*Porą Nowych Liści*
— Zostaw mnie! — usłyszał nagle pisk siostry, która była odciągana od swojej trzódki przez... Omnisa? A on czego od niej chciał? Czyżby... Czyżby próbował ją zabić?!
Szybkim krokiem udał się do tej dwójki, która mordowała się wzajemnie spojrzeniem. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że się znali. Przyjaciółki Jadeit wpatrywały się z lękiem w kocura, który nie przestawał mówić coś do jego siostry.
Potrzebował chwili, aby przepchnąć się przez tłum i wejść pomiędzy nich.
— Co ty robisz? Zostaw ją! Robisz aferę... — rozejrzał się na boki, a widząc, że większość spojrzeń wbita jest w ich trójkę, poczuł jak powoli wraca mu niepewność. To był chyba błąd stawiać się takiemu olbrzymowi. Jak nic Omnis wyrósł i prawie wzrostem dorównywał swemu ojcu.
— Słuszną aferę. Ta tutaj kpi sobie z ciebie. Miałem... tego dość. Nie zasłużyłeś na takie traktowanie — Kocur spojrzał mu w oczy. Wydawało mu się, że mówił szczerze. Jednakże... nie rozumiał tych słów. Jak to Jadeit sobie z niego kpiła? O co chodziło?
— Nie za bardzo rozumiem... — wyznał niepewnie.
Kocica nic nie mówiła, obrażona odwracając łeb w bok.
— Nie wydało ci się dziwne, że Siva z tobą rozmawia? Albo, że te toksyczne damulki chichrają się z ciebie i to jawnie w pysk? — bury wyglądał na oburzonego. — To wszystko było ukartowane. Chcieli cię bardziej pogrążyć.
Nie... To niemożliwe... Spojrzał na wszystkich wokół siebie i dojrzał jak uciekają wzrokiem. To... To była prawda? Spróbował dojrzeć Sive, lecz ten rozpłynął się ze swoim kolegą. Nie... To nie mogła być prawda! Położył po sobie uszy, czując się tak bardzo źle. Ból w jego piersi był nie do opisania. Chciał po prostu zniknąć. Omnis zrobił krok naprzód, lecz szybko się cofnął. A może kłamał? Może robił to po to, aby skłócić go ze wszystkimi, bo sam nie miał przyjaciół?
— Jadeit... To prawda? — zwrócił się do siostry licząc, że ona będzie na tyle przyzwoita, że powie mu prawdę.
— No coś ty! Czemu miałabym uknuć coś takiego braciszku? Jesteśmy przecież z tego samego rodu — broniła się.
— Jak widać, toksycznego skoro własnych członków rodziny tak traktujecie — prychnął w jej stronę bury.
— A ty co tak go bronisz? To twój chłopak? — zadrwiły przyjaciółeczki Jadeit.
Omnis nic na to nie odpowiedział, jedynie szczerząc do nich kły. Od razu miny im zrzedły. Przypomniały sobie w końcu te wszystkie plotki na temat jego rodziny. To wystarczyło, aby szybko uciekły, nim staną się kolejną ofiarą szaleńca.
Jadeit nie wydała się w żaden sposób zastraszona. Dumnie odeszła, nie oglądając się nawet na nich i nie wyjaśniając tej sprawy. Serafin niczego nie rozumiał. Został sam z kocurem wystawiony na widok wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Musiał szybko stąd odejść. Ukryć się nim ujrzą jego łzy.
— Serafinie, poczekaj — zawołał za nim bury, ale ten już szybko wybiegł przez klapę w drzwiach na zewnątrz.
Wpadł w błoto i kałuże, kierując się w kierunku bezpiecznego schronienia, którym był pobliski krzak. Czuł de ja vu. Przecież coś podobnego już się stało! Wręcz słyszał za sobą kroki i doskonale wiedział kto zaraz się tu zjawi. Omnis zatrzymał się jednak przed zaroślami. Widział tylko jego łapy, przez prześwity w liściach.
— Wybacz, że postawiłem cię w takiej sytuacji, ale uwierz, mogło to skończyć się o wiele gorzej — usłyszał jego głos.
— Zostaw mnie w spokoju! Ja... Ja nie wierzę, że to było na niby. Nie wierzę! — łkał, próbując uspokoić swój oddech.
— Naśmiewali się z ciebie — oburzył się bury. — Nie wiesz jakie okrutne słowa tam padały. Twoja siostra zrobiła z ciebie... pajaca.
— Czemu mi to mówisz? Czemu nie chcesz się ode mnie odczepić?! — nie potrafił zrozumieć postępowania kocura. Minęło przecież tyle czasu od ich spotkania. Obraził go, zranił. Dlaczego wciąż był dla niego miły?
Nastała cisza. Usłyszał tylko parsknięcie i mógłby przysiąc, że bury pokręcił głową.
— Po prostu... — wziął głębszy oddech. — Uznałem, że... na to nie zasłużyłeś. Traktują cię jak jakąś rzecz, zabawkę. I to własna rodzina. Może i krąży o moim rodzie wiele plotek, niektóre są prawdą, inne za to kłamstwem, lecz ja... zamierzam i tak walczyć o lepszy świat. — Przybliżył się do zarośli. — Wiem, że uważasz mnie za potwora... i ufasz bardziej swojej rodzinie niż mnie, do czego masz prawo... Ale zapamiętaj tą chwilę. I przypomnij sobie nasze pierwsze spotkanie. A potem zastanów się... Gdzie są twoi bliscy, gdy ich naprawdę potrzebujesz.
Nic mu na to nie odpowiedział. Bury stał jeszcze chwilę, po czym odwrócił się i odszedł pozostawiając go samego.
***
Ta sytuacja mocno ochłodziła jego stosunki z siostrami. Opal przyznała, że to wszystko miało być tylko małym, niewinnym żartem. Jadeit zabawiła się jego kosztem, licząc na to, że jeśli przyniesie hańbę poprzez podlizywanie się swoim kolegą, to tata nie będzie miał kandydatów do zeswatania dla swoich córek. To było tak głupie i niedorzeczne! Czyżby Jadeit poskradała rozum?! Najpierw ojciec by go zabił, być może wydziedziczył, a potem zastanawiał się co począć z nimi! Nie mógł uwierzyć, że jego siostry były zdolne do takiego okrucieństwa. Może rzeczywiście odziedziczyły coś po ojcu...
Sprawa z Omnisem dalej nie została całkiem wyjaśniona. Kocur zniknął i nie było od niego wieści przez kolejne księżyce. Nie zjawiał się na bankietach. Koty plotkowały, że ich rezydencja jest opustoszała. To oczywiście radowało jego ojca, który przez to, że pozbył się swojego arcywroga, świętował prawieże codziennie. Serafinowi nie podobała się jednak ta cisza. Zwiastowała najpewniej coś złego.
***
W końcu po długim czasie, większość zapomniała już o Van Cooinach. Pojawiły się inne plotki i afery, którymi żyła socjeta. Nawet i on zapomniał o burasie, który próbował się z nim usilnie zaprzyjaźnić. Miał na głowie kolejne obowiązki, a wolne dnie spędzał z Wróblem, wymykając się z nim do Betonowego Świata, aby poznać lepiej miasto. To co działo się w przeszłości, było zamkniętym rozdziałem. Teraz dużymi krokami nadchodziła dorosłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz