Rudy podszedł powoli do rośliny i usiadł przy niej, w głowie wymyślając sobie szczegółowy plan działania. Musiał się zająć tym jak najszybciej, jeśli chciał mieć gdzie uciec. Ale czy to na pewno było rozwiązaniem jego problemów? Ucieczka od otaczającej go szarej rzeczywistości, gdzie nie potrafił nawet przyjąć jej do swojej własnej świadomości?
***
Gdy wrócił do obozu, dowiedział się o nie najlepszym stanie Leszczyny. Obu uzdrowicielom nie zajęło dużo czasu stwierdzenie choroby starszej. Zielony kaszel, który to był dość popularny w Porze Nagich Drzew, zawitał w Owocowym Lesie. Poranek na samym początku nie myślał, że będzie to coś poważnego. W dodatku myślami dalej był przy swoim drzewie, marząc, tylko by na chwilę uciec z nieprzyjemnego obozu. Jednak wtedy objawy choroby zaczęły mocniej dawać o sobie znać.
– Pszczółko – rudy odezwał się cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę siostry. Ta odwróciła się do niego z jakimś dziwnym wyrazem pyska. – Mogłabyś pójść po zioła? Zaraz ci pokażę, jakie dokładnie – zapytał, starając się nie zwracać uwagi na swoje pełne zmartwień dotyczących Pszczółki myśli.
– Oczywiście – odparła kotka i ruszyła za rudym do legowiska uzdrowicieli. Chwast powoli podszedł do rozłożonych na ziemi roślin i wskazał tą odpowiednią. Miał nadzieję, że mimo nieprzyjemnej pogody uda się znaleźć, choć odrobinę ziół, potrzebnych do leczenia zielonego kaszlu.
***
Chorych przybywało, a śmierć Leszczyny była przelaną kroplą goryczy w całej tej sytuacji. Chwast coraz częściej był zmuszony do częstszego przebywania w legowisku, by zajmować się chorymi pobratymcami. Najgorszym faktem było to, że choroba zaczęła opanowywać żłobek, w którym to znajdowały się kocięta Szafran, ale też Miodunka, która lada moment sama miała wydać na świat potomstwo. Obecność choroby w takim czasie była niebezpieczna i dla samej kotki i dla jej jeszcze nienarodzonych kociąt.
Rozdzielał zioła, chcąc jak najszybciej zrobić kupki odpowiednich medykamentów, by następnie móc zanieść je chorym. Uważnie liczył i oglądał każdą z roślin, w głowie już rejestrując, których brakuje, by później móc powiedzieć to Orzeszkowi, jedynemu zdrowemu stróżowi, który to został wyznaczony do pomocy. Jego ogon drgał nerwowo, zastępując tym samym to typowe dla Poranku uderzanie łapami o ziemię. Wtedy do legowiska wszedł Wiciokrzew, a za nim Osetek. Rudy wymamrotał ciche przywitanie, starając się na nowo skupić na swoim zadaniu. Chociaż nie przyznał tego przed nikim i najpewniej nawet nie przed samym sobą, stresowała go obecność uzdrowiciela i jego ucznia. Potrafił obawiać się ich, tak samo jak dawnej mentorki Mroza - Mirabelki - która to najczęściej rzucała mu ostre spojrzenia. Sam Chwast nie wiedział, czym jest to spowodowane, ale jedno było pewne - nie miało to teraz znaczenia. Musiał wrócić do obowiązków i nic nie mogło go rozpraszać. Gdy skończył, wychylił lekko głowę z legowiska, w poszukiwaniu Orzeszka, który powinien gdzieś kręcić się po obozie. Tak też było, a gdy tylko stróż wyłapał wwiercający się w jego ciało wzrok rudego, podszedł żwawym krokiem. Poranek szybko wyjaśnił Orzeszkowi, co dokładnie ma znaleźć i znów wrócił do środka, siadając przy ziołach. Był zmuszony by czekać na powrót Orzeszka, dlatego odwrócił się powoli w stronę młodszego uzdrowiciela, wbijając w niego swój wzrok. Chociaż sam bardzo tego nie chciał, była sprawa, którą pilnie musiał poruszyć z Wiciokrzewem, w związku z ich stanowiskiem. Dlatego przełknął ślinę i dalej przyglądał się kocurowi, czekając na jego reakcje. Gdy Wiciokrzew nieco niepewnie również spojrzał na rudego, ten zaczął mówić:
– Musimy ustalić, gdzie będziemy trzymać chorych – odezwał się, cierpliwie czekając na odpowiedź kolegi po fachu.
<Kolego po fachu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz