Trudno było zaprzeczyć, że mały Bóbr miał głęboko gdzieś swojego dziwnego brata, Jastrzębia, ale jako iż jednak był jego bratem, czasami martwił się o niego. Jak na przykład dzisiaj, kiedy obudził się, a tego małego kocurka już nie było. Początkowo myślał, że pewnie znowu włóczy się gdzieś po obozie, ale kiedy minęła pora szczytowania słońca, a go dalej nie było, zaniepokoił się.
No bo co jeśli ten mysi móżdżek gdzieś wpadł, uciekł z obozu albo ktoś go porwał? Czarny kociak właśnie wygramolił się ze żłóbka i obleciał wzrokiem swój dom. Nie ma Jastrzębia. Nie. Ma. Jastrzębia. Ogarnęła go panika, bo teraz ma już pewność, że jego głupi brat gdzieś się umarł.
Wtem obok niego przeszedł czekoladowy, długowłosy kocur. Bóbr otworzył szeroko oczy.
— Hej! — wrzasnęło kocię, a wojownik spojrzał na nie zirytowany. — Widziałeś mojego brata? Taki czarno-biały, musiałeś go widzieć.
— Widziałem go. Byłem głodny — warknął kocur — więc go zjadłem. Ech, dalej mam jeszcze kawałki jego futra między zębami.
Mały ledwie stał na drżących się nogach. Następnie szybko odwrócił się i wydzierając się "Mamo, on zjadł Jastrzębia!", wślizgnął się z powrotem do żłóbka, nie słysząc nawet rechotu kocura i czegoś o głupich kociętach.
Gwiezdny Klanie, jego matka spała! I to twardym kamiennym snem. Młodzik musiał ratować się sam. Począł obmacywać łapkami ściany kociarni, szukając jakiejś luki, czegokolwiek. Po krótkiej chwili odważył się nawet uderzać w liście i mech, aż w końcu, jego poszukiwania zakończyły się sukcesem, bo w jednym miejscu mech zapadał się, jakby nie opierał się na niczym.
Uszczęśliwione kocię chwyciło kawałek w zęby i odrzuciło go, a po powtórzeniu czynności parę razy... znalazł drogę ucieczki! Dodatkowo, w roślinnym tunelu aż śmierdziało bratem. Czyli jednak się nie umarł? Wspaniale! Teraz tylko znaleźć jego trop, co tylko wydawało się takie łatwe dla małego Bobra.
<Halo Jaszczomp, Bober może cię wołać po lesie, takie "JASZCZOMP CIULU", cnie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz