- Bo się martwicie, czyż nie?
Obie milczały.
- Dajcie spokój! - krzyknął, a liderka drgnęła nieznacznie. - Może jestem mały, ale to nie znaczy, że nie mogę iść na wojnę! Za parę księżyców mnie mianujesz, Czereśnio. Powinienem umieć walczyć.
- Trenujesz na treningach z Horyzontem - zauważyła łagodnie zielonooka. - Pomyślę przy kolejnej bitwie, ale dzisiaj mam już komplet wojowników. Zostaniesz i będziesz pilnować obozu oraz starszyzny, razem z Pszczółką i Dymkiem. Zauważ, że nie puszczam żadnego ucznia, oprócz Owcy, ale on jest starszy od ciebie - skończyła wywód i wstała, sygnalizując, że rozmowa skończona. - Grupa musi już ruszać.
W głębi serca Rudzik Junior wiedział,że przywódczyni ma rację, ale nie chciał tak po prostu odejść i uznać dyskusji za skończoną. W końcu Czereśnia również nie szła na bitwę.
- Jesteście beznadziejne - wypalił, mierząc kotki złym spojrzeniem. - Obie!
Uniósł nieco głowę i wycofał się na drżących łapach. Gdy był już na zewnątrz z trudem łapał oddech. Brawo, właśnie postawił się kotkom, najwyżej stojącym w hierarchii. Powodzenia na dalszym treningu. Wściekły, kopnął niewielki kamień. "Jesteś skończonym durniem, Rudku. Pszczółka ma jednak rację." Obserwował jak Czereśnia nawołuje wybrane wcześniej koty, jak Horyzont przygładza futro na grzbiecie i wstaje, by dołączyć do liderki. Obok syna Leśnego Strumienia przysiadł Dymek, który polizał go po nosie.
- Będziemy pilnować obozu, co nie? - zapytał, lekko niepewnym głosem. Rudek zignorował jego słowa, przyglądając się kotom opuszczającym obóz.
- Myślisz, że wr-ócą? - zapytał szeptem. - Słyszałem, że niektó-óre koty... No wiesz. - Wstrzymał oddech i przewrócił oczami. Dymek zadrżał lekko i wtulił się mocniej w brata.
- Cześć, mysie móżdżki! - powitała ich Pszczółka, po czym usiadła w pewnej odległości od braci. Po chwili podszedł do nich i Rudzik. Medyk wyglądał na lekko zestresowanego, ale w sumie... on zawsze tak wyglądał. Biało-rudy przytulił Dymka, po czym podszedł do najmniejszego kocurka. Syn Pszczelego Żądła zerknął na swoją większą kopię i po chwili utonął w miękkim futerku jego ogona.
- Wróć szybko, dobra? - zamruczał do jednego z wielkich uszu medyka, który pokiwał wolno głową. Rudek zerknął w jego olbrzymie zielone oczy i dostrzegł w nich pewną obawę. Nieśmiało polizał ojca, podczas gdy ten pospiesznie oddalił się do Pszczółki. W ślepiach vanki ukazały się łzy, które spłynęły powoli po jej podbródku.
- Niedługo wrócę, bądź grzeczna - zamruczał Rudzik. Pszczółka wbiła pazury w ziemię.
- Nie odchodź - pisnęła. - Nie zostawiaj nas tak jak mamy!
- O-obiecuję, że niedługo wrócę. Poza tym twoi rodzice nigdy cię nie zostawili, pamiętasz?
Kremowa bezradnie pokiwała głowę. Medyk uśmiechnął się i oddalił w kierunku grupy z Klanu Lisa, rzucając im jeszcze przelotne spojrzenie. Rudek poczuł, że jeży mu się sierść na grzbiecie. Jego tata miał rację. Żadne z mam ich nie zostawiło. Zabił je Klan Gwiazd.
Grupa samotników oddalała się od obozu, a po kilkunastu uderzeniach serca zniknęła za horyzontem.
***
Czas dłużył im się niemiłosiernie. Syn Rudzika rozmawiał jakąś chwilę z bratem. Pszczółka, łkając cicho oddaliła się do legowiska medyków. Rudek czuł lekki niepokój, o ojca, sam nie wiedział dlaczego. Chyba bardziej powinien martwić się o Horyzont, w końcu to niebieski miał walczyć. Z pewnością martwiłby się, gdyby w ogóle przepadał za swoim mentorem. Może udzielił mu się nastrój Pszczoły? Aby zabić czas siłowali się przez chwilę z Dymkiem, choć było to całkowicie pozbawione sensu. Biało-niebieski zawsze wygrywał. Na bitwę Czereśnia wybrała większość sprawnych wojowników, więc w obozie zostało kilku uczniów, którzy nie bardzo mieli co ze sobą zrobić. Dla zabicia nudy Rudek usiłował schwytać mysz, ale ta uciekła zanim w ogóle zdążył ją pochwycić. W obozie zawisło nerwowe oczekiwanie... na najgorsze.
***
Wrócili niemal wszyscy. NIEMAL. Pierwsze na ziemi spoczęło zakrwawione ciało Wisienki. Na ciele poległej wojowniczki przybyło wiele blizn, w tym jedna głębszą na gardle i jedną na brzuchu. Rudek obserwował białą, do chwili, gdy łapy innych uczniów i starszyzny nie przysłoniły mu widoku. Dosłyszał głośny okrzyk. Pełen bólu i przerażenia. Rozpoznał nawet głos. Był to Mały. Po chwili dołączyło do niego ciche łkanie Pszczółki. Ktoś za kimś płakała jego siostra?! Coś było zdecydowanie nie w porządku. Czuł wielki ciężar gdzieś w okolicach serca, gdy usiłował przecisnąć się przez tłum. Po kilkunastu uderzeniach serca zrezygnował i obrał inną taktykę. Skulił się przy ziemi i w tej pozycji przemknął pod łapami innych kotów. Tym sposobem przedostał się na przód. Otworzył szerzej zielone oczy i... znieruchomiał. Na trawie leżało zakrwawione ciało Rudzika. Rudek patrzył na ojca z przerażeniem, zbyt wielkim by krzyczeć. Jego łapy zrobiły się jak z waty, a w pyszczku zaschło mu tak, że nie mógł krzyczeć. Czuł ból, kręciło mu się w głowie. Miał wrażenie, że ten ostry, lśniący przedmiot, którym Dwunożni ostrzyli patyki, wbija mu się w samo serce. Nie, on już nie miał serca. Dziwne, było tam jeszcze kilka chwil temu. Ranni wojownicy przeskakiwali niepewnie z łapy na łapę. Nikt nie mógł się nimi zająć, gdyż Mały leżał na ziemi, wpatrując się w ciało partnera. Rudek nie patrzył gdzie idzie. Potknął się i wylądował na ziemi, tuż obok Pszczółki. Jego siostra chyba nawet tego nie zauważyła. W jej oczach lśniły łzy i Rudek poczuł wilgoć i pod swoimi powiekami. Nie mógł płakać, w końcu planował się stać wielkim i dzielnym wojownikiem!
Pierwsza łza opadła na ziemię tuż pod jego łapami. Terminator nie chciał już kryć kolejnych. Czy znał Rudzika dobrze? Medyk był jego ojcem, Rudek kilka razy towarzyszył mu w wyprawach po zioła, rozmawiał z nim, ale zawsze omijał ten najważniejszy dla siebie temat. Nie rozmawiał o Gwiezdnych z nikim, no może parę razy coś mu się wymknęło podczas pogawędek z Pszczółką, ale to były czasy, gdy siostra jeszcze w ogóle go tolerowała. Po kilku uderzeniach serca płakał już zupełnie otwarcie.
- Dlaczego?! Dlaczego?! - załkał, otwierając pełen bólu i rozpaczy pyszczek. Wbił wściekłe spojrzenie w Srebrną Skórkę. - To wasza wina! To wszystko wasza wina! - krzyknął.
Przerażenie, żal i cierpienie niemal zbiły go z nóg. Był wściekły. Na Klan Gwiazdy ponieważ ten odebrał mu jednego z tak niewielu, najbliższych mu kotów. Teraz została już tylko Czereśnia, Płomykówka i Dymek. Uświadomił jednak sobie, że odczuwa również rozżalenie dla Rudzika. Ojciec nie dotrzymał słowa. Nie wrócił do nich, odszedł bez pożegnania. Na pewno znowu pchał się, by pomóc jakimś frajerom i wtedy oberwał. Świadczyły o tym rany, na ciele medyka. Płacząc, Rudek podszedł do Małego. Poczuł jakąś dziwną więź z tym niebiesko-białym kocurem. Asystent medyka cierpiał niemal tak samo mocno jak uczeń. Wtulił się w ciepłe, futro syna Sarenki, a głowę ułożył na grzbiecie Rudzika. Piekący ból wcale się nie skończył, wręcz przeciwnie, tylko się nasilił. Rudek sądził, że to on powinien zginąć, zamiast medyka. Rudzik uratował i uratowałby jeszcze wiele istnień, gdyby nie... śmierć. Był dużo lepszy, bardziej wartościowy i szlachetny niż uczeń. Mimo jąkania i budowy ciała. Wnuk Potokowej Gwiazdy zadrżał i zakrył głowę łapkami. Zachód słońca oświetlił pogrążony w żałobie obóz Klanu Lisa. Koty podchodziły, by po raz ostatni podzielić się językami z Rudzikiem i Wisienką. Ciała przyciągnięto tak, że oba koty stykały się grzbietami. Syn Pszczelego Żądła wciąż trwał na posterunku, po raz pierwszy zdecydowany naprawdę przeżyć żałobę. Okazało się to dużo bardziej skomplikowane niż uczeń się spodziewał. Łzy wsiąkały w półdługą sierść medyka, zdawały się nie mieć końca. Tamtej nocy Rudek nie zasnął. Łapy wsunął pod grzbiet ojca i w skupieniu studiował gwiazdy na niebie. Myślicie, że wybaczył Klanowi Gwiazd wszystkie zbrodnie i przewinienia? Że postanowił żyć z nim w zgodzie? Och, oczywiście, że nie! Liczył ilu frajerów jest odpowiedzialnych za śmierć Rudzika, Leśnego Strumienia i Pszczelego Żądła. Planował się zemścić, ale jeszcze nie teraz. Może kiedyś... Tylko, że ich było wiele, tak wiele... To troszkę niesprawiedliwe... Tak, bardzo niesprawiedliwe...
Rip Rudzik [*]
[*]
OdpowiedzUsuń