Tej nocy, o dziwo, w legowisku nie było śladu po kocurze z oklapniętymi uszami. Coś się kołatało Dziczej Łapie po głowie, że Dryfujący Obłok mówił o wyprawie do Księżycowej Zatoczki, acz ten, jak zwykle, go nie słuchał. Mimo to, po jego braku w Starej Dziupli, wywnioskował, że nie będzie go do samego rana. Nie mógł zmarnować tej okazji, dlatego jednym, sprawnym ruchem pozbył się ze swojej szyi opatrunku, który bardziej zawadzał, aniżeli mu pomagał, po czym rozciągnął się, skostniały od ciągłego przesiadywania w jednym miejscu i wyskoczył z drzewa. Lekko mu się zakręciło w głowie, gdy wylądował na ziemi, acz uczucie to zniknęło po krótkiej chwili, dlatego niemalże od razu ruszył dalej, w stronę wyjścia z obozu, gdzie zastał nikogo innego jak Gołębią Łapę – nielubianego przez Dziczą Łapę kocura. Była to strawa wron, która jedynie marnowała jedzenie ze stosu świeżej zdobyczy i nic nie wnosiła od siebie. Z tego powodu bury nawet nie obdarzył tego lisiego łajna swoim spojrzeniem, ignorując jego ciche popiskiwanie, mające przekonać go do pozostania w obozie. Opuściwszy tę małą polankę z leżącym drzewem na jej środku, podążył za już trochę zwietrzałym zapachem patrolu, do którego najwyraźniej należała Oszroniona Łapa. Czuł jej lekki i łagodny zapach, którego nie dało się pomylić z niczym innym. Szedł po brzegu rzeki, wiedziony ciekawością oraz zainteresowaniem tym, w jakim miejscu kończyła się ta woń. Zauważył, że ostatnie promienie słońca zostały zastąpione przez bladą poświatę księżyca, która odbijała się w wodzie, tworząc obraz iście ze snu. Niestety Dzicza Łapa nie umiał się zachwycać nad takimi rzeczami i nie dostrzegał w nich piękna, dlatego żadna z tych poetycko plastycznie metafor nie przyszła mu do głowy.
Gdy doszedł do Wodnych Głazów, zatrzymał się na chwilę, zerkając w ich stronę. Po tych kilku dniach, w których był zmuszony do siedzenia w dziupli, wiedział, że przydałoby się mu trochę rozruszać te skostniałe niczym u starszego kości. Wybił się z tylnych łap, wskakując na jeden z wystających ponad wodę kamieni, po czym zrobił to ponownie i ponownie, dostając się na drugi brzeg. Powiódł swoim wzrokiem po okolicy, wypuszczając ze świstem powietrze przez nos. W przeciwieństwie do obozu, było tu spokojnie i cicho. Zbliżył się do płynącej w stronę Klanu Klifu wody, wbijając w jej taflę spojrzenie. Dopiero w tej chwili dostrzegł, jak bardzo źle wyglądał. Rana na szyi, oczyszczona jedynie na szybko jakimiś kwiatkami wyglądała tak, jakby wyszedł z grobu, a sterczące i brudne od zaschniętej krwi futro bardziej upodabniało go do martwego kota. Nawet on od czasu do czasu potrzebował się wyczyścić, więc wysunął do przodu jedną z łap z zamiarem zamoczenia jej w wodzie, aczkolwiek powstrzymał go od tego rozmazany w niej kształt. Zastygł w bezruchu, mrużąc nieco swoje brązowe oczy, a po kilku uderzeniach serca sprawnym ruchem pochwycił rybę, od razu rzucając ją na brzeg. Nie było to doskonałe polowanie, jednak dobrze było wiedzieć, że nie wyszedł całkowicie z wprawy.
W tej samej chwili, czyjś głos dobiegł z drugiego brzegu. Co prawda Dzicza Łapa wyczuł tu czyjąś obecność, ale uznał to za jakiś ślad po innym kocie, który tędy niedawno przechodził. Podniósł swój wzrok znad wody, a widok tego, którego skrzywdził podczas ich ostatniego spotkania, zdziwił go. Nie spodziewał się, że spotka tu kogoś, a tym bardziej z Klanu Burzy – w dodatku na terenach Klanu Nocy. Jednak w tej kwestii Czapli Potok miał szczęście, ponieważ burego nie bardzo interesowało to, czy obcy wejdzie na te terytorium. W gruncie rzeczy to wisiało mu to pod ogonem. Nic dziwnego, że do tej pory był jeszcze uczniem.
Patrzył się na Czapli Potok, nie mogąc określić tego, w jaki sposób się teraz czuje. Czy jest to radość? Złość? Tak właściwie to kim oni dla siebie byli? Przyjaciółmi? Wrogami? Gdyby nie to, w jaki sposób się odezwał do niego, obstawiłby tę drugą opcję. Kocur o czekoladowym futrze nie wyglądał na złego, ba! Wręcz się uśmiechał, co również wzbudziło w Dziczej Łapie lekki szok. Czy zapomniał o tym, że księżyce temu go zranił?
– Coś ty taki zdziwiony, co? Nie pamiętasz mnie, gamoniu? – parsknął, a następnie ugryzł swoją zdobycz i zaczął się wpatrywać w kocura na drugim brzegu.
Gdy Czapli Potok przeżuwał, Dzicza Łapa zerknął na leżącą obok niego rybę. Czuł, że ssie go w brzuchu i z chęcią by ją zjadł zamiast tego zielska, które dzień w dzień dostawał od Dryfującego Obłoku. Wysunął z języka pyszczek i przesunął nim po swoich wargach, jednak po chwili pokręcił głową. Wiedział, że nadal nie był w stanie tego zjeść. Będzie musiał to jakoś przeboleć. Popatrzył na wojownika na drugim brzegu. Jakby bijąc się z własnymi myślami, poklepał łapą miejsce obok siebie, nie bardzo wiedząc, czy to, co robi, jest słuszne. Jednak w jaki inny sposób będzie mógł mu wyjaśnić, że nie jest w stanie odpowiedzieć? Gdy czekoladowofutry zobaczy go z bliska, z pewnością zrozumie. I pewnie pójdzie. Nie będzie mógł się podroczyć z Dziczą Łapą, a raczej o to chodziło, gdy się do niego odezwał, prawda?
<Czapli Potoku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz