*Druga bitwa*
A wojna nadeszła.
Akurat tego dnia Płomienisty Świt postanowił zabrać swojego ucznia poza obóz. Wyszli moment przed atakiem.
Gdy wrócili, było po wszystkim.
Mentor z daleka wyczuł, że coś jest nie tak. Spiął się, przygotowując na ewentualny atak. Czarny kocur instynktownie zrobił to samo. Sunęli w stronę obozu jak dwa cienie.
Ich oczom ukazał się straszny widok.
Wilki leżały, w większości nie mając siły, żeby stać. Nie było kota, który nie zostałby ranny, a wiele oddychała ciężko, walcząc o każdy oddech. Część tę walkę przegrała.
Nad nimi stał rudy kocur z pyskiem wykrzywionym szaleńczym uśmiechem.
- Ten lisi bobek to Lisia Gwiazda - szepnął do niego mentor, widząc, na kogo patrzy. - Imię bardzo do niego pasuje, nie znam kota, który miałby bardziej lisie serce niż on.
Uczeń podświadomie obnażył kły.
Widzieli, jak ostatkiem sił Płonący Grzbiet próbuje rzucić się na lidera i pada, zanim do niego dociera.
A oni stali i patrzyli, ukryci za krzakiem.
Przypomniał sobie ciepły uśmiech Borsuczej Gwiazdy. Skaczącą dookoła niego Pierzynkę. Radosne opowieści Wróblowego Śpiewu, jej miękkie futro.
Krew w nim zawrzała.
- Wilcza Łapo?
Nie słuchał. Szedł, ostrożnie stawiając kroki. Nisko przy ziemi. Niewidoczny.
Zabije go.
Był coraz bliżej.
Serce biło coraz mocniej, pompując gniew po całym jego ciele.
Lisia Gwiazda stał na wystającym z ziemi konarze. Niewiele myśląc, rozpędził się, wyłonił z krzaków i wskoczył na gałąź. Rzucił się do rudej szyi, chcąc zatopić w niej kły.
Impet sprawił, że obaj spadli.
Przeciwnik odskoczył od niego błyskawicznie. Nastroszył się, przyglądając mu się.
Nie dał mu dojść do słowa. Zaatakował ponownie, mierząc w szyję.
Był Buckiem. Był śmiercią.
- Wilcza Łapo!
Za pierwszym razem nie usłyszał.
- Wilcza Łapo!
Ktoś krzyknął, tym razem głośniej. Znał ten głos.
Odskoczył, unikając pazurów. Na jego umysł spływał absolutny spokój.
Już nie był szałem.
Dostrzegł, jak światło przenika między konarami, malując na grzbiecie Lisiej Gwiazdy cętki. Słyszał szemranie stojących za liderem kotów. Widział odblask furii w oczach przeciwnika.
- Wilcza Łapo!
Borsucza Gwiazda. Jego lider.
- Wilcza Łapo, przestań!
Ma przestać? Właśnie rzucił się na zwycięskiego kocura i tak po prostu ma przestać?
Zareagował o uderzenie serca za późno. Pazury rozorały jego ciało, tuż obok oka.
Nie mógł się wycofać. Wygra albo zginie.
- Nie bądź głupi - odezwał się inny głos. - Nawet jeśli go pokonasz - Unik. Kły mijają gardło o włos. - za nim stoją wojownicy czterech klanów. I ma dziewięć żyć. A ty?
Trafił. Jego kły zahaczyły o rudy kark. Smak krwi. Odkrył się. Ból. Czuł go, jak nie był jego.
Krew z rany zalewa oko, widzi tylko na jedno.
- Wilcza Łapo, wracaj!
Borsucza Gwiazda... Lider.
Zaraz będzie za późno, by się wycofać.
Zginie, broniąc Rodziny.
- Buck!
Jego alfa.
Odskoczył, wyprostował się.
Spojrzał wrogowi w oczy.
W brązowo-złotych ślepiach szalał lodowaty ogień.
Przez uderzenie serca patrzyli na siebie.
A później zniknął.
Zanim ktokolwiek zareagował, był już daleko.
Borsucza Gwiazda odetchnął z ulgą. W tym samym momencie, w krzakach dalej, Płomienisty Świt wziął głęboki wdech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz