— C-chciałam jedynie wspólnie spędzić czas. — miauknęła Wilcza Zamieć, dosiadając się do królowej.
Na pysk córki Świerszczowego Skoku i Króliczego Susu wkradł się słaby, smutny uśmiech. Pozbawiony jakichkolwiek uczuć. To był ten pusty uśmiech, który nie mówił wcale o szczęściu, ale o słabości. Ten uśmiech, który mówił o chęci zaśnięcia i nie zbudzenia się już nigdy więcej.
— Jeśli chcesz, to możesz. — odpowiedziała tylko Kamienna Agonia.
Nie było w jej głosie ani iskry determinacji, ani zirytowania, ani sarkazmu, ani nawet małej chęci. Jej głos przelany był tylko ponurą obojętnością. Ponurym przekonaniem, że nie ma już nic, o co mogłaby walczyć.
Te same zielone oczy jak liście klonu w najjaśniejszym sezonie, które obmierzały wyzywającym spojrzeniem rudych wojowników, które patrzyły się raz surowo, raz gniewnie, raz wrogo, raz z przebłyskiem furii, teraz pozbawione były blasku. Były puste. Puste jak serce królowej.
Chciały zapomnieć. Zapomnieć o tym, co zobaczyły. Zapomnieć o Zajęczej Gwieździe. Zapomnieć o gwałcie. Zapomnieć o rudzielcach. Zapomnieć o Rozżarzonym Płomieniu i o Splątanym Futrze. O Szczypiorkowej Łodydze i Marchewkowym Grzbiecie.
Czarna czuła się tak źle. Czuła się zranioną i wykorzystana. Żałowała, że nie dała Wilczej takiego wsparcia, jakie powinna. Żałowała, że nie potrafiła jej zrozumieć. Że kryła się siłą.
Teraz nie miała już nic.
Straciła wszystko.
Nie miała niczego, co mogłoby dawać jej jakiekolwiek powody do angażowania się we własne życie.
Nie obchodziło już ją, czy będzie najedzona. Nie obchodziło już ją, czy rudzi będą brali zwierzynę ze sterty bez polowania.
Nie obchodziło już ją, czy będzie wciąż żyła, czy umrze z głodu. Pragnienia. Wyczerpania. Czegokolwiek.
Była zmarnowana, wyczerpana i marna. Nie przypominała siebie. Niegdyś pełna wigoru i śmiałości za czasów uczennicy czy oschłości i furii w czasach bycia rebeliantką czy zastępcą, teraz złamana, skruszona i bez żadnych chęci do życia. Nie obchodziło ją, czy pozostanie na tym świecie, czy nie. Nic jej nie obchodziło. Czekała tylko na przyszłość. Nie robiła zupełnie nic.
Zobaczyła kątem oka Szybką Łanię wychodzącą ze swoim synem. Była szczęśliwa. Kochała go.
Też chciała być kochana. Też chciała być szczęśliwa.
Kierując znowu wzrok na osiwiałą jednooką kotkę zobaczyła uśmiech. Uśmiech na twarzy Wilczej Zamieci. Znikł jednak, gdy czyjeś kroki rozległy się na zewnątrz, a chwilę potem w progu zawitała bura szylkretka. Kotka, którą czarna znała tak dobrze. Z którą wychowywała się od najmłodszych lat.
Rządy Piaskowej Gwiazdy ją zniszczyły.
Szczypiorkowa Łodyga zaśmiała się, widząc dwie kotki obok siebie.
— Proszę bardzo, ta "wielka, silna" zastępczyni teraz ryczy jak bachor u boku drugiego nierudego plebsa. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek zobaczę taki widok. — rzuciła prześmiewczym, szyderczym tonem. — Ale to dobrze. Pasujecie do siebie. Niech śmiecie trzymają się z innymi śmieciami. Obie jesteście równie bezużyteczne.
Kamienna Agonia odwróciła wzrok. Poczuła woń strachu dochodzący z Wilczej Zamieci. Zobaczyła, jak kotka odsuwa się, kładąc uszy z przerażeniem i kuli się, jak to miała w zwyczaju.
Gdyby miała siłę ją obronić.
— O, a ty, Wronia Strawo? — rzuciła bura w kierunku Wilczej Zamieci. Dreszcz przeszedł po futrze zielonookiej, gdy czuła drżący oddech towarzyszki i równie drżące ze strachu łapy. Jej źrenice uciekały w każdy kąt, byle nie spojrzeć na nią. Na Szczypiorkową Łodygę. — Jak zwykle bezużyteczna i strachliwa. Wcale się nie zmieniłaś. Teraz mamy o jednego pasożyta więcej. Żałosne.
— Zostaw ją w spokoju. — powiedziała Kamienna Agonia, spoglądając w oczy Szczypiorkowej Łodydze. Jej głos był słaby, ochrypiały i cichy, a spojrzenie puste i matowe. Ale nie chciała siedzieć cicho. Obiecała coś Wilczej Zamieci. Nawet, jeśli nie miała już nadziei. Nawet, jeśli była słaba.
— A tobie co, odwaga nagle wróciła? Wcale nie jesteś przekonująca. Wyglądasz, jakby zadeptało cię stado psów. Nie boję się ciebie. — wysyczała. — Jak widać, twój Zajączek się tobą nie przejmuje.
Czarna poczuła łzy zbierające się do jej oczu. Zamrugała, starając się ich pozbyć. Popatrzyła się na Wilczą Zamieć. Była przerażona. Widziała to. Jej gardło było ściśnięte, jakby miała zaraz zwymiotować.
— Jesteś... podła — wychrypiała czarna. Próbowała cokolwiek powiedzieć. Próbowała. Ale była żałosna. Szczypiorkowa Łodyga miała rację.
Nie potrafiła. Nie potrafiła nakrzyczeć na nią lub rzucić się z furią tak, jak kiedyś była w stanie.
— Kto to mówi? — prychnęła Szczypiorkowa Łodyga. — Mam ci przypomnieć wszystkie twoje przewinienia, czy co?
Kamienna Agonia spuściła wzrok. Tak. Kotka miała rację. Kamień była po prostu lisim sercem. Wobec rodziców, wobec brata, wobec Wilczej Zamieci, wobec rodziny, wobec innych klanowiczów. Nie była czysta. Nigdy nie była. Miała na sumieniu mnóstwo grzechów.
Spojrzała na Wilczą Zamieć spojrzeniem, które miało dodać jej otuchy, ale wyglądało jeszcze bardziej ponuro. Jeszcze bardziej marnie i bezsilnie.
Wytrzymaj to.
Jak czarna miała kogokolwiek obronić, skoro nie potrafiła nawet obronić siebie? Nie potrafiła nawet pokazać, że jej zależy? Nie potrafiła już zachować takiej pewności siebie, jak kiedyś?
Czuła się, jakby była zupełnie inną osobą. Jakby weszła w ciało jakiegoś innego kota.
<Wilcza?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz