Dramaty Owocowego Lasu były jedynym powodem, dla którego jeszcze nie umarł z nudów.
Od dnia, w którym pozbawił Gronostaja życia, minęło już wiele księżyców. I to wystarczająco wiele, by zaczęło mu brakować smaku krwi na języku. Tej słodkiej, o niezwykle intensywnej woni, która kojarzyła mu się tylko z przyjemnościami. Wciąż pamiętał obraz czekoladowego, kulącego się pod nim, ze ślepiami przepełnionym łzami i błagającego go o litość. Tak bardzo naiwnie wierzącego, że Krwawnik zmieni swoje plany i raczy oszczędzić go.
Tylko po co miałby to zrobić? Czarny doskonale wiedział, jakby się to skończyło. Ucieczka do klanu i wygadanie pierwszemu lepszemu kotu z tego, co się zadziało. Niepotrzebnie to przedłużał, teraz i tak było po wszystkim i niebieskooki mógł z radością przyglądać się coraz to bardziej narastającej panice. Żałował, że nie był jej głównym powodem. Kimże był ten morderca, który tak naprawdę siał postrach w tym miejscu?
Wciąż liczył na większy spektakl, ale nie miał pomysłu, za co się zabrać. Co prawda jego siostra, Stokrotka, zaczęła mu ostatnio zawadzać, ale postanowił nie działać w przypływie chwili. Szylkretka uznała go za źródło wsparcia i nieustannie zwierzała mu się ze wszystkich problemów, jakie ją trapiły. To nieudany trening, to niesmaczny posiłek, a tu znowu ktoś ją zaczepia i jej się to nie podoba. Od słuchania jej skrzekotu był bliski wdrapania się na najwyższe drzewa i zeskoczenia z niego. A że wspinaczki nie były jego mocną stroną, to musiałby być już naprawdę zdesperowany, aby decydować się na taki czyn.
Na razie miał się dobrze, ale widząc zbliżającą się do niego wspomnianą uczennicę, skrzywił się lekko. Pojawiała się jak na zawołanie. Wystarczyło, tylko by o niej pomyślał, a już pędziła do niego ze smutną mordką.
— Krwawnik! — wykrztusiła roztrzęsiona, zatrzymując się przy nim. — Ten trening był okropny…
Spojrzał na nią z zainteresowaniem. Nie wyglądała najlepiej. Drżała, ledwo co trzymając się na własnych łapach. Jej jasne futro było zmierzwione, a w okolicach pysku wydawało mu się widzieć czerwone zabarwienia. Wziął oddech, starając się rozpoznać osadzony na niej zapach. Krew.
— Co się stało? — spytał głosem przesadnie zatroskanym. Musiał grać troskliwego, bo od dawna czuł spojrzenia klanowiczów na własnym grzbiecie. I było to na jego korzyść, bo w ten sposób mieli go za wspaniałego brata, który dla swych „ukochanych” siostrzyczek zrobiłby wszystko.
— Agrest… On oszalał — wymamrotała, kuląc się przy nim.
Starał się skryć obrzydzenie, które wręcz wpychało się na jego pysk. Nie mógł pozwolić sobie na żaden błąd, mogący zaburzyć jego reputację grzecznego ucznia.
— Spokojnie, zwolnij — polecił. — Uspokój się, przy mnie nic ci nie grozi. Zaczerpnij powietrza i powiedz mi wszystko jeszcze raz — poprosił. Jego słodycz go przerastała, miał ochotę zwymiotować w pobliskich krzakach od jej nadmiaru.
— Trenowaliśmy walkę, a potem on… — wyjąkała. — On rzucił się na mnie, omal mnie nie udusił i jeszcze zrobił mi to. – Podniosła łapę i wskazała na świeżą ranę na policzku. — Plusk mówiła, że nie umrę od tego, ale ja się tak boję… — wychlipała.
Kocur nie odezwał się, tylko w skupieniu zaczął analizować słowa Stokrotki, próbując zrekonstruować w głowie wydarzenia. Brat Gronostaja, syn Janowca, a zarazem jego kolega z czasów żłóbka, mógł okazać się nie być takim słabeuszem, za jakiego go uważał. Spojrzał z uwagą na ślady na poliku siostry.
Godne podziwu.
— Potwór z niego — stwierdził. — Nie wierzę, że tak cię skrzywdził.
Szylkretka nie odpowiedziała, przełykając głośno ślinę. Zapewne wciąż była roztrzęsiona tym, co dopiero co przeżyła. Jednak im bardziej wtulała się w brata, tym bardziej go denerwowała.
Czarny niechętnie pozwolił jej potrwać w takim uścisku, upewniając się, że ci, co go mijali, patrzeli na tę scenę ze wzruszeniem. Ot, niewinne i urocze rodzeństwo. Nikt nie mógłby pomyśleć choćby przez sekundę, że oto czarny kocur dopiero co zabił innego ucznia.
— Porozmawiam z nim — rzucił nagle.
Stokrotka spojrzała na niego spanikowana, odsuwając się.
— To nie jest dobry pomysł. Na pewno nie powinieneś przebywać w jego towarzystwie sam na sam. Co jeśli znowu się odpali? To nic dobrego, martwię się o ciebie. — Schyliła głowę ze skruchą.
Krwawnik był zdziwiony taką troską. Po co ona się stara? Kiedyś i tak umrą, nie ma co się przywiązywać do innych kotów. Wszyscy udają, że cierpią, a następnie i tak radują się dalszym życiem. To według niego nie miało sensu.
— Dam sobie radę. Porozmawiam z nim, aby następnym razem pomyślał dwa razy, nim rzuci ci się do gardła — obiecał. — Poza tym, jeśli zginę, będziesz wiedziała chociaż, kto jest morde…
— Nie mów tak, proszę — przerwała mu. — Nie możesz umrzeć — dodała błagalnie.
Machnął na nią ogonem.
Nie mógł olać tej sprawy. Jeśli jego siostrze nie odbiło, to wychodzi na to, że w tym klanie może być ktoś warty jego chwilowej uwagi. Musi go lepiej poznać, aby upewnić się, czy stanowi dla niego zagrożenie. Nie może sobie pozwolić na to, by pierwszy lepszy uczeń mógł popsuć jego plany.
Odszedł, zamierzając odnaleźć czekoladowego i z nim porozmawiać. Pokojowo, bo choć miał ochotę przyznać mu się wprost do tego, co zrobił z jego bratem i opisać to jak najbardziej szczegółowo, tak zdrowy rozsądek kazał mu zamilczeć w tym temacie.
Kocura odnalazł w legowisku uczniów. Banalne miejsce do ukrycia się, wręcz chciało mu się śmiać, widząc skulonego na swoim posłaniu bicolora. Zielonooki zareagował na jego przybycie dopiero wtedy, gdy Krwawnik znalazł się tuż przed jego pyskiem.
— Szukałem cię, Agreście — zaczął, spoglądając na niego ze spokojem. Marny widok jak na kogoś, kto niby miał tak poharatać jego siostrę. Oczekiwał ujrzeć potęgę, nie coś takiego. — Słyszałem, że zaatakowałeś podczas treningu Stokrotkę. Chciałbym wiedzieć, dlaczego rzuciłeś się na moją siostrę z taką agresją. To taka niewinna istotka, czym ci zawiniła? – mruknął, choć upierdliwa jak dla niego kotka jak najbardziej zasługiwała na śmierć. — Nie będę cię oceniał, ale wolę nie żyć w lęku, że śpię nieopodal mordercy — dodał, ściszając głos i robiąc krok w tył, by pokazać mu, że się boi. — Swojego brata też zabiłeś? — spytał, cofając się niemalże do wyjścia z legowiska.
Może przesadzał z tą reakcją, ale niech i go wezmą za lękliwą kupę futra, to nigdy podejrzenia za zabicie Gronostaja nie spadną na niego. Za to ten tutaj był idealny, aby spoczęła na nim cała wina.
Od dnia, w którym pozbawił Gronostaja życia, minęło już wiele księżyców. I to wystarczająco wiele, by zaczęło mu brakować smaku krwi na języku. Tej słodkiej, o niezwykle intensywnej woni, która kojarzyła mu się tylko z przyjemnościami. Wciąż pamiętał obraz czekoladowego, kulącego się pod nim, ze ślepiami przepełnionym łzami i błagającego go o litość. Tak bardzo naiwnie wierzącego, że Krwawnik zmieni swoje plany i raczy oszczędzić go.
Tylko po co miałby to zrobić? Czarny doskonale wiedział, jakby się to skończyło. Ucieczka do klanu i wygadanie pierwszemu lepszemu kotu z tego, co się zadziało. Niepotrzebnie to przedłużał, teraz i tak było po wszystkim i niebieskooki mógł z radością przyglądać się coraz to bardziej narastającej panice. Żałował, że nie był jej głównym powodem. Kimże był ten morderca, który tak naprawdę siał postrach w tym miejscu?
Wciąż liczył na większy spektakl, ale nie miał pomysłu, za co się zabrać. Co prawda jego siostra, Stokrotka, zaczęła mu ostatnio zawadzać, ale postanowił nie działać w przypływie chwili. Szylkretka uznała go za źródło wsparcia i nieustannie zwierzała mu się ze wszystkich problemów, jakie ją trapiły. To nieudany trening, to niesmaczny posiłek, a tu znowu ktoś ją zaczepia i jej się to nie podoba. Od słuchania jej skrzekotu był bliski wdrapania się na najwyższe drzewa i zeskoczenia z niego. A że wspinaczki nie były jego mocną stroną, to musiałby być już naprawdę zdesperowany, aby decydować się na taki czyn.
Na razie miał się dobrze, ale widząc zbliżającą się do niego wspomnianą uczennicę, skrzywił się lekko. Pojawiała się jak na zawołanie. Wystarczyło, tylko by o niej pomyślał, a już pędziła do niego ze smutną mordką.
— Krwawnik! — wykrztusiła roztrzęsiona, zatrzymując się przy nim. — Ten trening był okropny…
Spojrzał na nią z zainteresowaniem. Nie wyglądała najlepiej. Drżała, ledwo co trzymając się na własnych łapach. Jej jasne futro było zmierzwione, a w okolicach pysku wydawało mu się widzieć czerwone zabarwienia. Wziął oddech, starając się rozpoznać osadzony na niej zapach. Krew.
— Co się stało? — spytał głosem przesadnie zatroskanym. Musiał grać troskliwego, bo od dawna czuł spojrzenia klanowiczów na własnym grzbiecie. I było to na jego korzyść, bo w ten sposób mieli go za wspaniałego brata, który dla swych „ukochanych” siostrzyczek zrobiłby wszystko.
— Agrest… On oszalał — wymamrotała, kuląc się przy nim.
Starał się skryć obrzydzenie, które wręcz wpychało się na jego pysk. Nie mógł pozwolić sobie na żaden błąd, mogący zaburzyć jego reputację grzecznego ucznia.
— Spokojnie, zwolnij — polecił. — Uspokój się, przy mnie nic ci nie grozi. Zaczerpnij powietrza i powiedz mi wszystko jeszcze raz — poprosił. Jego słodycz go przerastała, miał ochotę zwymiotować w pobliskich krzakach od jej nadmiaru.
— Trenowaliśmy walkę, a potem on… — wyjąkała. — On rzucił się na mnie, omal mnie nie udusił i jeszcze zrobił mi to. – Podniosła łapę i wskazała na świeżą ranę na policzku. — Plusk mówiła, że nie umrę od tego, ale ja się tak boję… — wychlipała.
Kocur nie odezwał się, tylko w skupieniu zaczął analizować słowa Stokrotki, próbując zrekonstruować w głowie wydarzenia. Brat Gronostaja, syn Janowca, a zarazem jego kolega z czasów żłóbka, mógł okazać się nie być takim słabeuszem, za jakiego go uważał. Spojrzał z uwagą na ślady na poliku siostry.
Godne podziwu.
— Potwór z niego — stwierdził. — Nie wierzę, że tak cię skrzywdził.
Szylkretka nie odpowiedziała, przełykając głośno ślinę. Zapewne wciąż była roztrzęsiona tym, co dopiero co przeżyła. Jednak im bardziej wtulała się w brata, tym bardziej go denerwowała.
Czarny niechętnie pozwolił jej potrwać w takim uścisku, upewniając się, że ci, co go mijali, patrzeli na tę scenę ze wzruszeniem. Ot, niewinne i urocze rodzeństwo. Nikt nie mógłby pomyśleć choćby przez sekundę, że oto czarny kocur dopiero co zabił innego ucznia.
— Porozmawiam z nim — rzucił nagle.
Stokrotka spojrzała na niego spanikowana, odsuwając się.
— To nie jest dobry pomysł. Na pewno nie powinieneś przebywać w jego towarzystwie sam na sam. Co jeśli znowu się odpali? To nic dobrego, martwię się o ciebie. — Schyliła głowę ze skruchą.
Krwawnik był zdziwiony taką troską. Po co ona się stara? Kiedyś i tak umrą, nie ma co się przywiązywać do innych kotów. Wszyscy udają, że cierpią, a następnie i tak radują się dalszym życiem. To według niego nie miało sensu.
— Dam sobie radę. Porozmawiam z nim, aby następnym razem pomyślał dwa razy, nim rzuci ci się do gardła — obiecał. — Poza tym, jeśli zginę, będziesz wiedziała chociaż, kto jest morde…
— Nie mów tak, proszę — przerwała mu. — Nie możesz umrzeć — dodała błagalnie.
Machnął na nią ogonem.
Nie mógł olać tej sprawy. Jeśli jego siostrze nie odbiło, to wychodzi na to, że w tym klanie może być ktoś warty jego chwilowej uwagi. Musi go lepiej poznać, aby upewnić się, czy stanowi dla niego zagrożenie. Nie może sobie pozwolić na to, by pierwszy lepszy uczeń mógł popsuć jego plany.
Odszedł, zamierzając odnaleźć czekoladowego i z nim porozmawiać. Pokojowo, bo choć miał ochotę przyznać mu się wprost do tego, co zrobił z jego bratem i opisać to jak najbardziej szczegółowo, tak zdrowy rozsądek kazał mu zamilczeć w tym temacie.
Kocura odnalazł w legowisku uczniów. Banalne miejsce do ukrycia się, wręcz chciało mu się śmiać, widząc skulonego na swoim posłaniu bicolora. Zielonooki zareagował na jego przybycie dopiero wtedy, gdy Krwawnik znalazł się tuż przed jego pyskiem.
— Szukałem cię, Agreście — zaczął, spoglądając na niego ze spokojem. Marny widok jak na kogoś, kto niby miał tak poharatać jego siostrę. Oczekiwał ujrzeć potęgę, nie coś takiego. — Słyszałem, że zaatakowałeś podczas treningu Stokrotkę. Chciałbym wiedzieć, dlaczego rzuciłeś się na moją siostrę z taką agresją. To taka niewinna istotka, czym ci zawiniła? – mruknął, choć upierdliwa jak dla niego kotka jak najbardziej zasługiwała na śmierć. — Nie będę cię oceniał, ale wolę nie żyć w lęku, że śpię nieopodal mordercy — dodał, ściszając głos i robiąc krok w tył, by pokazać mu, że się boi. — Swojego brata też zabiłeś? — spytał, cofając się niemalże do wyjścia z legowiska.
Może przesadzał z tą reakcją, ale niech i go wezmą za lękliwą kupę futra, to nigdy podejrzenia za zabicie Gronostaja nie spadną na niego. Za to ten tutaj był idealny, aby spoczęła na nim cała wina.
<Agrest?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz