— Witaj, śliczna pani, ty musisz być... — zaczął, naiwnie sądząc, że będzie mu dane dokończyć. Najwidoczniej nie wiedział, z kim tańczy. Kocica od razu skoczyła na niego i przygniotła go do ziemi.
— Kim ty niby jesteś, co? Jakim prawem przebywasz na moim terenie i czemu pachniesz jak... — Horyzont? To chciałam powiedzieć? Momentalnie przerwała, czując, jak zalewa ją zawstydzenie, kiedy jednak zdała sobie sprawę, że opuściła gardę, mocniej przycisnęła kocura do podłoża. — No, już, gadaj, bo pokażę ci, na co stać wojowników Klanu Nocy!
Kocur uśmiechnął się zawadiacko, przez co ona miała ochotę go rozszarpać.
— No już, już, złość piękności szkodzi... — oznajmił. Biała kocica sarknęła z irytacją.
— Jak śmiesz, Ty... — wywarczała, jednak tym razem to kocur jej przerwał.
— Nazywam się Aster, jestem wojownikiem Klanu Lisa, a przy okazji, twoim wspaniałym szwagrem. Czy droga pani może łaskawie ze mnie zejść, abyśmy porozmawiali? — Słysząc imię kocura, córka Żurawinowego Krzewu poluzowała uścisk, a trawiąc ostatnie słowa, zeszła z niego niepewnie. Wzięła głęboki wdech i zmierzyła pointa spojrzeniem swoich ślicznych, niebieskich oczu.
— Musiała zajść pomyłka. Nie jestem twoją szwagierką, chociaż Horyzont mówił mi o tobie. Znaczy... Wiesz, ja bym chciała, ale on nie koniecznie, więc... Możesz już iść do domu. Nic tu po tobie, a poza tym trwa wojna, gdyby ktoś cię zobaczył... — zaczęła swój słynny słowotok, przynosząc Asterowi na myśl jego ukochaną, Niezapominajkową Łapę. Cóż, najwidoczniej oboje z braci lubili gaduły. Teraz jednak, nie mógł się rozmarzać o liliowej. Przecież miał misję do wykonania!
— Och, ależ oczywiście, że zaszła pomyłka. Mój pomylony brat pomylił swój język z okolicami jego ogona. Już tak ma, że gada głupoty, wiesz, w ogóle nie zna się na relacjach z kotkami. Ale czuje to samo, och, zdecydowanie. Zresztą, ciężko mu się dziwić, wydajesz się pani doprawdy osobliwą damą — dodał, uśmiechając się szeroko. Łezka skrzywiła się, słysząc go.
— O-osobliwą?! Co masz na myśli prze-- Poczekaj, jak to czuje to samo? Co ty mówisz? — Miała wrażenie, że zbyt dużo informacji przychodzi do niej równocześnie, jednak jej serce niemalże od razu zabiło o wiele, wiele szybciej. Horyzont... Też ją kochał? Czy to prawda? A| może jakiś okropny żart?
— Oczywiście, że tak! Po prostu trochę mu zajęło przetworzenie tego, co powiedziałaś. Jak już mówiłem, średnio umie w relacje kocur-kotka, całe szczęście, że ma tak dobrego brata, jak mnie, czyż nie? — wyszczerzył szeroko zęby. Łzawy taniec rozluźniła się na moment i zaśmiała się krótko. Tak. Horyzont zdecydowanie miał szczęście. — No, ale na co czekamy, droga pani? Już, już, dalej! Musimy nauczyć tego biedaka życia. chodź, szkoda czasu! — To mówiąc, ruszył w stronę Drogi Grzmotu. Łezka uśmiechnęła się szeroko i pobiegła za nim. Nie mogła się już doczekać, aby zobaczyć Horyzonta.
~*~
Aster poprosił ją, aby poczekała w ich miejscu i to też zrobiła. Siedziała na płaskim pniu, ciesząc się w duchu, że jak na razie nie przyniosło tu jeszcze żadnych dwunożnych. Lubiła ich obserwować, bez wątpienia, ale teraz tylko by jej przeszkadzali. Miała się spotkać z ukochanym, a nie odstawić scenę. Już nie mogła się doczekać, aby go zobaczyć i w sercu chciała tylko, czym prędzej, pobiec do niego, znaleźć obóz i olać te wszystkie regułki, że jest obca i jej nie wolno. Zamiast tego jednak, siedziała grzecznie na tyłku i czekała, uciekając do marzeń.
Zabawne, że przed jej lubym, przybył ktoś inny.
— Witaj, Łzo.
Drgnęła lekko, spuszczając głowę i widząc tego durnego smarka, co to nie szanuje swojego rodzeństwa.
Zaraz, czekaj! To już nie taki smark! Kotka zdecydowanie urosła i stała się o wiele bardziej... Dojrzała, przynajmniej fizycznie. Ile księżyców minęło, odkąd ostatnio rozmawiały? Wtedy też czekała na Horyzonta, chociaż był dla niej kimś innym, niż teraz.
— O-och. Serwus, zna-znaczy, witaj, tak, witaj, eee... — zaplątała się we własnym języku, myślami dalej będąc przy niebieskim kocurze. Vanka skomentowała jej pożałowania godne przywitanie parsknięciem.
— O-och. Serwus, zna-znaczy, witaj, tak, witaj, eee... — zaplątała się we własnym języku, myślami dalej będąc przy niebieskim kocurze. Vanka skomentowała jej pożałowania godne przywitanie parsknięciem.
— Pszczółko — mruknęła tylko. Łezka kiwnęła głową.
— Tak. Pszczółko. Co tu robisz? — zapytała, starając się brzmieć miło. Nic nie wybije jej z humoru. Nie teraz. Nie, kiedy wszystko miało być dobrze.
— Szukam ziół. Lepiej zapytać, co ty tutaj robisz? To nasze terytorium — zauważyła, a wojowniczka pokręciła głową.
— Masz błędne informacje. To teren neutralny, dwunogi się tutaj czasami relaksują — stwierdziła spokojnie — Co do tego, co tutaj robię, to po prostu na kogoś czekam — dodała z uśmiechem. Pszczółka chciała chyba coś odpowiedzieć, jednak przerwał jej głos pointa, który właśnie pojawiłsie na horyzoncie wraz z niebieskim kocurem.
— Hej, hej, Łzawy Tańcu! Przyprowadziłem twoją fajtłapę, znaczy, kochasia — zawołał Aster, za co jego brat zmierzył go poważnym spojrzeniem. Ten tylko zaśmiał się, idąc w kierunku vanki. — Och, Pszczółka, nie spodziewałem się ciebie tutaj.
Ucznnica spojrzała na całą trójkę, wybita z rytmu.
— I kto to mówi? — burknęła, po czym spojrzała na mentora swojego brata. — Masz doprawdy kiepski gust — dodała jeszcze, po czym ruszyła w swoim kierunku. Łzawy Taniec spojrzała na nią z irytacją, zaraz jednak złagodniała, patrząc na Horyzonta.
— T-to ten... — wydukała.
— T-tak... tego... — odpowiedział jej kocur.
Czarny spojrzał na obie te pierdoły, po czym westchnął teatralnie.
— Poważnie. Jesteście do niczego — rzucił, uśmiechając się lekko. Obie głowy obróciły się w jego kierunku, patrząc nań z wyrzutem. — No już, już. Nic nie mówię. Róbcie sobie swoje "ten-tego", a ja pójdę w swoją stronę! Tylko nic znowu nie zepsujcie! — zawołał, po czym ruszył w podobnym kierunku, w którym zniknęła Pszczółka, jednak po to, aby ukryć się w krzakach. Musiał przecież wiedzieć, czy ta "miła pani" godnie potraktuje jego brata. Łezka uśmiechnęła się lekko, chociaż czuła, że wszystkie jej mięśnie się spinają. Otwierała już pyszczek, aby coś powiedzieć, jednak Horyzont uprzedził ją.
— Ja ciebie też, Łzawy Tańcu — oznajmił, uśmiechając się do przyjaciółki, która zaśmiała się i rzuciła w jego kierunku, tuląc głowę do jego futerka.
— Kocham cię — wymruczała. Kocur uśmiechnął się lekko, zaraz jednak odezwał się pospiesznie.
— T-tylko uważaj na ogon. Łezko, proszę cię, nie ogon!
~*~
Oszroniony Płatek spojrzała na Łzawy Taniec z pewną konsternacją. Właściwie, rozmawianie z nią tak po prostu, bez żadnego warczenia i stroszenia sierści było dziwne. Bycie zaakceptowaną przez Łezkę w rodzinie było dziwne. Miła Łezka była dziwna.
— A-ale sko-skoro tak ź-źle się czu-czu-czujesz, to czemu nie pó-pójdziesz d-do dryfującego o-obłoka? — zapytała, tak, jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie. Łezka przewróciła oczami z widocznym zdenerwowaniem.
— Nie znoszę tego durnego buca! Nie zamierzam się zniżać i przychodzić do niego, tak, jakby pełnił jakąś ważną funkcję — syknęła. Szron skuliła się lekko, jednak zdecydowała się ponownie odezwać, widząc, że złość kotki nie jest skierowana na nią, a na niebieskiego medyka w podstarzałym już wieku.
— A-ale Łza-Łzawy Tańcu, o-on w su-sumie pełni wa-wa-ważną fu-funkcję, no nie? — zauważyła. Łezka nastroszyła się, słysząc ją.
— No i co? To nie znaczy, że mam mu powierzać moje zdrowie — warknęła. Szron spojrzała na swoje łapy. Chciała coś szybko wymyślić, aby bura przestała się przy niej unosić. Czuła się okropnie nieswojo, zresztą, nie były przyjaciółkami, ale niczym w tym stylu, aby jej doradzała.
— T-to może idź do medyka Ho-Ho-Horyzonta? — zaproponowała. Łzawy Taniec złagodniała nagle, po czym uśmiechnęła się szeroko.
— No jasne, że pójdę do medyka Horyzonta! Niech mnie, jesteś genialna! — Po czym jakby nigdy nic wybiegła z obozu, zostawiając szwagierkę samą sobie. Szron odetchnęła z ulgą i zaczęła jeść swoją rybę.
~*~
Była na tyle zszokowana tym, co usłyszała, że nie patrzyła nawet, czy wchodzi bezpośrednio na swój klan, czy na teren Klanu Burzy. Ona? W ciąży? Że kociaki? Czuła się okropnie szczęśliwa i przerażona za razem. No bo, hej, co jak co, ale przecież będzie okropną matką! Najgorszą! Chyba... Nie zauważyła nawet, jak wpadła na uczennicę Klanu, a zaraz po tym rozpoczęła z nią wymianę zdań z kotką, która okazała się znajomą Astera. Chociaż, znając jego zapędy, to nie tylko znajomą.
— Oczywiście, że jest w porządku! — żachnęła się. Że ojciec jej dzieci miałby być tylko "chyba" w porządku? Cóż to za oksymoron. Zaraz jednak złagodniała. — Skoro znasz Astera to musisz być tą kotką, która się z nią spotyka, co? Nie jesteś dla niego za młoda? — zapytała. Niezapominajkowa Łapa zaśmiała się.
— A czy Horyzont nie jest za młody dla ciebie? — zapytała z rozbawieniem. Łezka przewróciła oczami.
— Hej! Nie jestem stara! — fuknęła, prostując dumnie łeb. Też coś.
<Niezapominajkowa Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz