Cóż... Mimo tego, co mówił jej wujek, Fiołek była świecie przekonana, że czekoladowy pręgowany kocur kręci coś z tym niezłym buraskiem z Klanu Nocy. Jej zdaniem, jeśli chce, mógłby z nim być, przecież to normalny związek, no halo! Jednak syn Białej Sadzawki stawał okoniem, zapierając się łapami, byle tylko nie przyznać jej racji. Uparty osioł. Powinni nazwać go Oślim Zadkiem, o!
— Na Gwiezdnych, Fiołkowa Bryzo, nic mnie nie łączy z Dziczą Łapą! Słodki jeżu, w tych czasach nie można nawet polizać przyjaciela w ucho, bo od razu małolaty wymyślają jakieś swoje miłosne teorie — syknął Czapli Potok, nieco ostrzej niż zamierzał, jednak nie zniechęciło to jego siostrzenicy. Wręcz przeciwnie, wyglądała na jeszcze bardziej zdeterminowaną, a do tego ochrzan wprawił ją w wojowniczy nastrój. Kocica tupnęła łapką zirytowana, marszcząc gniewnie brwi. O nie, nie ma tak łatwo!
— Nie dzieli nas nawet dziesięć księżyców, gówniarzu! I nie próbuj zaprzeczać samemu sobie, gejuchu, wiem, co widziałam! — parsknęła oburzona calico, wbijając pazury w ziemię. Nie, nie, nie. No co za dupek! Ona go z kimś zeswata! Jak nie z Dziczą Łapą, to z... Um... O! Chociażby taką Konwaliową Rzeką! Tak! Kocur jednak wyglądał na niezbyt chętnego do dalszej konwersacji, więc tylko schował pysk między łapami, wzdychając cierpiętniczo.
Córka Ciernistej Gwiazdy jednak już postanowiła. Odskoczyła kilka kroków od Czaplego Potoku, unosząc wysoko ogon i prostując się dumnie.
— Ja ci kogoś znajdę wujku, zobaczysz! J-jeszcze nie wiem kogo, ale kogoś znajdę NA PEWNO! - wykrzyknęła tak głośno, że zapewne słychać ją było w obozie Klanu Burzy. — Tylko... Nie ruszaj się stąd, zaraz wracam! — zawołała wesolutko, pędząc przed siebie, sądząc przy tym największe susy, jakie tylko była w stanie wykonać.
Upierdliwa koteczka, zwana Fiołkową Bryzą wpadła niczym huragan do obozu Klanu Burzy, wzniecając przy tym nie tylko uwagę, ale i tumany kurzu. Zamrugała okiem, kichając donośnie. Potarła nosek, oblizała się i rozpoczęła skanowanie terenu w poszukiwaniu Konwaliowej Rzeki.
Rudo-szara kotka siedziała przed legowiskiem wojowników, starając się wyczyścić swoje długie, odziedziczone po ojcu, futro. Była terminatorka uśmiechnęła się zwycięsko, podbiegając lekko zdyszana do starszej wojowniczki, trącając ją zaraz nosek w policzek.
— KonwaliochodźszybkozamnąCzapliPotok... — wykrzyczała prawie wszystko na jednym wydechu. Musiała jednak przerwać w połowie, wziąć głęboki wdech i mówić dalej - chce się z tobą spotkać. Ponoć to coś poważnego! - zawołała radośnie, szybko popychając kotkę w stronę obozu, nim ta zdążyła cokolwiek powiedzieć. O dziwo - nie protestowała. Ba! Zdawało się, że wręcz przeciwnie, bardzo chętnie szła na spotkanie z wujaszkiem córki Brzoskwiniowej Gałązki. Kremowo-szaro-białej było to jednak na rękę... Czy może raczej łapę? Tak czy siak, ze starszą koleżanką u boku podążyły w stronę miejsca, w którym leżał Czapli Potok. Ku zdziwieniu oraz radości pręgowanej, kocur nadal leżał tam, gdzie go zostawiła. Zdawał się spać, jednak to młodej nie przeszkadzało, popchnęła Konwaliową Rzekę, zachęcając ją przy tym.
— J-jesteś pe-pewna? — wydukała szylkretowa, a Fiołek miała wrażenie, że gdyby to było możliwe, spaliłaby buraka ze wstydu. Kocica machnęła łapą lekceważąco.
— Głupoty gadasz, Konwalio! A teraz idź, idź, idź! — szepnęła jej na ucho, po raz kolejny popychając zdenerwowaną koteczkę, by za chwilę odbiec od niej i skryć się za kamieniem i krzakami.
< Wujek? Dziołche ci przyprowadziłam >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz