Była zastępczyni uśmiechnęła się tylko smutno. Pozwolila, by uczeń otarł się głową o jej futro, ale nie wykonała żadnego ruchu. Była nieruchoma. Nie odrywała wzroku od jednego punktu.
— Zgotowałam sobie taki los na własne życzenie — wyszeptała, zamykając oczy. To nie do końca była prawda. Zajęcza Gwiazda zgwałcił ją. Nie chciała tego. — Powinieneś dać mi cierpieć w samotności, zamiast mi pomagać. To wszystko, co mogę zrobić.
Żałowała. Żałowała swojego zapatrzenia w siłę. Zatraciła się we własnym kodeksie moralnym, który kazał jej nie okazywać słabości. Przeliczyła się.
To nie tak, że nie winiła Zajęczej Gwiazdy. Nienawidziła go. Każda myśl o nim bolała coraz bardziej. Bolała cholernie. Kot, któremu zaufała, zrobił jej coś tak plugawego. Tak okrutnego.
Ale to nie znaczy, że sama nie dołożyła do tego cegiełki.
Była złą zastępczynią.
Była jak Piaskowa Gwiazda.
Zrozumiała swój błąd za późno. Teraz mogła jedynie patrzeć, jak Zajęcza Gwiazda się starzeje, a na jego miejsce wchodzi Splątana Gwiazda - i kółko zaczyna się od nowa. Znowu dyskryminacja. Znowu głód. Znowu cierpienie.
Na co całe to staranie? Na co rebelia, skoro wszystko poszło w las? Historia zmierza do zatoczenia koła.
Na co całe to staranie? Na co rebelia, skoro wszystko poszło w las? Historia zmierza do zatoczenia koła.
— Nie. Obiecaliśmy coś sobie. Pamiętasz? Że razem przetrwamy rządy Piasek.
Kamienna Agonia westchnęła. Właściwie to nie rozumiała, czemu mentor przytoczył swoje słowa sprzed tak wielu księżyców w odniesieniu do Zajęczej Gwiazdy. Ale co to zmienia? Wszystko się zgadzało. Piaskowa Gwiazda była zła. Zajęcza Gwiazda jest zły. Chociaż nikt nie wiedział, co wtedy zaszło. Nikt nie znał prawdy o jej ciąży.
— Wtedy miałam zapał. — powiedziała cicho. — Teraz nie potrafię spojrzeć w oczy nawet twojej córce. Nie potrafię odpowiedzieć jej tego, co kiedyś potrafiłam. Nie potrafię się obronić.
Zwęglona Łapa rozszerzył oczy.
— A... co jest między... wami? Znaczy... tobą i moją córką?
Kamienna Agonia popatrzyła na niego z lekkim zdziwieniem na pysku.
— Nie wiesz? — po chwili wstrzymała oddech i położyła brodę na swoich łapach. — Cóż, może i tak. Kiedy zmarłeś w pierwszym życiu, nasza relacja była dość niewinna. Szczypiorkowa Łodyga nigdy nie oszczędzała mi szyderstw. Ale wtedy potrafiłam się jej odgryźć. Potrafiłam się obronić. Teraz... Nie mogę. Nie jestem w stanie. Czy to brak zapału? Rezygnacja? Nie wiem. Jestem już zmęczona. Nie dam rady, Zwęglone Futro. Przepraszam. Znowu cię zawiodłam.
— Nie... Kamień. Jesteś silna. Ja wierzę, że sobie poradzisz. To tylko kociaki... Ze mną sobie dałaś radę. Czemu to sprawiło, że się poddałaś?
Kotka spuściła wzrok. Zwęglone Futro zawsze ją wspierał. Zawsze. Rozpłakała się na dobre, czując strumyki łez wylewające się z jej ślipi. Nie chciała go zawodzić. Tak bardzo nie chciała.
— Nie uwierzyłbyś mi. Nawet, gdybym ci powiedziała.
<Węgielku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz