Och jak on się cieszył, że niebieska kotka nareszcie została uczennicą. Ileż on jaśnistych narzucał, gdy młoda była pod jego skrzydłem, to wiedział tylko on. Może ona i Świt były dziećmi Szakalej Gwiazdy, aczkolwiek działały mu na nerwy wręcz niemiłosiernie. Co więcej - doskonale wiedział, że momentami robiły to celowo, ot, żeby starego dziada dobić i wyrobić mu ciśnienie.
Zapomniały jednak, że kwestii medycyny nikt w klanie wilka nie był w stanie mu dorównać - może i jego ego wyskoczyło wysoko w górę, jak jednak dla kocura oczywiste było, że w tej dziedzinie był najwspanialszy i najlepszy.
Teraz jednak obie były wojowniczkami, dzięki czemu nie musiał się z nimi użerać ani tym bardziej, widywać tych irytujących mord.
Przez całą porę zielonych liści bawił się wręcz wybitnie, jak nie omdlenia u kilku, właściwie to dwóch kotów, to biały kaszel zawitał w ich progi. Płonąca Dusza miała więcej szczęścia, aniżeli rozumu przez fakt, że tak długo ignorowała swój stan, że jeszcze trochę i wyśle samą siebie na tamten świat. Podobnie było z Pierzastą Czernią. Dureń jeden zrobił dosłownie to samo, co jego własna matka. Chyba… Gęś nie pamiętał, czy ta szylkretka faktycznie wypuściła go ze swojej macicy, czy nie. Jakoś nie bardzo interesował go ten fakt, do tego nie miał nigdy do tych spraw głowy.
Oczywiście, że Pierzasty dostał opieprz, na czym świat stał, liliowy zjechał go tak ostro, jak tylko potrafił. Przecież idiota jeden mógł iść do tej swojej Kuniej Norki, jeśli nie chciał iść do niego! Najbardziej wpieniła go Goryczkowy Korzeń, która mając biały kaszel, biegała sobie, jak gdyby nigdy nic po całym obozie klanu wilka, mając w nosie konsekwencje, Gdyby to była pora nagich drzew, to mogła zafundować im epidemię idiotka jedna…
Na szczęście, były jednak koty, które przychodziły do niego, gdy tylko zauważyły u siebie jakieś objawy. Dziękował wtedy przodkom za to, że mają olej w mózgu. Jednym z takich kotów był Szelest, którego od kilku dni łapało zmęczenie. Gęś wcisnął mu więc kilka chwastów na polepszenie jakości snu i odesłał na wypoczynek, samemu udał się niedługo później do Szakal, informując ją, że ma jednego wojownika mniej, bo ten musi wypocząć.
Wbrew pozorom lubił to robić, znajdywał wtedy pretekst, by zbadać liderkę i upewnić się, że ta jest okazem zdrowia.
— Trzeba było zeżreć jeszcze starsze mięso — warknął w stronę Wieczornej Mary, która stękała mu, że ojejku brzuszek ją boli. Oczywiście, że zjadła trzydniową piszczkę, która leżała zapomniana na stosie. Normalny kot przecież by ją wyrzucił… Eh. Pokręcił głową, grzebiąc w swoim składziku, powoli zaczynało brakować mu świeżych ziół. Co prawda miał od groma suszonych, aczkolwiek wolał zostawić tę kolekcję na cięższe czasy.
Znalazł to, czego chciał, utarł szybką papkę, nim wrócił do kotki.
Obserwując, jak ta krzywi się, zjadając breję, która wyglądała jak rzygi, strzepnął uchem, czując obecność kolejnego kota.
— Kogo moje oczy widzą — zamruczał z lekką kpiną, nawet nie ruszając się ze swojego miejsca. — Twoja siostra wczoraj u mnie była. Przekaż jej, że jak dalej będzie żarła miód, to wszystkie zęby jej się popsują. Miała farta, że to był późny mleczak — mówiąc to, podrapał się za uchem, mrucząc z zadowoleniem.
— Dawno cię tu nie było — kontynuował. Westchnął jednak zirytowany, widząc, że kotka olewa go zupełnie i idzie prosto do jego wspaniałego składzika. — Co, miłość spędza sen z powiek? — zamruczał, pocierając pazury o swoją klatkę piersiową. — Naprawdę Poranny Zewie? Myślałem, że stać cię na coś innego — prychnął, zagradzając jej drogę — Jednak z tego, co widze, najwidoczniej gustujemy w słabych i bezradnych istotkach, co? Ach, pamiętam jak, zacząłem swój związek z Chłodem… — na moment rozmarzył się, lecz szybko przybrał ten pozbawiony uczuć wyraz pyska. — Po coś żeś przylazła? — warknął niezadowolony
< Poranek? >
Wyleczeni: Płonąca Dusza, Ostatni Świt, Pierzasta Łapa, Goryczkowy Korzeń, Wieczorna Mara, Szeleszczący Wiąz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz