Partnerkę?
Kurczebele, skomplikowane to-to.
Liliowy zaśmiał się perliście, na tę myśl.
— A ty co? — zdziwiła się niebieska, jednak na jej pyszczku pozostawał miły uśmieszek, na który syn Księżycowego Pyłu mógłby patrzeć bez końca.
— N-nic, znaczy... — Speszył się lekko, spoglądając w dół. Nawet nie wiedział, jak wielką satysfakcję jego nieśmiałość sprawiała uczennicy Cyprysowego Gąszczu. — Cieszę się, wiesz? — wypalił w końcu, pozwalając sobie na spojrzenie w oczy kotki. Dojrzał w nich rozczulające, wesołe iskierki, które wręcz sprawiły, że poczuł się, jakby latał.
I chwilę później serio poleciał, albowiem Sroczka skoczyła na zdziwionego kocura, skutecznie powalając go na ziemię, aby następnie pochylić się nad nim i rzecz dziarskim tonem.
— Och, spróbowałbyś tylko się nie cieszyć, Zlepiona Żywico!
Uczeń ponownie się zaśmiał, jednak tym razem kocica mu zawtórowała. Gdyby tylko mógł, wziąłby sobie tę chwile i zatrzymał na zawsze.
~*~
Od walki z Klanem Wilka minęło już kilka wschodów słońca, a Zlepiona Łapa nadal nie mógł otrząsnąć się z szoku. Niedawno dowiedział się, że Księżycowy Pył to jego ojciec, a teraz jeszcze... Miał siostrę? I to w dodatku taką, która wydawała się całkiem w porządku, nie krzyczała na niego, nie nazywała nieudacznikiem, ani nic z tych rzeczy? Miał gdzieś normalną rodzinę, która o niego dbała i o którą on chciał dbać? Czy coś takiego w ogóle miało prawo mu się zdarzyć? I... Kim była ta cała "Księżycka"?
Owy nadmiar informacji, a także jego relacja ze Sroczą Łapą sprawiała, że młody praktycznie w ogóle nie potrafił się skupić na treningach ze swoim ojcem, za co dostawał srogie reprymendy. Zamiast uskoczyć na bok, przed atakiem kocura, wręcz nadział się na niego łapę. Ku jego zdziwieniu, Księżycowy Pył odskoczył od niego jak oparzony, czując krew młodszego na swoich łapach. Zaraz jednak posłał mu ostre spojrzenie i prychnął z niedowierzeniem, co utwierdziło Zlepka w przekonaniu, że jest zdrowy na duchu, ciele i umyśle, bowiem przez ten ułamek sekundy zdążył się już trochę zmartwić.
— Co się z tobą dzieje, Zlepiona Łapo?! — parsknął z irytacją kocur, przewracając oczami. — Z takim refleksem nigdy nie zostaniesz wojownikiem. To aż dziwne, że w ogóle przetrwałeś wojnę. Co ty robiłeś, chowałeś się po krzakach?!
Właściwie, to tak, ale przecież nie powie tego na głos, bo to wstyd i żałosne i więcej się nie powtórzy.
Liliowy jedynie spuścił niepewnie wzrok, skruszony swoim zachowaniem, a wyczuwając, jak gęsta cisza zawisła w powietrzu, wybełkotał.
— Przp-prze-przep...
Jego mentor ponownie parsknął.
— Przestań ciągle przepraszać, smarkaczu. Idź do Sokolego Skrzydła, niech cię połata. Na siłę tego klanu, nie wierzę, że na tym etapie nauki popełniasz tak banalne błędy.
Młody spuścił ogon i posłusznie ruszył w stronę obozu. Niedługo potem był już w leżu medyków, gdzie młodszy z nich skrupulatnie zajął się niewielką raną i odprawił go z powrotem. Kiedy tylko Zlepiona Łapa opuścił swój "drugi dom" (bo trzeba przyznać, lądował tam prawie częściej, niż wychodził z obozu), dopadła go ukochana, z uśmiechem na pyszczku.
— Księżycowy Pył wygląda, jakby ktoś go ugryzł w ogon — stwierdziła rozbawiona, liżąc kocura w policzek. — Coś ty mu zrobił, Zlepiona Żywico?
Zlepek uśmiechnął się nieśmiało.
— M-moja pie-pierdołowatość po-pokaleczyła j-jego ambicje — powiedział, uśmiechając się lekko. Właściwie, w jakimś stopniu naprawdę go to bawiło. Niezapominajkowa Łapa dopiero co pojawiła się w jego życiu, a już mieszała mu w główce na tyle, że nie umiał zachować się jak należy, na treningach. Ciekawy start.
— Chyba nie tylko ambicje zostały pokaleczone — stwierdziła, wskazując na ranę kocurka. Ten uśmiechnął się lekko.
— Nie boli — rzucił tylko, a niebieska uśmiechnęła się lekko. Zlepiona Łapa czuł, że już dłużej nie wytrzyma. Chciał jej opowiedzieć, czego się dowiedział. Tutaj. Teraz. — W-wiesz... wtedy, podczas walki...
— Kiedy to bohatersko schowałeś się w krzaki? — wypomniała mu uprzejmie koteczka. Zlepiona Łapa przewrócił oczami.
— Tak, tak, wtedy... Z-znaczy... W-wcale się nie chowałem! — pokręcił głową szybko i zamaszyście, mało co nie uderzając przy tym kotki. Ta położyła łapę na czubku jego łba, jakby dając mu do zrozumienia, że ma się uspokoić. — Rozmawiałem z moim klonem — wypalił.
Srocza Gwiazda zdjęła łapę z jego łba i spojrzała na niego zdziwiona, nie rozumiejąc, co miał na myśli.
— Klon? Był tam jakiś inny przestraszony kocur? — zapytała. Syn Nowiu pokręcił przecząco głową.
— Nie. To była kotka i chyba nieszczególnie przestraszona. Sęk w tym, że wyglądała tak, jak ja. Łatka w łatkę — stwierdził. Srocza Łapa przewróciła oczami, słysząc owe stwierdzenie.
— Więc mówisz, że spędziłeś walkę, siedząc w krzakach z jakąś kotką? — Zlepiona Łapa nie był pewny, czy żartuje, czy serio ma do niego pretensje, ale od razu poczuł, że musi ją przeprosić, chociaż chyba nic złego nie zrobił, mimo wszystko jednak położył uszy przy sobie.
— Prze-przepraszam! Ja po prostu... Z-znaczy... Mamy podejrzenia, że jesteśmy r-rodzeństwem. Ja i ta ko-kotka. W-wiesz, ni-nigdy nie miałem ta-takiej prawdziwej ro-rodziny. Księżycowy Pył ma mnie w no-nosie i nawet nie wiadomo, czy na-naprawdę jestem je-jego synem, czy t-to tylko przy-przypadek, a o-ona wy-wydawała si mi-miła. N-no i k-ktoś, kto wygląda zu-zupełnie j-jak jak n-nie może mieć złych za-zamiarów, n-no nie? M-myślę nawet, ż-że byście się po-polubiły. O-o ile w ogóle m-mnie polubi. W-wiesz, jestem mną. Cho-chociaż w su-sumie t-ty mnie lubisz, a t-to znaczy, że nie jestem aż taki zły, co nie? — przy ostatnim zaśmiał się lekko, kończąc swój niezgrabny monolog. Można było odnieść wrażenie, że trochę się zestresował i był to fakt. Miał nadzieję, że Srocza Łapa będzie chciała, kiedyś, poznać jego domniemaną siostrę. Zlepkowi zależało na zdaniu niebieskiej jak na niczym innym i to praktycznie w każdej sprawie.
<Sroczy Żarze? uwu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz