To był wielki dzień! Dziś
Słoneczny Deszcz i Lisi Ogon zrobili mi i Brudnej Łapie sprawdzian. Chciałem
wypaść w nim jak najlepiej. Nie chciałem zawieść mentora i mamy. Poza tym
chciałem pokazać rodzeństwu, że jestem od nich lepszy. Każdy poza mną i Brudną
Łapą przeszedł już ten sprawdzian.
Wstałem tak wcześnie, jak tylko
mogłem. Wyjrzałem z legowiska uczniów, mentorzy już czekali. Podbiegłem do
siostry i ją obudziłem.
– Brudna Łapo! – Kotka nerwowo
zastrzygła uszami.
– Czego znowu? – mruknęła
niezadowolona.
– Już na nas czekają!
Brudna Łapa powoli podniosła się
i przeciągnęła. Usłyszałem ziewanie w głębi legowiska.
– Gdzie idziecie tak wcześnie
mysie bobki? – mruknęła Złota Łapa. Czasami potrafi być naprawdę wredna.
– Wzorowy uczeń wstaje wcześnie
rano, żeby móc prędko rozpocząć trening – powiedziałem dumnie unosząc ogon.
– Dobrze „Wzorowa Łapo”. Nie zrób
mi wstydu – powiedziała z niezadowoleniem i zamknęła oczy by dalej spać.
Wybiegłem z Brudną Łapą na
spotkanie z mentorami. Słoneczny Deszcz uśmiechnął się na mój widok.
– Gotowi udowodnić swoją wartość?
– spytał radośnie. Zamruczałem z podnieceniem.
– Oczywiście Słoneczny Deszczu!
– To świetnie. Posłuchajcie:
Brudna Łapo, ty pójdziesz w okolice Drogi Grzmotu, a potem w okolice siedliska
dwunożnych. Ty Jaszczurza Łapo udasz się nad Piaszczystą Rozpadlinę i do lasu
przy Słonecznych Skałach.
– Nie musicie martwić się o
bezpieczeństwo – zapewniła nas Lisi Ogon. – Będziemy czuwać nad wami z ukrycia.
Pamiętacie też, żeby nie przekraczać granic terytoriów i na nich nie polować.
Oboje skinęliśmy głowami i
wyszliśmy z obozu. Brudna Łapa pobiegła w kierunku Drogi Grzmotu, a ja w
okolice Piaszczystej Rozpadliny. Mentorzy już wcześniej zapoznali nas z celem
misji: złapać jak najwięcej zwierzyny. Oczywiście wiedziałem, że ilość jest bez
znaczenia, bardziej liczyło się to, jak złapie się te kąski. Mógłbym przynieść
tysiąc myszy, ale i tak nie dorównałbym uczniowi, który przyniósłby dobrze
złapanego gołębia.
Po krótkim czasie dotarłem nad
duży dół w piachu. Wskoczyłem na zbocze i zjechałem w dół. Usiadłem na piasku i
rozejrzałem się wokół. Wiedziałem, że to jedno z najlepszych łowisk Klanu
Wilka. Słoneczny Deszcz chciał mi wyraźnie ułatwić zadanie. Szybko wypatrzyłem
swoją pierwszą zdobycz.
Szybki atak i mysz była już moja.
Może nie włożyłem w to zbyt dużo mojej techniki, ale udało mi się ja złapać,
zanim mnie zauważyła. A o to w końcu chodzi w polowaniu. Wykopałem mały dołek w
charakterystycznym miejscu i zakopałem tam zwierzynę. Wyruszyłem na dalsze
łowy.
Zanim słońce zaczęło górować
złapałem jeszcze dwie myszy i jaszczurkę. Nadeszła pora, by udać się do
kolejnego łowiska. Dalsze męczenie Piaszczystej Rozpadliny nie ma sensu. Pora
na las w okolicy Słonecznych Skał. Było to terytorium bardzo blisko Klanu Nocy.
Wiedziałem jednak, że można złapać tam wiewiórki, leśne żaby i w najlepszym
wypadku króliki.
Miejsce, które wybrałem na
kryjówkę dla pierwszego złapanego nornika znajdowało się bardzo blisko granicy
lasu. Była to bardzo niebezpieczna kryjówka. Ale bez ryzyka nie ma dobrych
wyników. Zacząłem polowanie i się nie pomyliłem. Nie minęło dużo czasu, a już
miałem w zębach młodego królika.
Zakopałem go razem z dwiema
myszami. Położyłem się na mały odpoczynek. Ze swojej kryjówki doskonale
widziałem Słoneczne Skały. Leżałem tak chwilę, kiedy nagle wylądował tam duży
ptak.
„Pamiętacie też, żeby nie przekraczać granic terytoriów i na nich nie
polować.” – odbił się w mojej głowie echem głos Lisiego Ogona. Miałem
jednak okazję złapać TĄ zdobycz. Żaden uczeń takiej jeszcze nie miał, żaden
wojownik od wielu księżyców nie przyniósł podobnej do obozu. Zacząłem się
Ptak mnie nie widział. Czyścił
swoje duże skrzydła zupełnie nieświadomy mojej obecności. Byłem już naprawdę
blisko jego; i daleko granicy. W końcu odważyłem się. Wyskoczyłem z trawy i w
ostatniej chwili złapałem ptaka za nogę. Rzuciłem nim o skałę i wskoczyłem na
jego brzuch. Ptak próbował mi się wyrwać, dziobał mnie w łapy. Ja złapałem
szybko jego szyję i zacząłem go dusić. Po chwili ptak był martwy.
– Gwiezdny Klanie! Złapałeś
sokoła! – usłyszałem głos Słonecznego Deszczu. Widział to! Widział jak złapałem
tego wielkiego ptaka!
– Wstrętni złodzieje! – Ten syk
należał do nieznanego mi kota. Wojownika Klanu Nocy.
Dwa wielkie kocury wskoczyły na
skałę, na której stałem. Wystraszyłem się, ale nie miałam zamiaru wypuszczać
złapanego ptaka.
– Oddajcie naszego ptaka, a
puścimy was wolno – syknął długowłosy kocur o niebieskich oczach.
– Żartujesz Błękitna Burzo? Nie
odejdą stąd, dopóki nie skopiemy im tłustych zadów! – wypluł jego szary
towarzysz.
– Tłustych? – syknął Słoneczny
Deszcz. – Tak często łowisz w rzece ryby, a ani razu nie przyjrzałeś się swojemu
sadłu?!
Szary kot skoczył na mojego
mentora i zaczął z nim walkę. Wiedziałem, że mnie czeka teraz pojedynek z tym
drugim. Czarnobiały kocur przywarł do skały. Przybrał już bojową pozę.
– Wiejemy Jaszczurza Łapo! –
usłyszałem krzyk Słonecznego Deszczu. Miał rację, walka z sokołem w pyszczku
nie była najlepszym pomysłem, a ja nie miałem najmniejszego zamiaru go
wypuszczać. Pobiegłem tak szybko, jak tylko było to możliwe w kierunku lasu.
Co chwila potykałem się o
skrzydła złapanego ptaka, ale szybko podnosiłem się z ziemi. Już na granicy
przewróciłem się jednak i zgubiłem ptaka, chciałem go ponownie złapać w zęby,
ale powstrzymał mnie Słoneczny Deszcz.
– Biegnij! – syknął.
– Ptak!
– Zostaw!
I posłuchałem. Pobiegłem dalej za
mentorem w głąb naszego terytorium. Wdrapaliśmy się szybko na pobliskie drzewa.
Widzieliśmy, jak wrodzy wojownicy przebiegają pod naszymi łapami zupełnie
nieświadomi naszej obecności.
– Przeskocz na tamto! – syknął
cicho Słoneczny Deszcz wskazując mi głową rosnącą obok lipę. Ostrożnie
przeszedłem na koniec swojej gałęzi i odbiłem się tylnymi łapami. W ostatniej
chwili wbiłem pazury w gałąź lipy.
– Au! – syknąłem. Ten chwyt
wyciągnął mi pazury, bardzo bolało. Chwilę później na pobliskiej gałęzi
wylądował Słoneczny Deszcz. Wciągnąłem się na swoja gałąź i spojrzałem mu w
oczy. – Przepraszam – mruknąłem.
– Za co mnie przepraszasz? –
spytał niepewnie wojownik.
– Wtargnąłem na wrogie
terytorium, złapałem tam ptaka, naraziłem nas na niebezpieczeństwo i jeszcze
nic z tego nie mam, bo zgubiłem tą zwierzynę.
Słoneczny Deszcz uśmiechnął się i
zaśmiał cicho.
– Jaszczurza Łapo! Ja jestem
właśnie z ciebie dumny! Może źle postąpiłeś wchodząc na terytorium wroga i może
i zgubiłeś swoją zdobycz, ale udowodniłeś też, że potrafisz polować na nawet
tak trudną zwierzynę, jak sokół! – oznajmił. – Chodźmy po to, co złapałeś
wcześniej i wracajmy do obozu. Niech tylko starsi wojownicy usłyszą, jakiego
mam utalentowanego ucznia!
– I jakiego masz utalentowanego
brata – dodałem.
< Słoneczny Deszczu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz