Koteczka jakoś tego nie przeżywała. Oczywiście, czuła się źle będąc najsłabszym ogniwem, ale z mianowaniem na wojownika, zbliżającym się nieuchronnie z każdym księżycem, jej fizyczna słabość wydawała się jedną z niewielu rzeczy, które potrafiły ją uspokoić.
"Jesteś taka mizerna, nieporadna, ciągłe popychadło... Przecież Klan Klifu nie chciałby takiego wojownika! Na pewno każą ci wykonywać jakieś proste zadania, które będą na miarę twoich możliwości."
Tak sobie wmawiała w głowie. Na moment było jej lepiej. Na moment... Potem zaczynała zastanawiać się, czy aby taki członek w ogóle byłby mile widziany w szeregach. Zasiała w sobie jeszcze większe ziarenko paniki, które kiełkowało i kiełkowało, co sprawiało, że maluch jeszcze bardziej uciekał od wszystkich dookoła; nie chciała pokazywać, jaka jest niepotrzebna.
"Być może, jeśli nie będę się nikomu pokazywać, wszyscy o mnie zapomną i będę mogła sobie leżeć i rozmawiać tylko z mamusiami i być może z wujkiem Judaszowcem... Oni by nie dali mnie porzucić, prawda?"
Leżała przy wejściu do legowiska. Lubiła obserwować jak światełka migotają na kamiennej posadzce, przechodząc przez ścianę wody. Migotanie ją uspokajało. Łebek osadziła na przednich łapkach. Zaczynała być śpiąca; znów zamęczyła sobie główkę tymi wszystkimi niemiłymi myślami i scenariuszami. Bardzo tego w sobie nie lubiła. Chciałaby być taka wylewna i beztroska jak Promyczek... Miał tylu znajomych; każdy, kto pojawiał się w kociarni, znał rozbrykanego łobuza. Tak samo z gadatliwym, lubiącym dyskusje Pełnią, czy z idealną panienką Zamieć. Słyszała, jak Bożodrzewny Kaprys rozmawia z wujkiem o tym, że jest do kogoś podobna. Podobna z zachowania... Nie do końca wiedziała co przez to rozumieją, zwłaszcza że czuła się niesamowicie samotna pod tym względem. Tylko, w takim razie, gdzie była ta kotka, która miała być niczym ona?
"Na pewno ją wygnali, bo była taka nieprzydatna jak ty..."
"Być może, jeśli nie będę się nikomu pokazywać, wszyscy o mnie zapomną i będę mogła sobie leżeć i rozmawiać tylko z mamusiami i być może z wujkiem Judaszowcem... Oni by nie dali mnie porzucić, prawda?"
Leżała przy wejściu do legowiska. Lubiła obserwować jak światełka migotają na kamiennej posadzce, przechodząc przez ścianę wody. Migotanie ją uspokajało. Łebek osadziła na przednich łapkach. Zaczynała być śpiąca; znów zamęczyła sobie główkę tymi wszystkimi niemiłymi myślami i scenariuszami. Bardzo tego w sobie nie lubiła. Chciałaby być taka wylewna i beztroska jak Promyczek... Miał tylu znajomych; każdy, kto pojawiał się w kociarni, znał rozbrykanego łobuza. Tak samo z gadatliwym, lubiącym dyskusje Pełnią, czy z idealną panienką Zamieć. Słyszała, jak Bożodrzewny Kaprys rozmawia z wujkiem o tym, że jest do kogoś podobna. Podobna z zachowania... Nie do końca wiedziała co przez to rozumieją, zwłaszcza że czuła się niesamowicie samotna pod tym względem. Tylko, w takim razie, gdzie była ta kotka, która miała być niczym ona?
"Na pewno ją wygnali, bo była taka nieprzydatna jak ty..."
Słowa pojawiały się same przy jej uszach. Zasłoniła pyszczek łapkami i przycisnęła je mocno.
Ten potok czarnych myśli został zatrzymany przez nagły gwar. Przez szum wodospadu nie usłyszała skrzeczącego głosu lidera, który zwoływał koty pod mównice. Niczym strzała ze żłobka wystrzelili jej bracia. Mama zrozumiała, że są już na tyle duzi, że przechadzki po obozie i branie udziału we wspólnych wydarzeniach, jak na przykład ceremonia mianowania, będzie dla nich korzystne i pomoże wyuczyć się odpowiedniego zachowania. Karmicielka wyszła za nimi, obok łap plątała się szylkretka. Bożodrzew spojrzała na dzieci, a potem zaczęła wyglądać zguby. Księżyc wstała, zanim ta zdążyła ją zawołać. Musiała iść... Próbowała zostać parę wschodów słońca temu, gdy jedna z wojowniczek odchodziła na emeryturę; nie udało się. Zajęła miejsce po przeciwnej stronie białych łap. Kita matki pokrzepiająco owinęła się wokół koniuszka jej ogona. Gdy cała grupka dotarła w okolicy legowiska lidera, zajęli miejsce bardziej na uboczu, by nikomu nie zawadzać. Po chwili, w całkowitym milczeniu i powadze (a nawet, można by rzecz, z mordką wykrzywioną w niesmaku), przysiadł się do nich Judaszowcowy Pocałunek. Lider stał już na swoim miejscu.
— Ja, Srokoszowa Gwiazda, stojący na czele Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę uczennicę — dopiero teraz Księżyc zauważyła wielokolorową kotkę, która stała na samym przodzie. Inne koty zasłaniały jej niemal cały kadr. Kojarzyła ją z widzenia; nie miała pojęcia, jak ma na imię, ale zauważyła, że ma jakiejś problemy z chodzeniem. Czy to znaczy, że nawet taki kot może nosić miano wojownika? Czy to znaczy, że nawet ona będzie skazana na udział w tym strasznym treningu, będzie musiała polować i zatapiać pazurki w żywych myszkach... Brudzić się krwią, a nawet może krzywdzić kogoś...? Przeszedł ją dreszcz. Chciało jej się płakać. — Trenowała pilnie i mimo wielu przeciwnościom, udało jej się poznać wszystkie tajniki polowania i walki, a do tego opanowała szlachetne zasady kodeksu wojownika. Polecam wam ją jako wojowniczkę. Jastrzębia Łapo, czy przysięgasz bronić swój klan, nawet za cenę życia oraz przestrzegać kodeksu swoich przodków?
— Przysięgam! — wykrzyknęła pełna entuzjazmu. Niebieska się nastroszyła.
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci nowe imię. Od teraz będziesz zwana Jastrzębi Zew. Klan Gwiazdy i Klan Klifu ceni twój zapał i niezłamanego ducha, który w tobie drzemie. Witamy cię jako nowego wojownika.
Koty zaczęły wołać "Jastrzębi Zew, Jastrzębi Zew". To było okropne. Tyle różnych szumów, głosów, tonów... Chciała już wrócić do żłobka i zakopać się w mech. Zwłaszcza że wpadła na pewną myśl. Podczas ceremonii wielokrotnie powtarzane było miano Klanu Gwiazdy. Wiedziała, że przodkowie są wspaniali i miłosierni. Ona, mimo być słabym rozczarowaniem, nie była zła, a do tego niezwykle mocno w nich wierzyła. Musiała po prostu bardzo, bardzo mocno próbować wyprosić u nich łaskę. Nie chciała być wojowniczką, ale też nie mogłaby znieść myśli, że jest niepotrzebna i tylko wszystkim zawadza. Chciała wrócić do ciepłej kociarni, by znaleźć wyjście z tej strasznej sytuacji.
Ten potok czarnych myśli został zatrzymany przez nagły gwar. Przez szum wodospadu nie usłyszała skrzeczącego głosu lidera, który zwoływał koty pod mównice. Niczym strzała ze żłobka wystrzelili jej bracia. Mama zrozumiała, że są już na tyle duzi, że przechadzki po obozie i branie udziału we wspólnych wydarzeniach, jak na przykład ceremonia mianowania, będzie dla nich korzystne i pomoże wyuczyć się odpowiedniego zachowania. Karmicielka wyszła za nimi, obok łap plątała się szylkretka. Bożodrzew spojrzała na dzieci, a potem zaczęła wyglądać zguby. Księżyc wstała, zanim ta zdążyła ją zawołać. Musiała iść... Próbowała zostać parę wschodów słońca temu, gdy jedna z wojowniczek odchodziła na emeryturę; nie udało się. Zajęła miejsce po przeciwnej stronie białych łap. Kita matki pokrzepiająco owinęła się wokół koniuszka jej ogona. Gdy cała grupka dotarła w okolicy legowiska lidera, zajęli miejsce bardziej na uboczu, by nikomu nie zawadzać. Po chwili, w całkowitym milczeniu i powadze (a nawet, można by rzecz, z mordką wykrzywioną w niesmaku), przysiadł się do nich Judaszowcowy Pocałunek. Lider stał już na swoim miejscu.
— Ja, Srokoszowa Gwiazda, stojący na czele Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę uczennicę — dopiero teraz Księżyc zauważyła wielokolorową kotkę, która stała na samym przodzie. Inne koty zasłaniały jej niemal cały kadr. Kojarzyła ją z widzenia; nie miała pojęcia, jak ma na imię, ale zauważyła, że ma jakiejś problemy z chodzeniem. Czy to znaczy, że nawet taki kot może nosić miano wojownika? Czy to znaczy, że nawet ona będzie skazana na udział w tym strasznym treningu, będzie musiała polować i zatapiać pazurki w żywych myszkach... Brudzić się krwią, a nawet może krzywdzić kogoś...? Przeszedł ją dreszcz. Chciało jej się płakać. — Trenowała pilnie i mimo wielu przeciwnościom, udało jej się poznać wszystkie tajniki polowania i walki, a do tego opanowała szlachetne zasady kodeksu wojownika. Polecam wam ją jako wojowniczkę. Jastrzębia Łapo, czy przysięgasz bronić swój klan, nawet za cenę życia oraz przestrzegać kodeksu swoich przodków?
— Przysięgam! — wykrzyknęła pełna entuzjazmu. Niebieska się nastroszyła.
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci nowe imię. Od teraz będziesz zwana Jastrzębi Zew. Klan Gwiazdy i Klan Klifu ceni twój zapał i niezłamanego ducha, który w tobie drzemie. Witamy cię jako nowego wojownika.
Koty zaczęły wołać "Jastrzębi Zew, Jastrzębi Zew". To było okropne. Tyle różnych szumów, głosów, tonów... Chciała już wrócić do żłobka i zakopać się w mech. Zwłaszcza że wpadła na pewną myśl. Podczas ceremonii wielokrotnie powtarzane było miano Klanu Gwiazdy. Wiedziała, że przodkowie są wspaniali i miłosierni. Ona, mimo być słabym rozczarowaniem, nie była zła, a do tego niezwykle mocno w nich wierzyła. Musiała po prostu bardzo, bardzo mocno próbować wyprosić u nich łaskę. Nie chciała być wojowniczką, ale też nie mogłaby znieść myśli, że jest niepotrzebna i tylko wszystkim zawadza. Chciała wrócić do ciepłej kociarni, by znaleźć wyjście z tej strasznej sytuacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz