Zbliżyła się, by obwąchać kociaka. Koteczka, brak zapachu jakiegokolwiek klanu. Oczy małej po raz ostatni rozwarły się szeroko, wpatrując się w pysk dorosłej kocicy, po czym zasnuła je mgła, a delikatne ciałko znieruchomiało i tylko ledwie zauważalne ruchy klatki piersiowej dawały znać, że dusza jeszcze go nie opuściła.
Odsunęła się nieco i zmierzyła malucha beznamiętnym spojrzeniem. Całkowite panowanie czerni na skołtunionej sierści zakłócało tylko kilka białych plamek. Czy one wszystkie muszą wyglądać tak samo? – spytała w myślach, wspominając, jak przed laty w podobnym miejscu znalazła nieznośnego Owcę. Teraz ten brzdąc był już w pełni wyrośniętym kocurem; widywała go czasami, kiedy wychodziła na polowanie w pobliżu Drogi Grzmotu. Nieco niezgrabnie ujęła małą za fałd skóry na karku i skierowała się w głąb terenów Klanu Burzy. Wyglądała prawie tak samo, jak on, tylko miała na swoim futerku nieco więcej bieli, a jej oczy były innego koloru. No i nie śmierdzi Klanem Lisa, dodała w duchu Świetlista. I dobrze. Nie potrzebowała teraz kolejnego pyskatego dzieciaka, którego trzeba odprowadzać licho wie, gdzie, bo postanowił się wybrać na spacerek.
Najrozsądniej byłoby po prostu odnieść ją do obozu. Ktoś na pewno by się nią zajął, a szylkretka miałaby problem z głowy. A jednak nie chciała tego zrobić. Od bitwy, w którą zaangażowali się wojownicy wszystkich klanów, nienawidziła przebywać w obozie. Prawdę mówiąc, nie znosiła przebywania gdziekolwiek, ale spędzanie czasu na tym małym kawałku zamkniętej przestrzeni, wypełnionej mnogością innych kotów, z których każdy miał swoje własne uczucia, radości, smutki i problemy, napawało ją jakimś dziwnym obrzydzeniem. Wystarczyło ledwie kilka sekund oddychania obozowym powietrzem, by poczuła jego duchotę i straciła chęć do wszystkiego, czym się akurat zajmowała. Nie to, żeby pozostały w niej jeszcze jakieś szczególne chęci.
Pozostawało jej jeszcze jedno miejsce. Skoro nie mogła już przebywać w obozie, nieustanne spacery, a czasem i nocowanie pod gołym niebem w naturalny sposób stały się jej codziennością. Podczas jednej z takich przechadzek natknęła się na opuszczoną króliczą norę, którą od tamtej pory wykorzystywała czasem jako schronienie przed nieprzychylną pogodą. Kiedy nie miała pojęcia, dokąd powinna pójść, łapała się czasem na bezwiednym zmierzaniu w jej stronę – i tam właśnie udała się teraz.
Wędrówka nie zajęła jej wiele czasu. Ugięła łapy i wypracowanym ruchem wślizgnęła się do tunelu. Poruszanie się w jego półmroku nie stanowiło już dla niej problemu. Tym razem zabrnęła nieco dalej niż zwykle i dopiero gdy upewniła się, że do punktu, w którym się znalazła, dociera wystarczająco niewiele zewnętrznego światła, zdecydowała się odłożyć koteczkę. Łapą strzepnęła na nią troszkę ziemi ze ścian. Co prawda większości leśnych drapieżców dostęp do wnętrza nory uniemożliwiały ich gabaryty, ale taka na przykład krwiożercza kuna nie miałaby z tym większego problemu, więc lepiej, by nie wyczuła samotnego, bezbronnego kocięcia.
Bezszelestnie opuściła tunel i skierowała się do miejsca, w którym zakopała swą ostatnią zdobycz. Tłusta nornica miała zostać pożywnym posiłkiem jakiegoś ucznia, jednak przewrotny los postanowił w ostatniej chwili zmienić jej przeznaczenie. Trzeba pomóc kocięciu w potrzebie – tego uczył Kodeks. Gdyby tylko zależało jej na nim tak, jak kiedyś…
Znów znalazła się w norze. Nęcący zapach nornicy pobudzał jej pusty żołądek, ale ani myślała poddać się jego zachciankom. Właściwie to uczucie towarzyszyło jej praktycznie codziennie, tak, że teraz umykało już jej uwadze. Wzdrygnęła się lekko, czując zmianę temperatury. Otaczające ją ściany zapewniały przyjemny chłód, a ciemność dawała ukojenie oczom zmęczonym ostrym światłem słońca. Gdyby nie to, że od czasu utraty brata jej dusza nie mogła już zaznać spokoju, może byłaby w stanie powiedzieć, że czuje się tutaj prawie dobrze.
Nawet pomimo wypełniającego jej nozdrza zapachu zdobyczy z łatwością wyczuła, że zbliża się już do pozostawionej wcześniej koteczki. Odłożyła stworzonko na bok i zaczerpnęła nieco stęchłego powietrza. Choć wyraźnie wyczuwała jej wyczerpanie, mała wciąż żyła. To chyba dobrze.
Stanęła nad mizerną kulką futra, wciąż jeszcze zemdloną, i pochyliła się, by dotknąć jej nosem.
– Wstawaj, kociaku – mruknęła, szturchając ją delikatnie. Zero reakcji. Zastanowiła się chwilę, po czym sięgnęła po upolowaną nornicę, ułożyła ją obok kotki i znów trąciła małą pyskiem.
Tym razem jej działania odniosły skutek. Maleńki nosek poruszył się delikatnie, wyczuwając zapach upragnionego posiłku, a po chwili i reszta ciała zaczęła się wybudzać; koteczka zatrzepotała słabo powiekami, wbijając tępe spojrzenie w sufit.
– No już, obudź się.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w małej coś jakby zaskoczyło. Nagle jej oczka otwarły się szeroko, a napotykając beznamiętne spojrzenie szylkretki, błysnęły strachem. Niezdarnie spróbowała podnieść się na łapy, wyraźnie gotując się do ucieczki. Świetlista ze znużeniem przegrodziła jej drogę puszystym ogonem.
– Nie radzę. W ciemności i tak nie zajdziesz daleko – ostrzegła ją obojętnym tonem. Zauważyła, że futerko na karku kotki jeży się z przerażenia, i dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, jaka zagubiona musi być mała kotka błąkając się o pustym żołądku, tylko po to, by w końcu zemdleć z głodu i obudzić się w ciemności tuż obok nieznanej, starszej kocicy, która zamiast pomóc, mówi jak jakaś morderczyni. Brawo. Wszyscy już wiedzą, że do niczego się nie nadajesz, nie musisz tego udowadniać na każdym kroku. – To znaczy… Uch, uspokój się. Nie jestem potworem. – Tylko wielkim, strasznym cieniem wygadującym dziwne rzeczy wyjałowionym z emocji głosem. Oszukuj się dalej. – Nornica jest dla ciebie. Zjedz.
Już od dawna nie wypowiedziała tylu słów na raz; dziwne uczucie. Widząc, że wciąż nieufne kocię się waha, odsunęła się, odsłaniając drogę na zewnątrz.
– Jeśli chcesz, możesz iść. Ale to pewna śmierć. A ty… ty chyba chcesz żyć, prawda?... – Przed oczami stanął jej widok kotki łapczywie przełykającej muchę. Choć wychudzone kociątko stanowiło właściwie uosobienie nieszczęścia, to na myśl o tym, jak silna musiała być wola życia, która w tym wieku doprowadziła ją do jedzenia owadów, byle tylko móc brnąć dalej przez nieznane tereny, czuła niespodziewany respekt.
Wybór był dosyć oczywisty. Po chwili niezdecydowania mała nie wytrzymała i chwyciła zwierzątko. Świetlista z uwagą przyglądała się, jak zjada swój pierwszy solidny posiłek od dłuższego czasu. Kilka chciwych kęsów później uniosła głowę.
– Kim jesteś? – zapytała niepewnie, oblizując pyszczek. Szylkretka wiedziała, że to pytanie pojawi się prędzej czy później, ale i tak z trudem powstrzymała cierpki uśmiech. Och, kim ona jest? Nosiła w sobie tysiące odpowiedzi. Śmieciem. Żałosną idiotką. Bezużyteczną pokraką, która nie powinna istnieć.
Na szczęście tym razem opanowała się, zanim uraczyła kotkę którąś z nich.
– Wojowniczką – odparła krótko. Na razie nie musiała wiedzieć nic więcej. – Czy gdzieś tu jest twoja rodzina? Masz kogoś, do kogo powinnam cię zaprowadzić?
Mała znieruchomiała. Oczy utkwiła w jednym punkcie; Świetlista żyła już wystarczająco długo, by wiedzieć, że ogląda teraz wydarzenia z przeszłości. Cierpliwie poczekała, aż kotka powróci ze świata bolesnych wspomnień. Wreszcie czarno-biała powoli pokręciła opuszczoną głową.
– Nie – odpowiedziała, a jej kocięcy głosik lekko zadrżał. A więc jest sierotą, podsumowała w myślach łaciata. Nie zamierzała jej pocieszać. I dobrze: nie miała żadnych ciepłych emocji, którymi mogłaby się z nią podzielić, więc pewnie palnęłaby coś w stylu “No, nic, przynajmniej nie masz już nikogo do stracenia!”.
– Rozumiem – powiedziała tylko cicho. Miała do niej jeszcze tylko jedno pytanie. – Ile masz ksieżyców?
– Pięć.
W oczach wojowniczki, które zwykły nie okazywać żadnych emocji, błysnęło zaskoczenie. Pięć? Dawała jej najwyżej trzy. Dopiero teraz, wspominając, jak mało ważyła, kiedy ją tutaj przenosiła, mogła naprawdę stwierdzić, jak bardzo kotka jest wychudzona, i aż prawie zrobiło jej się jej żal. Prawie.
Zabrzmi to dziwacznie, jednak nawet teraz nie mogła powstrzymać zakorzenionej gdzieś głęboko zazdrości, którą żywiła względem każdej napotkanej osoby; przez myśl przemknęło jej, jak pięknie byłoby, gdyby i ona mogła zostać pozbawiona bliskich w tak młodym wieku. Gdyby nie musiała się do nich przywiązywać, a potem patrzeć, jak wszyscy po kolei ją opuszczają. Gdyby mogła zostać błąkającą się po lesie sierotą… pewnie zdechłaby w jakimś rowie i nie musiała przechodzić cierpienia, które zgotował jej los. Jak cudownie.
Ale nie, nie mogła tak myśleć. W swoim mniemaniu była tylko przeszkodą, zawadą dla innych, i jako taka nie miała przecież prawa do zazdrości. Z wysiłkiem zmusiła się, by znów spojrzeć na koteczkę, której imienia nie znała. Poczuła, że nie chce go znać. Po co miałaby się z nią zaprzyjaźniać? Żeby zawieść następną osobę, żeby następny kot przekonał się, jak bardzo jest beznadziejna, żeby znów jej żałowano? Nie pozwoli na to.
– Dobrze. Z pewnością wciąż jesteś osłabiona. – Ton, który podczas tej krótkiej rozmowy zdołał już nieco zmięknąć, na nowo stał się obojętny i wyprany z emocji. – Jeśli pozwolisz, zabiorę cię do obozu Klanu Burzy. Tam otrzymasz opiekę. Twoja ciekawość będzie zrozumiała, jednak proszę cię, żebyś na czas podróży powstrzymała się od zadawania pytań.
W oczekiwaniu na jej odpowiedź, przechyliła głowę i mimowolnie uciekła spojrzeniem w stronę wejścia do nory. Wpadał przez nie łagodny blask wieczoru. Zapytani o skojarzenie ze światełkiem w tunelu udzielilibyśmy pewnie jednej z dwóch zabawnie rozbieżnych odpowiedzi: “śmierć” lub “nadzieja”. Cóż, kiedy jego poświata odbijała się w oczach skrytej w mroku Świetlistego Potoku, potrafiła myśleć tylko o tym, jak bardzo go nienawidzi.
<Cień? Większość tego opka to użalanie się Świetlistej nad sobą; przepraszam, potem będzie lepiej ;^;>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz