- Oszronione Słońce?
- Tak?
- Kiedy będziemy uczyć się walczyć?
- Niedługo.
- A polować?
- Może jutro. Albo za dwa wschody słońca.
- Może jutro. Albo za dwa wschody słońca.
- A będziemy się jeszcze uczyć skakania?
- Nie za dużo, ale myślę, że tak.
- A biegania?
- Tego uczą w Klanie Burzy, nie u nas. Wywróciłabyś się o drzewo po chwili.
- A pływać będziemy?
- A wyglądam ci na nocniaka? - miauknął już podirytowany Szron. Nie żeby ktokolwiek się mu specjalnie dziwił. Kuna była tym jednym dociekliwym dzieciakiem, który musi wiedzieć wszystko i jeszcze więcej. - Ciszej trochę. Popatrz na teren, zapamiętaj go. To ważna umiejętność.
Bura popatrzyła więc po ośnieżonych świerkach, sosnach, depcząc twardą jak lód ściółkę. Igły wbijały się w delikatne, różowe poduszki łap młodej uczennicy. Nagle się zatrzymali.
- To koniec?
- Nie, ale w okolicy jest niebezpiecznie. Mniejsi uczniowie jak ty nie powinni się zapuszczać daleko. Kiedy będziesz starsza cię tam zabiorę, spokojnie. Teraz nie będzie ci to potrzebne.
- A jakbym chciała tam pójść?
- Nie ma opcji. Dziki by cię pożarły.
Kuna nie wyglądała na specjalnie przekonaną.
- Nie słyszałam, aby kogokolwiek zjadł dzik.
- Znałem kiedyś takiego jednego kota.. Szara Wierzba. Szara Wierzba miał na imię. Był z Klanu Burzy, ale poznaliśmy się na zgromadzeniu, gdy byłem jeszcze uczniem.
- I?
- Zaprzyjaźniliśmy się, widziałem go kilka razy na granicy, w ogóle. Ale ostatnio byłem tam na patrolu. Goniła go ta owłosiona świnia. Wróciłem tam później, by nie ryzykować. Zostały po nim suche kostki. Pożarł go jak mysz.
Czarna otworzyła oczy ze zdumieniem.
- Naprawdę?
- Tak. Już nigdy więcej go nie widziałem. Dlatego nie wolno ci się zapuszczać dalej, niż ci pozwolę.
- Myślałam że dziki nie jedzą kotów.
- Ja gdy byłem w twoim wieku również. Ale pamiętaj, wszędzie się czai niebezpieczeństwo.
Skinęła głową.
- Na szczęście masz mentora, który może cię ochronić przed tymi stworzeniami. - uśmiechnął się wojownik. - Ze mną nie grozi ci żadne niebezpieczeństwo.
Parsknęła śmiechem i zaczęła się rozglądać. Powąchała okoliczne gałązki czy czarne liście, które jakimś cudem przetrwały zimną porę w jednym kawałku.
- Chodź. Mamy więcej terenów do oblecenia.
Oderwała głowę od tego, co robiła i ruszyła w dalszą drogę za mentorem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz