Lamparci Krok spojrzał na mnie i już zamierzał otworzyć pyszczek, ale zrezygnował. Rzucił na mnie smutny wzrok i ruszył w stronę wyjścia z legowiska medyka. Odprowadziłam go wzrokiem i spojrzałam na swoje łapy. Czułam się inaczej... i nie był to smutek, a raczej rezygnacja. Nie miałam pojęcia dlaczego to powiedziałam, dlaczego teraz. Ale po tym wszystkim miałam wszystkiego dość. I wtedy odezwał się rumianek, który sprawił, że moje powieki delikatnie upadły, a jedyne co zrobiłam przed zapadnięciem w głęboki sen to westchnęłam wspominając swoje dzieciństwo.
~*~
Niepewnie podniosłam wzrok na oczy wpatrujące się we mnie z zakłopotaniem. Zamrugałam jak najszybciej mogłam, by wstać. Całe ziewanie i podnoszenie się zdawało trwać wieki, co znaczyło, że zioła uspokajające i hamujące ból nadal działają. O fuj! Prawie od razu przypomniałam sobie, że dzisiaj znowu czeka mnie dawka tej jakże pożywnego śniadania. Jak dobrze, że później może je przegryźć zającem. Jednak nawet ten pyszny kąsek nie sprawiał, że zapominałam o smaku tego czegoś.- Kwiecisty Wietrze, ja znowu muszę to... to coś jeść? - Zrobiłam minę niezadowolonego dziecka, na co szylkretowa medyczka wybuchła tak gromkim śmiechem, że samemu na pyszczku pojawiał się mały uśmieszek. Krzywy i niepewny, ale jednak. Na szczęście kotka w porę się opanowała i gdy zaczęła mówić na jej pyszczku ponownie pojawił się spokojny wyraz. Miała jakąś dziwną cierpliwość, że jeszcze wytrzymywała natłok pytań zadawanych w temacie tych roślinek, czyli co, jak i kto. Co to jest, jak to się nazywa i czy ktoś potwierdził działanie. W tym zazwyczaj na ostatnie nie uzyskiwałam odpowiedzi.
- To wymieszany mak, kocimiętka, nagietek i rumianek, Mysi Nosie. I, nie, nie będziesz musiała jeść tego czegoś.
- Hurra!... Czekaj, co?
Kwiecisty Wiatr pokręciła głową i wychyliła się za mnie, by podejrzeć resztę kotów siedzących u niej. No dalej, dalej, przecież ja tu nadal czekam. Mam ochotę już wszystko obmyślić i w ogóle, wiesz, takie tam różne rzeczy na temat tych dziwactw. Zawsze jest taki plus, że wyjdzie chociaż trochę douczona. Ale to, że zapamięta wszystkie nazwy jest naprawdę mało prawdopodobne.
- Rany się już zagoiły i możesz już iść normalnie polować, będę cię mieć jednak na oku, bo zaczynasz tyć.
Gdy tylko usłyszałam, że mogę wyjść powoli odwróciłam wzrok w stronę obozu tętniącego życiem. I wtedy jak grom z jasnego nieba uderzyła we mnie ta rozmowa. Próbujesz mnie ograniczyć... byłaś dla mnie malutką, słodziutką i delikatną siostrzyczką.
Ja ci pokażę kto tu jest delikatny.
Zaczęłam biec w stronę obozu, nawet nie odwracając się, by spojrzeć na zdziwioną Kwiecisty Wiatr. Gdy uderzyło we mnie mroźne powietrze, a moje łapy uderzyły w zaspy uśmiechnęłam się szeroko. I wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo przeszkadza mi mój brzuch. Pewnie ta cała Kwiecisty Wiatr daje mi jakąś truciznę i się wymiguje... To prawdopodobne. Powoli zaczęłam przedzierać się przez mróz coraz bardziej zastanawiając się czy to był dobry pomysł. Moje łapy zapadały się pod ziemię, a na moje wąsy spadały małe płatki śniegu. Nagle mocniej zawiało, a na mój pyszczek spadła z gałęzi duża warstwa śniegu. Strzepałam ją i ruszyłam dalej, gdy mocniejsza wichura przewróciła mnie prosto w drzewo. Auć! I wtedy jakieś dziwne stworzenie podeszło do mnie. Przez śnieg nic nie widziałam, ani nie czułam, ale gdy zbliżył się trochę bardziej wiedziałam kto to jest. Dwunożny! Syknęłam cicho, chcąc by się oddalił, jednak najwyraźniej nie usłyszał ostrzeżenia.
- Kici kici, no chodź... Ja ci nic nie zrobię.
Zamrugałam kilka razy zastanawiając się co to za kici, kici i dlaczego tak się do mnie odzywa. Przecież pewnie mnie porwie i zaniesie do obcinacza. O nie, tylko nie to! Gdy zastanawiałam się nad tym wszystkim poczułam jak coś mnie obejmuje i zrobiło mi się jakby cieplej. Podniosłam wzrok wyżej i zobaczyłam twarz dwunoga. Kiedy on tu tak szybko przylazł! Powoli zaczął iść w stronę siedliska dwunogów, a ja szamotałam się przez całą drogę. Bezczelność! Gdy wreszcie znaleźliśmy się w ciepłym domku z dala od śniegu, postawił mnie na podłożu. Jak dobrze, że to koniec tej udręki. Yyy, nie, jednak jakby nie patrzeć jestem w środku siedliska tych stworów.
- Barwinku, Palmiro, to będzie wasza nowa przyjaciółka, Migotka. - Powiedział wesoło dwunożny. Na Gwiezdny Klan, jaka Migotka, jestem Mysi Nos! Podniosłam wzrok na koty, które podeszły do mnie i gdy je zobaczyłam zamrugałam kilka razy oczami ze zdumienia.
- Droździa Łapo, wszyscy myśleliśmy, że umarłeś!
<Barwinek?>
A Biała nie mówiła o Barwinku całemu klanu...?
OdpowiedzUsuń