Gdy zapadła między nimi cisza, medyk zdał sobie sprawę, że bury nie miał już nic więcej do powiedzenia. Wpatrywał się w niego wyczekująco, jakby szukając w jego oczach zrozumienia. Liliowy po prostu się uśmiechnął. Tak, jak miał to w zwyczaju, starał się wesprzeć tym drobnym gestem, w którym zawsze kryły się dobre intencje.
– To co mówisz, jest naprawdę ciekawe – zaczął, zastanawiając się, jak skomentować jego słowa. Nie wątpił w ich szczerość, ale było to zdecydowanie coś niecodziennego. – Rzeczywiście, miejsce, w którym żyjemy, tak naprawdę nie ma znaczenia, bo liczy się obecność bliskich. I świetnie jest słyszeć, że dobrze się tu czujesz – stwierdził. We wspomnieniach mignął mu obraz matki. Tęsknił za nią, ale na szczęścia nie był jeszcze sam. Odczuł sporą ulgę na myśl o Sroczku. Uwielbiał swojego brata i cieszył się, że choć los bywał dla nich od zawsze nieprzychylny, tak po dziś dzień świetnie się trzymali. Z pewnością bez niego życie Bluszczowego Pnącza byłoby znacznie bardziej ponure.
– Cieszę się, że Iskrzący Krok ma kogoś takiego jak ty. Obok ciebie wydaje się być zawsze szczęśliwa – oświadczył. – Musicie być bardzo dumni z waszych dzieci. Truskawkowa Łapa prędzej czy później zostanie wspaniałym medykiem – stwierdził pokrzepiająco, aczkolwiek jego słów nie potwierdziły rozmowy dobiegające z leża uzdrowicieli. Podniesiony głos Cichej Kołysanki dało się słyszeć na terenie całego obozu. – No cóż, z pewnością czeka go długa i trudna droga, ale będzie warto – dodał i pożegnawszy się skinieniem głowy, zawrócił do siebie, aby złagodzić panujący tam konflikt.
***
Siedział przy wyjściu z obozowiska, tępo wpatrując się w dal. Las wydawał mu się wyjątkowo pusty, kiedy na świecie nie było już tak wielu, niesamowitych kotów. Każda śmierć była wstrząsająca, ale zarówno Srocze Pióro jak i Jaśminowa Gwiazda byli mu zbyt bliscy, by mógł w spokoju znosić żałobę. Starał się nie obwiniać, ale nie szło mu to najlepiej. Co rusz zastanawiał się, gdzie popełnił błąd, skoro został sam.
– Bluszczowe Pnącze? – Podniósł głowę i skierował pysk w stronę burego kocura. Natychmiastowo posłał mu lekki uśmiech, nie chcąc, by klanowicze zarazili się jego złym humorem. – Wszystko w porządku?
Zawahał się. Nie powinien kłamać, ale był zbyt uparty, by zwierzać się ze swych problemów.
– Tak. Wiele się dzieje, ale życie idzie do przodu i muszę nadążyć za jego tempem – odparł, biorąc głęboki wdech. – Pewnie słyszałeś to zdecydowanie zbyt wiele razy, ale i ja chciałbym złożyć ci kondolencje z powodu straty córki – mruknął, zwieszając łeb. – Słodka Łapa nie zasłużyła na taki los.
<Brzask?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz