowało wysiłku!
- No nareszcie - Wietrzna wstała zaraz, by bezceremonialnie skierować swe kroki poza obóz. Irytujące. Różana obdarzyła wojowniczkę jeszcze chłodnym spojrzeniem bez wyrazu, zanim ruszyła w krok za nią. No dobrze, gdzie mnie zaprowadzisz tym razem?
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Zirytowany głos odbił się w czarnych uszach, kiedy złotooka po raz kolejny udzielała reprymendy. - Masz chronić brzuch i szyję, inaczej długo nie powalczysz. Jeszcze raz. - Róża stanęła znów stabilnie na łapach, obserwując ruchy mistrzyni. Miała dość. Starcia bezpośrednie nie są dla niej. Gdyby tylko wyjawiła na głos swoje myśli- oh, już słyszała ten tekst, że w prawdziwej walce bla, bla, bla. I owszem, wiedza ta była przydatna, ale męcząca. Już po kilku dniach można było zauważyć, że kotka ma problemy z defensywą. Bronienie miękkich miejsc? Jak miała robić to i jednocześnie zadawać skuteczne ataki? Znów atak. Tyle, że z innej strony. Dodatkowo z jakąś zmyłką, przez co Różana uchyliła się przed ciosem skierowanym w gardło w ostatniej chwili. Zaraz potem, rzuciła w pysk Wietrznej nieco piachu i śniegu, który nie zdążył stopnieć, mając nadzieję, że to cokolwiek da, przed atakiem wymierzonym w nos starszej kotki.
<Wietrzna?>
- Dzień dobry - Ot, zwyczajne powitanie. A ile kosztowało wysiłku!
- No nareszcie - Wietrzna wstała zaraz, by bezceremonialnie skierować swe kroki poza obóz. Irytujące. Różana obdarzyła wojowniczkę jeszcze chłodnym spojrzeniem bez wyrazu, zanim ruszyła w krok za nią. No dobrze, gdzie mnie zaprowadzisz tym razem?
~**~~~***~~**~
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Zirytowany głos odbił się w czarnych uszach, kiedy złotooka po raz kolejny udzielała reprymendy. - Masz chronić brzuch i szyję, inaczej długo nie powalczysz. Jeszcze raz. - Róża stanęła znów stabilnie na łapach, obserwując ruchy mistrzyni. Miała dość. Starcia bezpośrednie nie są dla niej. Gdyby tylko wyjawiła na głos swoje myśli- oh, już słyszała ten tekst, że w prawdziwej walce bla, bla, bla. I owszem, wiedza ta była przydatna, ale męcząca. Już po kilku dniach można było zauważyć, że kotka ma problemy z defensywą. Bronienie miękkich miejsc? Jak miała robić to i jednocześnie zadawać skuteczne ataki? Znów atak. Tyle, że z innej strony. Dodatkowo z jakąś zmyłką, przez co Różana uchyliła się przed ciosem skierowanym w gardło w ostatniej chwili. Zaraz potem, rzuciła w pysk Wietrznej nieco piachu i śniegu, który nie zdążył stopnieć, mając nadzieję, że to cokolwiek da, przed atakiem wymierzonym w nos starszej kotki.
<Wietrzna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz