Wypowiedziała tak wiele słów, które nigdy nie powinny zostać wypowiedziane.
Podniosła głos w sytuacji, w której powinna siedzieć cicho jak mysz pod miotłą.
Stała w miejscu i patrzyła się w dal, kiedy powinna była pobiec.
Nie zdążyła.
Nie zdążyła przeprosić matki, jedynej osoby, która była z nią zawsze i od zawsze.
Koliberek, mimo, że była bardzo surowa i niezbyt czuła, darzyła swoją jedyną córeczkę miłością, z wzajemnością zresztą. Były nie tylko rodziną, ale też najlepszymi przyjaciółkami. To właśnie rodzicielce Spalona zawdzięczała swój poziom i inteligencję. Mogłoby się wydawać, że różnią się jak dwie krople wody.
Córka miała potwornie długie i zgrabne nogi, z gracją przemieszczała się nawet od kąta do kąta. Jej futerko było rzadkością wśród burasów mieszkających w lesie, a ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę, w związku z tym włosy Spalonej zawsze gładko przylegały do ciała i błyszczały z powodu częstej pielęgnacji. Nie była tchórzliwa jak jej ojciec, ale nie charakteryzowała się odwagą jak matka, bo przestraszyć ją mógł byle pajączek lub kropla wody. Była rozsądna i nigdy nie pchała się do walki, jeśli wiedziała, że jest z góry stracona. Jedynie jej oliwkowo-brązowe oczy, przygasłe i zakurzone, świadczyły o tym, że z Koliberkiem łączą ją jakiekolwiek więzy krwi.
Matka o pospolitym płomiennorudym, długim futrze, człapiąca przez świat na przykrótkich i nieco krzywych nogach. Sierść kotki była zawsze potargana i brudna, kto wie, czy nie zagnieździły się tam jakieś tajemnicze formy życia. Mimo, że miała zaledwie dwa lata, jej delikatna skóra poprzecinana była dziesiątkami mniejszych i większych blizn. Nie znała strachu, poważne zagrożenia traktowała z przymrużeniem zimnego, zacienionego brązowego oka.
A jednak, dogadywały się ze sobą, jakby miały tę samą duszę i ten sam umysł. Czasami nawet nieumyślnie stawiały kroki w tym samym rytmie.
Aż w końcu łącząca je więź została porządnie naderwana. Spalona już nawet nie wiedziała, o co poszło. Wiedziała tylko, że rzuciła się na matkę w gniewie, a ta po krótkiej walce wyszła z nory i zostawiła młodą kotkę samą z krwawiącym uchem.
Ile już minęło, odkąd Koliberek wyszła? Kilka uderzeń serca, czy może kilka dni?
Spalona leżała skulona, zawstydzona samą sobą. Jak ona mogła w ogóle podnieś głos na matkę? Jak mogła ją zaatakować? Oczy miała mokre od łez, czuła, że chce dalej płakać, ale już po prostu nie miała czym. Chciało jej się pić, ale co, jeśli na zewnątrz spotka Koliberek? Jeśli ta uzna, że córka chciała od niej uciec?
Spalona spojrzała na ścianę nory, a wyżłobienia i pęknięcia wydawały się interesujące jak nigdy dotąd. Zmęczona samą sobą kotka zamknęła oczy i zasnęła.
★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆
Czemu jeszcze nie wróciła?
A jeśli coś się stało?
"Nie" pomyślała stanowczo kotka. Przecież to Koliberek, jej mamusia! Ona pokona każdego, nawet te całe klany, o których opowiadała. Prawda?
Spalona wychyliwszy głowę z nory rozejrzała się, niemal pewna, że ruda kocica zaraz wskoczy jej na łeb krzycząc "Hehe, sprankowałam cię!". Na całe szczęście (lub też nieszczęście), nic takiego się nie wydarzyło.
Kociak porządnie już przestraszony opuścił swoje schronienie i ruszył w stronę pobliskiego strumienia. Mamo, wróćże.
A co, jeśli Koliberek nie była jednak niepokonana?
Jeśli spotkała wilka, rysia, borsuka, lisa lub jeszcze inne okropieństwo?
W głowie kotki tworzyły się najgorsze z możliwych scenariuszy, oczami wyobraźni już widziała rozbebeszone ciało Koliberka na brzegu jakiejś rzeki, jej rozszarpane truchło powieszone na drzewie lub rozwalone po całej łące zwłoki rudej.
Tak się zamyśliła, że niemal wpadła do strumienia. Z cichym piskiem gwałtownie się zatrzymała, patrząc na płynącą powoli wodę z przerażeniem.
Woda daje życie, ale woda też je zabiera.
Spalona, ostrożnie kucnąwszy na brzegu, wzięła kilkanaś... kilkadziesiąt łyków lodowato zimnej wody. Nie obchodziło jej to, że zmoczyła sobie futro na brodzie oraz gardle. Myślała jedynie o Koliberku. Gdzie jest, co się z nią dzieje? Kotka potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się tych myśli.
- Powinnam iść na polowanie... - powiedziała sama do siebie, a brzuch kotki zaburczał głośno, jakby zgadzał się z tym pomysłem.
★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆
Spalona pustym wzrokiem spojrzała na ciemny las. Zobaczyła nagle kilka metrów przed sobą rudą, niską postać, przedzierającą się przez śnieg w stronę drzew, które nagle wydały się jakby mroczniejsze i bardziej złowieszcze.
- Ma... Mamo? - wyjąkała Spalona, ale nie usłyszała swojego głosu. - Mamo! Mamusiu! Koliberku! - kotka na próżno wołała matkę, jej słowa tonęły w gęstej ciszy, a Koliberek dalej szła do lasu, który wydawał się wyglądać coraz straszniej.
- Mamo, nie idź tam! - wrzasnęła z rozpaczą Spalona. Chciała podbiec do rodzicielki i ją ostrzec, ale nie mogła się ruszyć, bo nagle jej ciało owinęły ostre ciernie, z każdą sekundą zaciskające swe sploty. Przez kilka koszmarnie długich chwil kocię wpatrywało się w Koliberek oddalającą się coraz bardziej, aż w końcu wydarzyło się coś strasznego. Las przestał być lasem, a potworem, między którego szczękami była ruda kocica. Spalona zawyła, ale było za późno - pysk bestii zamknął się, pochłaniając Koliberek.
Brązowa kotka wzdrygnęła się. Dalej patrzyła się między drzewa, ale one znowu były normalnymi drzewami. Oddech Spalonej był szybki i ciężki, a sierść nastroszona. Czyli zasnęła, a to co widziała, było tylko koszmarem.
- Ach, ogonie, to było bardzo dziwne - sapnęła, przenosząc wzrok na swoją kitę. - Koliberek nas zostawiła, a ja zaczynam wariować. A wiesz, co jest dowodem, że mi odwaliło? Ty, ogonku! Rozmawiam z tobą, jak jakaś nienormalna! - Spalona chichocząc nerwowo obserwowała jak końcówka jej ogona drga z poirytowaniem.
Kotka wstała w końcu, rzucając wyzywające spojrzenie drzewom przed nią.
- Myślicie, że się boję, taaa? Ale wy jesteście tylko przerośniętymi krzakami, a ja jestem kotem! I nie obchodzi mnie, co zrobiliście z moją mamusią i co chcecie zrobić ze mną, odzyskam mamę, nawet, gdybyście chciały mi odgryźć wszystkie łapy! - wrzasnęła Spalona uśmiechając się dziko, a następnie wykonała kilka długich susów. Zniknęła między drzewami, gotowa odnaleźć Koliberek.
★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆
Czy to ta sama Spalona, co na początku opowiadania?
Jej futro, zawsze błyszczące, czyste i ciasno przylegające do ciała, teraz było zmierzwione i potargane, do tego jej nogi, brzuch oraz gardło było ufajdane błotem. Kroki stawiała ciężko, jakby już chciała się położyć, nigdy nie wstawać. Jedynie jej oczy były takie same jak zawsze - ciemne, przygaszone, bez żadnego wyrazu. Ale musi znaleźć matkę. Musi znaleźć Koliberek.
Była świadoma, że jest już u kresu podróży, lecz nie była pewna, czy chce zobaczyć, co jest na jej końcu.
I miała rację, nie chciała.
Kiedy tak szła, poczuła jakiś podejrzany zapach. Przez chwilę stała tak, mrugając. Próbowała ogarnąć, co to za smród. Kojarzył jej się z polowaniami...
Polowania. Jedzenie. Jedzenie? Tak, jedzenie! W pobliżu musiało być coś do jedzenia! Ucieszona Spalona jakby zapomniała o zmęczeniu, bo najszybciej jak umiała pobiegła w stronę zapachu. Jednak im bliżej była, tym mniej jej się podobał, zaczęła sobie uświadamiać, że to niekoniecznie jest zapach jedzenia...
Polowanie. Co kojarzy się z polowaniem? To z pewnością nie był zapach myszy ani wiewiórki, nie był to też odór potu ani napięcia... Nie, nie tylko z polowaniem. Walka. Krew?
Krew i coś jeszcze!
Młoda kotka zatrzymała się gwałtownie. Krew nie zwiastowała niczego dobrego, do tego jeszcze ten nowy, nieznany jej zapach... Przez minutę stała tak w śniegu, zastanawiając się, czy iść zobaczyć co to, czy może dać sobie spokój i dalej szukać Koliberka.
W końcu jednak ciekawość wzięła górę i Spalona pewnie, ale ostrożnie zaczęła iść w kierunku odoru. Im dłużej szła, tym bardziej zaczynała żałować swojej decyzji, bo śmierdziało okropnie. Ale kim ona jest? Wrażliwym pieszczoszkiem jak jej ojciec, czy silną, niewzruszoną zdziczałą łowczynią jak jej matka?
Nareszcie dotarła. A raczej myślała, że dotarła, bo zapach unosił się zza wielkiej zaspy śnieżnej. Spalona zdecydowanie wskoczyła na ten niewielki pagórek, ale gdy zobaczyła, co za nim było, zabrakło jej tchu, a do oczu momentalnie napłynęły jej łzy.
Jej oczom ukazało się martwe, rozkładające się już ciało Koliberka. Najwyraźniej ten, kto ją zabił, przed jej śmiercią nieźle się zabawiał, bo brzuch kotki był praktycznie rozerwany, a z jego wnętrza wychodziły jelita matki. Gdzieś z boku leżała urwana łapa rudej kocicy, a w miejscu, gdzie na pysku zazwyczaj są oczy, znajdowała się brzydka, zamarznięta szkarłatna galaretka z białymi, brązowymi i białymi przebarwieniami. Mało tego, substancja rozlała się po całej twarzy Koliberka.
Spalona poczuła, że zaraz zwymiotuje i słusznie, zwróciła swój poprzedni posiłek gdzieś na bok.
- Mamo... - wymamrotała brązowa kotka, patrząc na zmasakrowane zwłoki matki. Chciała coś powiedzieć, pośmiertnie ją przeprosić, nawet walnąć jakieś "Byłaś wspaniałą rodzicielką", ale jedyne, co wydobyło się z jej pyska to długi, żałosny jęk. Strumienie łez popłynęły jej z oczu, a Spalona upadła. Spojrzała w zachmurzone niebo, które wydawało się zaraz wybuchnąć deszczowym płaczem wraz z nią. Kotka zacisnęła zęby, ale nic to nie dało, bo znowu zawyła smutno. To jej wina. Gdyby nie ona, Koliberek nadal by żyła. Pewnie teraz siedziałyby skulone w norze, przytulone do siebie i opowiadałyby sobie różne głupie żarciki. Ale nie. Musiała być głupia. Musiała pokazać, że nadal jest tępym kociakiem, który nie potrafi dobierać słów. I proszę, co narobiłaś. Masz ty w ogóle rozum i godność kota?
Gdy w końcu już zakończyła swoje wycie, spojrzała smutno jeszcze raz na martwą Koliberek.
- Nie martw się, mamusiu - szepnęła, na jej pysk wpełzł wesoły uśmiech, a oczy, zwykle zgasłe, teraz wyjątkowo błysnęły dziko. - Przysięgam na moje życie, że temu draniowi, który ci to zrobił, zgotuję los trzykrotnie gorszy. I przysięgam, przysięgam, że zniszczę te wszystkie klany. Zniszczę tych, którzy zniszczyli ciebie. Jeszcze pożałują...
C.D.N.
Cudowne opowiadanie! Aw, uwielbiam twój styl <3
OdpowiedzUsuńChociaż już wyczuwam problemy jakie sprowadzi Spalona :'D
Hahah, mogłaby się sprzymierzyć z Imbirem, który również pragnie zemsty na klanach...
<3
Usuń