*trening Wilczej Łapy*
Czarny kocur dziwnie się czuł nocując z innymi uczniami. Zaszył się w kącie, unikając kontaktu. Reszta zrozumiała aluzję, zostawiając go w spokoju.
Mentor zabrał go na wycieczkę.
- Idziemy teraz terenem Klanu Wilka. Tutaj możesz bez przeszkód wędrować i polować. Jeśli jednak zwierzyna ucieknie poza teren, zostawiasz ją. Granic strzegą patrole, wysyłane przez Płonący Grzbiet przy każdym wschodzie i zachodzie słońca. - Rudzielec po prostu zaczął opowiadać i kocur musiał przyznać, że przyjemnie się go słuchało. - Oprócz naszego klanu, w okolicy mieszkają jeszcze cztery inne. Klan Burzy, Klifu, Nocy… i Lisa, ale to osobna historia. No, i są jeszcze samotnicy. Oni wędrują z miejsca na miejsce, albo znajdują teren, na którym osiadają, a którego nie są w stanie obronić w razie spotkania z klanowiczem. - Spojrzał kocurowi w oczy - Ostatnio atmosfera zrobiła się nieco… napięta.
Buck skinął głową. Czuł to. Czyli wszystkiemu były winne wojny klanów…
- Zaatakują?
- Tak sądzę. Nasz klan został sam, pozostałe, nawet Klan Lisa, są przeciwko nam.
Westchnął.
Po chwili wrócił do opowieści:
- Klanowi przewodzi lider. Jest też jego zastępca, medyk i jego uczeń, i my. Wojownicy, główna siła klanu. No, i są królowe, kocice opiekujące się potomstwem, i starszyzna. - Spojrzał na swojego ucznia - W co wierzą wilki?
Kocur pokręcił głową. Rudzielec westchnął.
- My wierzymy w Klan Gwiazd. To koty, które żyły zgodnie z Kodeksem Wojownika i gdy odeszły, znalazły swoje miejsce na Srebrnej Skórze. Stamtąd nas strzegą - przerwał, słysząc parsknięcie ucznia. Posłał mu pytające spojrzenie.
- Nic, po prostu pod tym względem niewiele się różnimy.
- W razie zagrożenia, lider albo medyk udaje się do Księżycowej Zatoczki i Gwiezdny Klan zsyła mu sen, pomagający uniknąć zagrożenia.
- I to faktycznie działa? - ironiczny uśmiech.
- Tak - pewność w głosie Płomienistego Świtu była niezachwiana. Buck tylko prychnął.
- Są też zgromadzenia. Odbywają się pod Wielkim Drzewem, są czasem pokoju. Jeśli zostanie zakłócony, Gwiezdni zsyłają chmury, które zasłaniają księżyc i zgromadzenie się kończy - zignorował kpiący uśmieszek.
- Czyli rozumiem, że najważniejsze, co mam zapamiętać to to, że muszę przestrzegać Kodeksu Wojownika, bo inaczej koty mieszkające na niebie ześlą na mnie karę? - uśmiech był jeszcze szerszy.
Rudy spojrzał mu w oczy i burknął ostrzegawczo.
- Dobra, zrozumiałem. To co zawiera ten kodeks?
Gdy w porze szczytowania słońca wrócili do obozu, Buck był w wyśmienitym nastroju. Dowiedział się sporo, udało mu się zirytować swojego mentora, na tyle lekko jednak, by nie mógł go ukarać, żyć nie umierać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz