- Coś się stało? - zapytał Kozia Łapa, widząc nieco zmieszany wyraz pyska rozetkowanej koteczki.
- Nic, tylko... Barania Łapa mnie trooszkę zdenerwował. - powiedziała w końcu, podkreślając słowo "troszkę".
- Huh? - Kózka wydał z siebie dźwięk zaskoczenia. Czyżby Baran zaczął pokazywać swoją prawdziwą twarz przy Śnieżce? Ile by dał za to, żeby Śnieżny Sopel zostawiła tego bufona. Gdyby tylko wiedziała, co zrobiłby dla niej Kózka, ile by oddał, żeby być przy niej, na pewno by chociaż rozmyśliła zmianę zdania.
- To nic takiego... takie małe... no sprzeczki partnerskie. Ale wiesz, mam pytanie. - wojowniczka skierowała swój wzrok na pysk Kozy, który poruszył delikatnie głową, zachęcając ją do mówienia.
- Jaka jest między wami relacja? Zawsze myślałam, że jesteście przyjaciółmi, no jak bracia, a z słów Baraniej Łapy wynikło coś... innego. - niebieskooka widocznie posmutniała kończąc wypowiedź.
- Co ci o mnie powiedział? - westchnął Koza, odwracając głowę. Mógł się przecież tego spodziewać - Baran na pewno chciał go dodatkowo poniżyć przed bengalką.
- No... wiesz... niedojda, kretyn... - powiedziała w końcu, siadając pod najbliższym drzewem. "O, a to niespodzianka, spodziewałem się czegoś gorszego..." pomyślał Koza, jednak uznał, że zachowa to dla siebie. Nie chciał martwić Śnieżki relacjami z Baranią Łapą, więc nie miał zamiaru powiedzieć jej całej prawdy.
- Chyba nie jest tak źle. - miauknął w końcu Kozia Łapa, owijając ogon wokół białych łap. -Może ma gorszy dzień czy coś...
- Jesteś pewien? - dopytała Śnieżny Sopel. - Może mogę z nim pogadać...
- N-nie! - krzyknął zestresowany Kozia Łapa, gdy tylko usłyszał, że Śnieżka miałaby rozmawiać o tym z Baranem. Kotka rzuciła mu pytające spojrzenie, przez co ten tylko bardziej się zmieszał. - N-nie musisz. Ale dziękuję za propozycję. - zakończył, uśmiechając się blado.
***
Zanim Kozia Łapa porządnie otworzył oczy, został siłą wypchnięty z legowiska uczniów przez Baranią Łapę.
- Pobudka! - krzyknął kremowy kocur z wewnątrz. Koza przewrócił oczami i westchnął ciężko. Spodziewał się, że Baran sypnie jakże zabawną uwagą w stylu "Wyłaź na dwór i naucz się w końcu czegoś, kretynie", ale o dziwo, tak się nie stało. Liliowy terminator potrząsnął głową i skierował swój wzrok w stronę legowiska lidera. Widząc rudą szatę Lisiej Gwiazdy w środku, przypomniał sobie moment, gdy się otworzył przed nim. Próbował mu powiedzieć o swoich problemach, a jak Lis zareagował? "GÓWNO. Powtarzam, gówno mnie obchodzą twoje szczeniackie problemy." - to dokładnie powiedział wtedy przywódca. Wtedy Kozia Łapa umocnił się w tym, że nie powinien już nigdy o tym komuś mówić. Chciał uciec od Lisa - od treningów z nim, sprzed jego okrutnych pazurów. Koza zaczynał się okropnie bać syna Czaplego Potoku. Niestety, nie miał możliwości się od niego odciąć. W końcu Lisia Gwiazda był liderem klanu Klifu. Jeśli miałby się z nim nie spotykać, musiałby uciec z klanu. Chociaż czy to był zły pomysł? Łapy Kózki ruszyły, niosąc go ku wyjściu z obozu. Nikt nie zauważył jego nieobecności - tak, jak się tego spodziewał. Dał się prowadzić nogom i chociaż poznawał tereny, na których aktualnie się znajdował, nie wiedział, dokąd idzie. Po prostu brnął przed siebie przez wysokie krzewy i trawy porastające leśne poszycie. Po paru minutach marszu poczuł na policzkach wilgotną bryzę od Miejsca, Gdzie Tonie Słońce, a chłodniejszy wiatr zmierzwił futro na jego grzbiecie. Dotarł na miejsce zwane Słoneczną Polaną. Nagie pole trawy, nie porośnięte żadnymi drzewami dawało idealne miejsce do patrzenia na morską toń. Kozia Łapa siedział na krawędzi klifu, spoglądając pustym wzrokiem w ciemny głąb Miejsca, Gdzie Tonie Słońce. Białe głowy fal obijały się o ścianę klifu, rozpryskiwały się i wracały do błękitnej otchłani, a za nimi kolejne i kolejne. Słony, ciężki zapach dostający się do jego nosa, drażniąc nieco jego gardło i oczy. W końcu kocur uniósł głowę i zamknął ślepia, pozwalając by zimny wiatr wiejący z strony morza wprawił go w dziwny trans. Kozia Łapa wyobraził sobie, że ziemia osuwa się mu spod łap. Nie musiał się wysilać, by przywołać ten obraz. Tyle razy przecież o tym myślał. Nie uciekał przed uczuciem ciągnącym go w stronę Miejsca, Gdzie Tonie Słońce. I w końcu nogi przestały dotykać gruntu - spadał. Jego futro poruszało się coraz szybciej. Wszystko płynęło jakby w zwolnionym tempie. Coraz głośniej słyszał szum słonej wody, wydawało mu się, że jego ciało jest coraz cięższe. W momencie zetknięcia w wodą nie czuł już nic. Fale od razu pochłonęły go w całości, nie zostawiając na kocurze suchego skrawka liliowej sierści. Woda szybko wlała się do jego płuc przez nos, uniemożliwiając mu kolejne wdechy. Gdy otworzył oczy znajdował się z powrotem na klifie. Wystarczył mu jeden krok - niewielki, a ile by za sobą przyniósł. Był teraz tak blisko swojego rozwiązania. Tylko parę ruchów łap i to wszystko. Już nigdy by się nie musiał męczyć. Przypomniał sobie moment, w którym zobaczył martwe ciało Głuszcowej Łapy. Wtedy nie miał pojęcia, co nią kierowało. Teraz miał wrażenie, że był pewien, jak musiała się czuć kotka, popełniając samobójstwo, mianowicie - tak samo, jak on. Nie zastanawiał się już, czy ktoś by o nim pamiętał, czy jego odejście zmieniło by coś w życiu innych klanowiczów. Tyle razy przekonywał się, że po krótkim czasie pamięć by o nim zanikła, a jedyne, co by się zmieniło w klanie, to to, że pozbyłby się balastu. Nim się obejrzał, z jego oczu zaczęły skapywać łzy, równie słone co woda pod nim. Po chwili trząsł się już cały, łkając, spętany w świadomość swojej beznadziejności, bezużyteczności i ciężaru jakim był dla klanu. Wypuszczając powietrze nosem, uniósł drżącą łapę, jednak w połowie drogi zawahał się i zatrzymał. Czy to oznaczało, że jego cząstka jeszcze usilnie próbowała trzymać się życia? Możliwe. W końcu przecież w końcu nigdy nie był tak naprawdę nie był na TO zdecydowany. Ale czy teraz, gdy był już tak blisko, warto było się cofać? Czy mogło się coś jeszcze zmienić? "Przestań. Po prostu to zrób i wtedy nie będziesz musiał nad niczym rozmyślać, o nic się martwić i niczym się martwić", pomyślał kocur, zaciskając mocno zęby i zaciskając powieki, chroniąc czerwone od płaczu ślepia przed większym podrażnieniem.
I wtedy zza jego placów dobiegł go głos. Znajomy głos, należący do nikogo innego, a do Śnieżnego Sopla. Obrócił delikatnie głowę i otworzył oczy, by kątem oka zobaczyć jej zszokowaną i pełną niedowierzania minę. Ruch jej pyszczka wskazywał na to, że coś do niego krzyczała, jednak Kozia Łapa nic nie słyszał. Śnieżka była jego wielką, acz nieodwzajemnioną miłość, która codziennie nieświadomie kaleczyła jego serce. Jej widok wcale nie pocieszył Kózki, a jedynie pogorszył sprawę. Im szybciej to załatwi tym lepiej.
- K-kozia Łapo? - zaśmiała się nerwowo kotka, stojąc jak na razie w miejscu. - N-nie wygłupiaj się, złaź stamtąd szybko. Tam jest niebezpiecznie...
Kocur w odpowiedzi odwrócił jedynie głowę i powoli zaczął ruszać się ku przepaści, coraz bardziej pozbywając się zahamowań.
- KOZIA ŁAPO! - wrzasnęła kotka, widząc, co się dzieje. Syn Głuszcowej Łapy położył po sobie uszy i napiął wszystkie mięśnie. Tak blisko i jego problemy się skończą. Tak niedaleko...
Nagle poczuł na karku ciepły oddech, a przy grzbiecie bliskość innego kota. Nie mógł tego zrobić. Nie mógł skoczyć. Nie mógł się zabić, gdy ona była tuż obok niego. Istniała przecież możliwość, że i ona spadnie, próbując go powstrzymać. Odstawiając łapę na ziemię, miał wrażenie, że zaraz wybuchnie. Czuł, jak emocje rozrywają go od środka coraz bardziej z każdym uderzeniem serca.
- Kózko? - szepnęła cicho bengalka, obserwując złotookiego terminatora, który wbił pazury w ziemię i zwiesił nisko głowę, szlochając.
- Nie potrafię tak żyć! - ryknął w końcu Koza, wylewając z siebie otok łez. - Nie potrafię! Nie umiem sobie poradzić z własnymi problemami! Nie potrafię sobie poradzić nawet ze sobą! Jestem beznadziejny, przynoszę jedynie wstyd i zawód Lisiej Gwieździe! Barania Łapa poniża mnie na każdym kroku, a najgorsze jest to, że te wyzwiska są prawdziwe! Nikomu nie potrafię normalnie powiedzieć o swoich uczuciach, gdy spróbowałem powiedzieć o wszystkim Lisiej Gwieździe, pogorszyłem tylko sprawę! Lepiej by było, gdybym już dawno był martwy, nie robiłbym nikomu problemów! - wykrztusił w końcu, przerywając co chwilę spazmami szlochu i podciąganiem nosa. Okropnie się bał, jak zareaguje Śnieżny Sopel. Nie miał nawet odwagi, by spojrzeć na pysk kotki. Tak bardzo chciał skoczyć i utopić się, jednak w tym momencie całe jego ciało było sparaliżowane.
<Śnieżko? >
I wtedy zza jego placów dobiegł go głos. Znajomy głos, należący do nikogo innego, a do Śnieżnego Sopla. Obrócił delikatnie głowę i otworzył oczy, by kątem oka zobaczyć jej zszokowaną i pełną niedowierzania minę. Ruch jej pyszczka wskazywał na to, że coś do niego krzyczała, jednak Kozia Łapa nic nie słyszał. Śnieżka była jego wielką, acz nieodwzajemnioną miłość, która codziennie nieświadomie kaleczyła jego serce. Jej widok wcale nie pocieszył Kózki, a jedynie pogorszył sprawę. Im szybciej to załatwi tym lepiej.
- K-kozia Łapo? - zaśmiała się nerwowo kotka, stojąc jak na razie w miejscu. - N-nie wygłupiaj się, złaź stamtąd szybko. Tam jest niebezpiecznie...
Kocur w odpowiedzi odwrócił jedynie głowę i powoli zaczął ruszać się ku przepaści, coraz bardziej pozbywając się zahamowań.
- KOZIA ŁAPO! - wrzasnęła kotka, widząc, co się dzieje. Syn Głuszcowej Łapy położył po sobie uszy i napiął wszystkie mięśnie. Tak blisko i jego problemy się skończą. Tak niedaleko...
Nagle poczuł na karku ciepły oddech, a przy grzbiecie bliskość innego kota. Nie mógł tego zrobić. Nie mógł skoczyć. Nie mógł się zabić, gdy ona była tuż obok niego. Istniała przecież możliwość, że i ona spadnie, próbując go powstrzymać. Odstawiając łapę na ziemię, miał wrażenie, że zaraz wybuchnie. Czuł, jak emocje rozrywają go od środka coraz bardziej z każdym uderzeniem serca.
- Kózko? - szepnęła cicho bengalka, obserwując złotookiego terminatora, który wbił pazury w ziemię i zwiesił nisko głowę, szlochając.
- Nie potrafię tak żyć! - ryknął w końcu Koza, wylewając z siebie otok łez. - Nie potrafię! Nie umiem sobie poradzić z własnymi problemami! Nie potrafię sobie poradzić nawet ze sobą! Jestem beznadziejny, przynoszę jedynie wstyd i zawód Lisiej Gwieździe! Barania Łapa poniża mnie na każdym kroku, a najgorsze jest to, że te wyzwiska są prawdziwe! Nikomu nie potrafię normalnie powiedzieć o swoich uczuciach, gdy spróbowałem powiedzieć o wszystkim Lisiej Gwieździe, pogorszyłem tylko sprawę! Lepiej by było, gdybym już dawno był martwy, nie robiłbym nikomu problemów! - wykrztusił w końcu, przerywając co chwilę spazmami szlochu i podciąganiem nosa. Okropnie się bał, jak zareaguje Śnieżny Sopel. Nie miał nawet odwagi, by spojrzeć na pysk kotki. Tak bardzo chciał skoczyć i utopić się, jednak w tym momencie całe jego ciało było sparaliżowane.
<Śnieżko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz