Mrówka przekrzywiła z zaciekawieniem łebek. Dzisiejszy trening odbywał się przy Ogrodzeniu. To właśnie ono oddzielało od siebie dwa światy. Podobno ten za Ogrodzeniem był o wiele bardziej niebezpieczny i nieprzewidywalny. Nie przypominał spokojnej rutyny panującej w Owocowym Lesie.
- Dzisiaj nauczysz się lawirować po Ogrodzeniu. Poprawi to twoją kondycję oraz precyzję. - miauknął Krzemień, krótko tłumacząc na czym dzisiaj będzie polegać trening.
Mrówka wywróciła oczami.
- Niby do czego mi się to przyda?
- Możesz się zdziwić. - odpowiedział mentor na jej zaczepkę z nienaruszonym wyrazem pysku.
Kotka wzruszyła ramionami. Wątpiła w słowa kocura. Mimo wszystko takie zajęcie było lepsze niż powrót do obozu i fali różnych obowiązków. Starała się unikać Brzoskwinki i Błysk, ale gdy już się z nimi spotykała, zawsze miały dla Mrówki jakieś zadania. Złota kotka rozumiała, że są zdenerwowane przez przedłużający się trening Mrówki, ale przecież robiła co mogła, żeby go ukończyć z sukcesem! Trenowała tak ciężko naukę polowania i walki. Nie zamierzała się poddać, tylko z zadowoleniem przyjąć status wojowniczki.
- Wystaw pazury. Pomogą ci utrzymać równowagę. Wybij się z tylnych łap, żeby znaleźć się na Ogrodzeniu. - poinstruował czarny kocur.
Mrówka wysunęła pazurki, wbijając je w twarde podłoże Ogrodzenia. Podciągnęła się, napinając mięśnie. Podczas szkolenia z zakresu walki zdołała poprawić swoją kondycję. Zdarzało się, że opuszczała Gałąź uczniów wraz ze świtem, żeby pobiegać wokół obozowiska. Kochała bieg, czuła się wtedy szybka i wolna. Może jeśli szybko uwiną się z dzisiejszym zadaniem to Krzemień zabierze ją do kotliny na trening walki? Mrówka sama nie zapyta, w ostatnim czasie to ją krępowało. Mentor musi się sam domyślić, czego chce koteczka.
Znajdując się na szczycie Ogrodzenia, zaczęła łapka za łapką przesuwać się do przodu. Musiała uważać, żeby utrzymać równowagę. Ogrodzenie nie było stabilne, ale Mrówka nie zamierzała przegrać. Potraktowała to jako wyzwanie. Do samego końca. Utrzymanie równowagi powiodło się.
Mrówka i Krzemień nie musieli ćwiczyć wspinaczki na drzewa. Kotka miała to we krwi. Od dziecka do czynienia miała z drzewami, a gdy tylko stała się uczniem, to bez trudu wspinała się na Jabłoń. Słyszała od ojca, że w młodości bał się wspinaczki przez przykry wypadek. Mrówce to jednak nie było straszne. Dobrze, że tata się oswoił ze swoim strachem. Byłby to trochę wstyd, gdyby nadal bał się wspinać. Żyli w miejscu, które wręcz tętniło nadmiarem drzew.
Krzemień powiedział, że podczas Pory Opadających Liści ich sad.... cóż, żyje własnym życiem. Mogła się o tym przekonać od razu, gdy tylko przekroczyli próg obozowiska. Niewielkie jabłko spadło na głowę złotej kotki. Syknęła zirytowana, odskakując od owocu.
- Uh, nie mów, że przyprowadziłeś mnie tylko po to, żebym oberwała w łeb.
- Właściwie powinnaś nauczyć się ich unikać. Uchroni cię to przed.... nieszczęśliwym wypadkiem.
Mrówka westchnęła. Trochę prawdy w tym było. Skoro już miała żyć wśród spadających owoców, to chociaż powinna zwinnie ich unikać aby nie dostać po głowie. Ciekawe czy to tylko podczas Pory Opadających Liści mają z nimi do czynienia, byłoby to logiczne.
Resztę dnia spędzili na unikaniu spadających owoców. Mrówka musiała zachować czujność, świetny wzrok oraz dobry słuch, żeby w odpowiednim momencie odskoczyć. Krzemień pilnował, żeby drugi raz nie oberwała. Ktoś kiedyś umarł od uderzenia owocem w łeb? Czy przypadkiem Jabłko nie zmienił imienia właśnie przez takie wydarzenie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz