Wstałem bardzo
wcześnie, by wraz z Nakrapianym Kwiatem udać się na trening walki. Nie lubiłem
ich. Łapy strasznie mnie bolą po ostatnim, nie mówiąc już o plecach wymęczonych
przez mentorkę. Gdy tylko opuściłem legowisko uczniów zobaczyłem Tajemniczy Kwiat.
Kotka czyściła swoje łapy przed legowiskiem medyka. Posłałem jej uśmiech, który
ta odwzajemniła.
– Gotowy na
dzisiejszy trening? – usłyszałem głos Nakrapianego Kwiatu. Szylkretowa kotka
podeszła do mnie i polizała mnie między uszami. – Nie martw się, dziś pójdzie
ci lepiej niż wczoraj.
Ale nie to mnie
martwiło. Kiedy byłem małym kociakiem bardzo pragnąłem zostać wojownikiem, a w
przyszłości liderem, jak mój tata. Ta sama idea przyświecała mi też kiedy
zostałem uczniem, i trzymała się mnie nawet po śmierci mamy. Wtedy była nawet
silniejsza. Rządza zemsty na wojowniku, który pozbawił ja życia napędzała mnie
każdego dnia treningu. Ale od spotkania z tym samotnikiem w lesie… Straciłem
chęć do walki.
Udaliśmy się w
miejsce, gdzie zawsze trenowaliśmy. Była to mała polanka nad rzeką. Spokojna i
wręcz idealna do ćwiczeń. Nakrapiany Kwiat usiadła pośrodku niej, a ja
schowałem się wśród trzcin. Tak zaczynaliśmy treningi walki.
Ostrożnie
skradałem się, próbując zachować jak największą ciszę. W końcu znalazłem odpowiednie
miejsce do ataku. Byłem z tyłu Nakrapianego Kwiatu, więc mnie nie widziała.
Chciałem uderzyć w jej wygięty grzbiet, aby powalić jej ciało na ziemię.
Położyłem się na ziemi i zaatakowałem. Szybki unik mentorki i leżałem na
twardej ziemi, a jej łapa z wysuniętymi pazurami przyduszała mnie do ziemi.
– Co zrobiłeś
źle? – spytała kotka.
– Eeeeee…
– Stanąłeś z
wiatrem! – wyjaśniła. – Poczułam twój zapach i wiedziałam, że zaatakujesz mnie
od tyłu, zanim nawet pomyślałeś o skoku!
Kotka wypuściła
mnie, a ja podniosłem się do siadu.
– Teraz nieco
walki otwartej. Ty zacznij!
Przybrałem bojową
pozę i wysunąłem pazury. Nakrapiany Kwiat postąpiła tak samo. Zaczęliśmy krążyć
w oczekiwaniu na ruch, mój ruch. Oceniłem pozę przeciwniczki. Wiedziałem, ze
jest ode mnie silniejsza i szybsza, ale miałem też świadomość, że mam
zgrabniejsze ruchy i silniejsze tylne łapy. Muszę je wykorzystać.
Wybiłem się, do
prowokacyjnego skoku. Przeciwniczka zdążyła uciec i zaatakowała mnie
machnięciem pazurów. Chwyciłem jej łapę w pysk, a ona zaatakowała mnie drugą.
Wtedy zrobiłem ruch bardziej instynktowny, niż planowany. Wybiłem się od ziemi
i całym ciałem rzuciłem na tułów mentorki, wspierany jedynie przez tylne łapy.
Kotka upadła na ziemię i syknęła z bólu. Puściłem jej łapę i rzuciłem się na
odsłonięty, miękki brzuch.
– Widzę postęp –
mruknęła z dumą. – Kto cię nauczył tej techniki?
– Nie wiem. Samo
tak mi przyszło… – mruknąłem wstydliwie. Kotka podniosła się z ziemi.
– Nie jesteś zbyt
silny, ale mądrze wykorzystałeś ciężar swojego ciała. Moja równowaga była
zachwiana, a ty to wykorzystałeś.
<Nakrapiany
Kwiecie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz