Pogoda zdecydowanie mu nie służyła. I nie chodziło tylko o to, że ciężkie chmury zasnuwały nie tylko szare niebo, ale i jego myśli, nie przepuszczając do nich ani promienia radości i przyginając jego łeb i ogon do ziemi. Miał dość ciągłego deszczu, wszechogarniającej ciemności i ciężkiego błota, chwytającego łapy przy każdym kroku. Ale chodziło też o jego fizyczne, nie tylko to psychiczne. Zaczął kaszleć. Zignorował to oczywiście, ale wschody słońca mijały, a dolegliwość nie przechodziła, aż w końcu zwróciła uwagę Iskierki, która, nie zważając na jego sprzeciw, wysłała go do medyka. Próbował jej to wyperswadować, ale była nieugięta. W pewnym sensie Brzaskowi zrobiło się miło. Troszczyła się o niego, a to było… urocze.
Chyba faktycznie powinien zacząć o siebie dbać. Miał już swoje księżyce… Ta myśl była dla niego zaskakująca. W jego brudnym futrze było coraz więcej siwych włosów. Męczył się szybciej i zdarzało się, że podczas polowania zawodziły go łapy. Wszystko wyliczał idealnie, ale jego ciało odmawiało współpracy i niedoszła ofiara uciekała.
Było mu z tym dziwnie. Niepokoiło go to. Jakby któregoś dnia miało się okazać, że jego własne ciało przestanie go słuchać. Że stanie się czymś obcym. Więzieniem.
Coraz częściej docierało do niego, że kiedyś umrze. Nie zobaczy kolejnego wschodu słońca i po prostu zniknie. Nie zrobi już nic więcej. Nie przytuli Iskierki. Nie pójdzie na polowanie z dziećmi. Nie porozmawia z Koperkiem ani Jaśminem. Minie. A świat będzie istniał dalej. Coraz bardziej odległy od punktu, w którym go opuścił. Wszyscy, którzy go znali, odejdą tak jak on. Nie zostanie po nim nic. Będzie tak, jakby nigdy nie istniał. A przecież…
Był tylko ziarnkiem piasku, płatkiem kwiatu porwanym przez wiatr, samotną kroplą deszczu.
Wypełniała go pustka, z którą ciężko było mu sobie radzić. To zmieniło jego perspektywę. Liczyło się tylko, to co tu i teraz. Uśmiech Iskierki. Promyk słońca zza chmur. Chwila, którą mógł spędzić z bliskim. Teraz. Kolejnej mogło nie być.
– Pierwszy Brzasku?
Zielone ślepia Bluszczowego Pnącza wpatrywały się w niego z troską. Musiał się zamyślić. Uśmiechnął się do medyka przepraszająco.
– Wybacz, trochę się zamyśliłem. Mógłbyś powtórzyć?
Zakaszlał, aż zapiekły go płuca. Iskierka miała rację. Dobrze, że tu przyszedł.
<Bluszczowe Pnącze? Wyleczysz go? :P>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz