- Kucyk, wracaj! - zawołał dwunożny, wychodząc ze swojego gniazda.
- Zamknij się - syknął Burz sam do siebie.
Jak zwykle bezwłosi próbowali nakarmić go tymi króliczymi bobkami, które tuczą inne pieszczochy. Zawsze o tej porze uciekał z ich gniazda na polowanie, włóczył się, po czym wracał o wschodzie księżyca, a dziś nie było inaczej.
Pognał na swoich długich łapach wzdłuż ogrodzenia biegnącego przez całe siedlisko dwunogów, mijając drzewa, kwiaty i drzewa. Czasami siedział na nim jakiś kot, czasami mały ptak, ale żadna porządniejsza zwierzyna, którą dorosły kocur byłby w stanie się pożywić dorosły kot. Powoli ścieżka zaczęła się zwężać, aż w końcu Burz szedł po zasypanej śniegiem trawie, mocząc swoje łapy. No cóż, coś za coś. Mógł albo iść tędy, albo jeść te królicze bobki, czego za nic w świecie by nie zrobił.
W tym momencie zatrzymał się, czując znajomy zapach. Rozejrzał się, a po chwili zobaczył znajomy, czarny ogon.
- Cześć, Kuc - odezwał się Vitae. Był to czarny kocur z białym podbrzuszem i żółtymi oczami. Był to najlepszy i jednocześnie jedyny prawdziwy przyjaciel Kucyka.
- Ile razy mówiłem ci, żebyś mnie tak nie nazywał - powiedział mrużąc oczy. - Jako, iż jesteś moim przyjacielem możesz mówić na mnie "Burz", ale nie pozwolę nazywać mnie tym haniebnym imieniem, nawet przez ciebie!
- Hehe, wyluzuj - dachowiec podszedł bliżej. - Wiem, że to lubisz.
Biały kocur położył pyszczek na głowie Vitae'a. Mimo, że go wkurzał, nawet książęta potrzebują przyjaciół, a czarny dachowiec był chyba jedynym kotem mogącym z nim wytrzymać, znając jego prawdziwą naturę.
- Muszę iść - odezwał się po chwili Burz. - jest już późno, a ja wciąż nie zjadłem śniadania.
Vitae zamruczał cicho, po czym czmychnął gdzieś, zostawiając Kuca samego. Kocur znów ruszył truchtem przez śnieg, po chwili docierając do Drogi Grzmotu. Przekroczył ją w biegu, szybko zostawiając za sobą cuchnące potwory. Zauważył kilka małych ptaków najwyraźniej szukających pożywienia, na zamarzniętej ziemi. Opadł do pozycji tropiącej, zakołysał tyłem, już miał skoczyć, kiedy zobaczył, że jakaś jasna plama rozprasza całą zdobycz, która szybko wzniosła się w powietrze i odleciała. Do nozdrzy Kuca dotarł ostry zapach, który prawie od razu rozpoznał - kot klanowy! Znajdowali się na terenach niczyich, powinien polować na swoim terytorium, zamiast płoszyć mu śniadanie! Rozwścieczony rzucił się na zdziwionego kocura, przygwożdżając go do ziemi.
- Masz ładne blizny - warknął.
<Szkarłat?>
- Ile razy mówiłem ci, żebyś mnie tak nie nazywał - powiedział mrużąc oczy. - Jako, iż jesteś moim przyjacielem możesz mówić na mnie "Burz", ale nie pozwolę nazywać mnie tym haniebnym imieniem, nawet przez ciebie!
- Hehe, wyluzuj - dachowiec podszedł bliżej. - Wiem, że to lubisz.
Biały kocur położył pyszczek na głowie Vitae'a. Mimo, że go wkurzał, nawet książęta potrzebują przyjaciół, a czarny dachowiec był chyba jedynym kotem mogącym z nim wytrzymać, znając jego prawdziwą naturę.
- Muszę iść - odezwał się po chwili Burz. - jest już późno, a ja wciąż nie zjadłem śniadania.
Vitae zamruczał cicho, po czym czmychnął gdzieś, zostawiając Kuca samego. Kocur znów ruszył truchtem przez śnieg, po chwili docierając do Drogi Grzmotu. Przekroczył ją w biegu, szybko zostawiając za sobą cuchnące potwory. Zauważył kilka małych ptaków najwyraźniej szukających pożywienia, na zamarzniętej ziemi. Opadł do pozycji tropiącej, zakołysał tyłem, już miał skoczyć, kiedy zobaczył, że jakaś jasna plama rozprasza całą zdobycz, która szybko wzniosła się w powietrze i odleciała. Do nozdrzy Kuca dotarł ostry zapach, który prawie od razu rozpoznał - kot klanowy! Znajdowali się na terenach niczyich, powinien polować na swoim terytorium, zamiast płoszyć mu śniadanie! Rozwścieczony rzucił się na zdziwionego kocura, przygwożdżając go do ziemi.
- Masz ładne blizny - warknął.
<Szkarłat?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz