- Znowu się zamyślasz. Jak coś cię gryzie to mów, a nie odlatuj - prychnął.
- Bo... Kamienna Agonia zawsze go odwiedzała w żłobku i była dla niego miła, a na nas nie chciała patrzeć - spuściła po sobie uszka.
- I to cię martwi? Uwaga jakiejś brudnej nierudej?
- Ale to zastępczyni...
- Może i być liderem, ale jest tym czym dla mrówki kamień, niczym. Nie jest warta nas, a tym bardziej nie żałuj braku uwagi z jej strony - Czajka uniosła wzrok na pysk Rozżarzonego Płomienia. Jego pomarańczowe ślepia były pełne pewności siebie. Widząc jego postawę, nie potrafiła mu nie ufać. Musiał mieć rację, skoro wyglądał dumnie i pewnie swojego zdania. Coś jeszcze zwróciło jej uwagę. "Nie jest warta nas"... nas? Wiedziała, że prawdopodobnie mówił o wszystkich rudych, a nie o ich dwójce, ale... w tym jednym momencie poczuła, że gdzieś należy. Z Rozżarzonym Płomieniem. Uczucie, którego tak jej brakowało, nareszcie roziskrzyło się w jej głowie, powoli tląc i buchając coraz większymi płomieniami. Nie chciała... nie mogła go teraz puścić. Było wspaniałe - dodawało jej siły, pewności. Nareszcie poczuła się... dobrze. Nie miała zamiaru teraz kwestionować, co mówił jej Rozżarzony Płomień. Nie mogła go zawieść, wahając się pomiędzy prawdziwością jego słów, a własnymi przekonaniami. Straciłaby go. Kotka, który był przy niej na każdym treningu. Pilnował, poświęcał czas, udzielał lekcji. Straciłaby też to piękne uczucie i uwagę mentora. Na samą tą myśl jej ciało objął paniczny strach. Wzięła jeden drżący wdech. Wierzyła. Ufała mu. Nie okłamał by jej. Odetchnęła, już delikatnie spokojniejsza.
- Prawdopodobnie twój braciszek to jej dziecko, które podrzuciła waszej matce na wychowanie, stąd jej bliskość - rudy kocur zaraz powiedział coś, przez co rozbolała ją głowa.
- C-co? - wypluła wysokim tonem, przypominającym bardziej zduszony pisk niż normalną kocią mowę.
- To co słyszysz. Kamienna Agonia pewnie puściła się z kimś na boku, urodziła tego Węgielka, oddała temu workowi smutku który nazywasz matką i głupio jej się zrobiło, dlatego się nim zajmuje z ukrycia.
Czajka aż usiadła z wrażenia. Przecież... przecież to nie było możliwe. Znała Węgielka odkąd otworzyła oczy, nie możliwe żeby pojawił się w innym czasie niż ona. Ale... dopiero co przysięgła sobie, że będzie wierzyć mentorowi na słowo. Kątem oka zerknęła na jego mordkę. Jego postawa nie zmieniła się. Przecież... przecież to nie mogła być prawda! - Aż taka jesteś zaskoczona? Przecież sama mówiłaś, że Kamień dziwnie się nad nim pieści. Masz odpowiedź dlaczego - rudy wzruszył ramionami, prychając cicho pod nosem. Węgielek... nie był jej bratem? W to nie chciała wierzyć. Jednak... wszystkie argumenty jakie przedstawił Żar jak najbardziej pokrywały się z prawdą...
- Muszę... muszę to przemyśleć - oznajmiła, wstając. Nawet nie próbowała ukryć szoku który spływał po jej pysku - i tak by się jej nie udało.
- Jak chcesz. Kontynuujmy trening w takim razie.
***
To co powiedział Rozżarzony Płomień nie dawało jej spokoju do takiego stopnia, że ledwo przespała noc. Cały czas pobytu księżyca na niebie wierciła się w własnym legowisku, z nie spokojem spoglądając na pochrapującego Węgielka. Był synem Kamiennej Agonii? Mieli ten sam kolor futra. To ich łączyło. No i oczywiście wiele uwagi od Kamień. Ale przecież miał pędzelki na uszach, jak Czajka. Brązowe oczy jak Czajka. Rozważanie za i przeciw zajęło jej całą noc. Nie miała siły ani głowy na trening, więc gdy tylko kątem oka zobaczyła rudego mentora w wejściu, zamknęła ślepia, udając, że wciąż jest pogrążona we śnie.
- Pobudka! - zakrzyknął Żar, wyrzucając ją jak co dnia w śnieg. Już miała spiąć mięśnie, wstać i otrzepać się z śniegu, gdy w jej głowie zalśnił pewien pomysł. Co gdyby... tego nie zrobić? Nie wstać, żeby zobaczyć reakcję mentora? Ile mogła sobie z nim pozwolić? Owszem, obiecała mu bezgranicznie ufać, jednak nie miała wątpliwości, że Rzęsek też traktował Gliniane Ucho. Wierzył, dostawał uwagę, a gdy coś zrobił źle dostawał burę, jednak zawsze się godzili z ciepłym przytuleniem. Chciała takiej relacji z Rozżarzonym Płomieniem. Więc... co innego mogła zrobić, niż być nieposłuszna chwilę, żeby potem ładnie się pogodzić?
- Nie. Nie chce mi się. Nie idę na trening - burknęła na początku cicho, nie śmiało, by skończyć z bardziej poważną nutą w głosie. Łapki zamrowiły ją nieprzyjemnie. Mimo wszystko denerwowała się. Nie chciała go przecież mocno rozgniewać... tylko troszeczkę!
- I to cię martwi? Uwaga jakiejś brudnej nierudej?
- Ale to zastępczyni...
- Może i być liderem, ale jest tym czym dla mrówki kamień, niczym. Nie jest warta nas, a tym bardziej nie żałuj braku uwagi z jej strony - Czajka uniosła wzrok na pysk Rozżarzonego Płomienia. Jego pomarańczowe ślepia były pełne pewności siebie. Widząc jego postawę, nie potrafiła mu nie ufać. Musiał mieć rację, skoro wyglądał dumnie i pewnie swojego zdania. Coś jeszcze zwróciło jej uwagę. "Nie jest warta nas"... nas? Wiedziała, że prawdopodobnie mówił o wszystkich rudych, a nie o ich dwójce, ale... w tym jednym momencie poczuła, że gdzieś należy. Z Rozżarzonym Płomieniem. Uczucie, którego tak jej brakowało, nareszcie roziskrzyło się w jej głowie, powoli tląc i buchając coraz większymi płomieniami. Nie chciała... nie mogła go teraz puścić. Było wspaniałe - dodawało jej siły, pewności. Nareszcie poczuła się... dobrze. Nie miała zamiaru teraz kwestionować, co mówił jej Rozżarzony Płomień. Nie mogła go zawieść, wahając się pomiędzy prawdziwością jego słów, a własnymi przekonaniami. Straciłaby go. Kotka, który był przy niej na każdym treningu. Pilnował, poświęcał czas, udzielał lekcji. Straciłaby też to piękne uczucie i uwagę mentora. Na samą tą myśl jej ciało objął paniczny strach. Wzięła jeden drżący wdech. Wierzyła. Ufała mu. Nie okłamał by jej. Odetchnęła, już delikatnie spokojniejsza.
- Prawdopodobnie twój braciszek to jej dziecko, które podrzuciła waszej matce na wychowanie, stąd jej bliskość - rudy kocur zaraz powiedział coś, przez co rozbolała ją głowa.
- C-co? - wypluła wysokim tonem, przypominającym bardziej zduszony pisk niż normalną kocią mowę.
- To co słyszysz. Kamienna Agonia pewnie puściła się z kimś na boku, urodziła tego Węgielka, oddała temu workowi smutku który nazywasz matką i głupio jej się zrobiło, dlatego się nim zajmuje z ukrycia.
Czajka aż usiadła z wrażenia. Przecież... przecież to nie było możliwe. Znała Węgielka odkąd otworzyła oczy, nie możliwe żeby pojawił się w innym czasie niż ona. Ale... dopiero co przysięgła sobie, że będzie wierzyć mentorowi na słowo. Kątem oka zerknęła na jego mordkę. Jego postawa nie zmieniła się. Przecież... przecież to nie mogła być prawda! - Aż taka jesteś zaskoczona? Przecież sama mówiłaś, że Kamień dziwnie się nad nim pieści. Masz odpowiedź dlaczego - rudy wzruszył ramionami, prychając cicho pod nosem. Węgielek... nie był jej bratem? W to nie chciała wierzyć. Jednak... wszystkie argumenty jakie przedstawił Żar jak najbardziej pokrywały się z prawdą...
- Muszę... muszę to przemyśleć - oznajmiła, wstając. Nawet nie próbowała ukryć szoku który spływał po jej pysku - i tak by się jej nie udało.
- Jak chcesz. Kontynuujmy trening w takim razie.
***
To co powiedział Rozżarzony Płomień nie dawało jej spokoju do takiego stopnia, że ledwo przespała noc. Cały czas pobytu księżyca na niebie wierciła się w własnym legowisku, z nie spokojem spoglądając na pochrapującego Węgielka. Był synem Kamiennej Agonii? Mieli ten sam kolor futra. To ich łączyło. No i oczywiście wiele uwagi od Kamień. Ale przecież miał pędzelki na uszach, jak Czajka. Brązowe oczy jak Czajka. Rozważanie za i przeciw zajęło jej całą noc. Nie miała siły ani głowy na trening, więc gdy tylko kątem oka zobaczyła rudego mentora w wejściu, zamknęła ślepia, udając, że wciąż jest pogrążona we śnie.
- Pobudka! - zakrzyknął Żar, wyrzucając ją jak co dnia w śnieg. Już miała spiąć mięśnie, wstać i otrzepać się z śniegu, gdy w jej głowie zalśnił pewien pomysł. Co gdyby... tego nie zrobić? Nie wstać, żeby zobaczyć reakcję mentora? Ile mogła sobie z nim pozwolić? Owszem, obiecała mu bezgranicznie ufać, jednak nie miała wątpliwości, że Rzęsek też traktował Gliniane Ucho. Wierzył, dostawał uwagę, a gdy coś zrobił źle dostawał burę, jednak zawsze się godzili z ciepłym przytuleniem. Chciała takiej relacji z Rozżarzonym Płomieniem. Więc... co innego mogła zrobić, niż być nieposłuszna chwilę, żeby potem ładnie się pogodzić?
- Nie. Nie chce mi się. Nie idę na trening - burknęła na początku cicho, nie śmiało, by skończyć z bardziej poważną nutą w głosie. Łapki zamrowiły ją nieprzyjemnie. Mimo wszystko denerwowała się. Nie chciała go przecież mocno rozgniewać... tylko troszeczkę!
< Żar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz