Biegłem ile sił w łapach. Mój
niezawodny węch złapał trop, trop znaczony krwią. Musiałem za wszelką cenę
dowiedzieć się, do kogo ona należała, gdyż kimkolwiek była ta osoba –
przyjacielem czy wrogiem, potrzebowała pomocy. Szybko dostrzegłem plamki krwi na
liściach i wypatrując kolejnych pobiegłem ich śladem.
Byłem bardzo blisko gospodarstwa
dwunożnych, z którego pochodziły konie. Miałem teraz niemal stuprocentową
pewność, że idę śladem domowego kota. Zatrzymałem się i usiadłem. Delikatnie
wygładziłem językiem sierść na swoim boku. Ratowanie domowych pieszczochów to
głupota.
Już miałem zawrócić, kiedy
usłyszałem syk. Spasiony czarnobiały kociak w bojowej pozie czaił się kilka
lisich długości ode mnie. Był wręcz uroczy. Te jego wielkie, żółte oczka i błyszcząca
sierść. Bleh!
– Kim jesteś? – syknął kociak.
Przewróciłem oczami. Co cię to obchodzi szurnięty pieszczochu? Nie miałem
najmniejszego zamiaru odpowiadać na jego pytanie. – To ty zraniłeś Pysię?
Pysia? Tata nie żartował mówiąc,
że niektóre pieszczochy mają obrzydliwe imiona. To brzmi, jakby ktoś krztusił
się sierścią.
– Nigdy bym nie podszedł do
takiego pieszczocha jak ty nawet na króliczy skok – prychnąłem. – A już tym
bardziej nie marnowałbym na niego swoich pazurów.
Widząc moje opanowanie grubasek
rozluźnił mięśnie.
– Jesteś jednym z tych dzikich
kotów – mruknął nieufnie. – Wynoś się stąd.
– Jestem jednym z TYCH dzikich
kotów i mogę siedzieć i robić co chcę, oraz gdzie chcę – parsknąłem. Kociak
zbliżył się, a ja natychmiastowo nastroszyłem sierść i zasyczałem wrogo. Kot
wycofał się.
– Posłuchaj dzikusie, nie chcemy
problemów. Ktoś poważnie poranił Pysię, okej? I jeżeli to jeden z twoich to
wiec, że zemsta będzie ostra!
Ten kotek był uroczy, kiedy mi
groził. Co on i jego banda domowych pieszczoszków mogą zrobić Klanowi Nocy?
Miałem ochotę turlać się po ziemi i śmiać.
– Dobrze. – Uśmiechnąłem się do
niego. – Przekażę twoje ostrzeżenie Czarnej Gwieździe.
Wstałem, odwróciłem się i
odszedłem.
Zanim wróciłem do obozu złapałem
nornika. Mały gryzoń nawet nie zorientował się, kiedy zatopiłem w nim swoje
kły. Teraz zaniosłem swoją ofiarę na stertę świeżych zdobyczy w naszym obozie.
Kiedy wychodziłem ponownie z obozu minąłem się z Wodnym Ogonem, którego wąsy
zadrżały, kiedy mnie mijał.
– Dlaczego pachniesz dwunożnymi
Błękitna Burzo? – spytał nieufnie. Zatrzymałem się i odwróciłem głowę w jego
kierunku.
– Załatwiłem dzisiaj jednego
pieszczocha – mruknąłem. Było to niezgodne z prawdą, ale mój brat chyba to
łyknął.
– Te bezwstydne kiciusie zbyt się
panoszą! – prychnął. – Ja też musiałem dzisiaj przegnać jedną kocicę. Tak ją
załatwiłem, że pewnie już nigdy nie wróci do lasu!
I już wszystko jasne. Wodny Ogon
poranił Pysię. Poczułem lekkie ukłucie wstydu i współczucia. Ciekawe, czego
szukała na naszym terytorium? Może chciała dołączyć do Klanu? W końcu Szary
Kieł i Tajemniczy Kwiat byli wcześniej pupilkami dwunożnych.
– Nie myślałeś o przyjęciu jej do
klanu? – spytałem. – Ja nie mogłem, tamten kocur był u obcinacza.
– Wojownicy nie powinni zajmować
się takimi sprawami, to obowiązek lidera przyjmować nowych członków. Poza tym
nasz klan będzie słaby, jeżeli będziemy przyjmować kolejne pupilki dwunożnych.
Racja, Szary Kieł to w miarę dobry wojownik, ale ja nadal się dziwię, że jest
zastępcą. Wiesz co Błękitna Burzo? Lepiej wracajmy na polowanie. Ktoś musi
wykarmić klan, a ja nie mam zamiaru robić tego samodzielnie.
Łowy nad rzeką mogłem uznać za
udane. Nie minęło dużo czasu, kiedy miałem bezpiecznie schowane pięć sporych
ryb. Zmęczony polowaniem położyłem się nad brzegiem rzeki niedaleko dużej
kładki, na granicy naszego terytorium. Zasnąłem na chwilę, ale szybko zbudził
mnie szelest liści. Rozejrzałem się wokół. Nigdzie nie dostrzegłem żadnych
dwunożnych, ani psów. Zobaczyłem jednak wznoszącą się ponad trawę białą końcówkę
kociego ogona. Natychmiastowo naprężyłem mięśnie i rzuciłem się na kota.
Zdezorientowany przeciwnik wściekle uderzając mnie pazurami odskoczył i zaczął
uciekać. Co tu się na Klan Gwiazdy wyprawia? Kolejny kot dwunożnych?
Odszedłem po zakopane zdobycze i
zacząłem nosić je do obozu. Musiałem za wszelką cenę powiedzieć Czarnej
Gwieździe o naruszeniu naszego terytorium!
Szczęśliwie, kiedy zaniosłem
ostatnią rybę w obozie byli już wszyscy członkowie klanu. Wziąłem więc jedną z
mniejszych ryb i udałem się do Wodnego Ogona. Kocur obgryzał właśnie inną,
jednak większą rybkę.
– Smacznego Wodny Ogonie –
powiedziałem kładąc się obok brata. Kocur kiwnął swoją trójkątną głową.
– Tylko my dziś polowaliśmy –
mruknął z niezadowoleniem. – Większość wojowników obijała się.
– Szary Kieł i Wieczorny Blask
byli na patrolu – zauważyłem.
– Ale cały dzień? A co w takim
wypadku robiła reszta wojowników? Wiesz, że ostatnio często przyłapuję Czarną
Gwiazdę z Nakrapianym Kwiatem? Może będziecie mieć z Wieczornym macochę!
– Mam gdzieś to, z kim mój ojciec
chce mieć kocięta – mruknąłem oburzony. – Przybrane rodzeństwo nie jest niczym
złym. Ale wiec, że kota z którym łączy mnie krew Porannej Rosy zawsze będę
nazywał SWOIM bratem.
Wodny Ogon zaśmiał się nieśmiało
i uderzył mnie swoim długim, zwinnym ogonem. Czasami poruszał nim, jak rzeka
swoimi wodami. To imię doskonale do niego pasuje.
– Wiesz, że Kamienny Pazur był
bratem Wilczej Gwiazdy – odezwał się po chwili ciszy. Chwilę błądziłem w
myślach zastanawiając się, kim był Wilcza Gwiazda. To pierwszy lider Klanu
Wilka, który zmarł na dwa księżyce przed naszymi narodzinami.
– I co z tego? – prychnąłem.
– Tata powiedział mi, jeszcze
zanim mu powiedziałem, że po jego śmierci odeszła też jego partnerka.
Rozumiesz, odeszła tylko dlatego, że jej ukochany umarł?
– Nadal nie mam pojęcia, o czym
ty do mnie mówisz – zaśmiałem się. Wodny Ogon przewrócił oczami.
– Skoro Wilcza Gwiazda miał
partnerkę, to możliwe, że miał też kocięta. A to oznacza, że mam rodzinę w
Klanie Wilka!
– Nie rozumiem twojej ekscytacji.
Co z tego, że kocięta brata twojego ojca są w Klanie Wilka, jeżeli twoi BRACIA
są w Klanie Nocy? Chcesz nas zostawić?
– Nie! – zaprzeczył
natychmiastowo. – Ja tylko zastanawiam
się, kim są moi krewni…
– Tata na pewno ci powie. Wiesz,
mam do niego pewną sprawę. Spotkałem kolejnego pieszczocha.
– Przeklęte lisie bobki rodem z
Mrocznego Lasu! Niech trzymają się bliżej siedlisk dwunożnych!
Gdy tylko zjadłem swoją porcję
oboje wstaliśmy i podeszliśmy do Czarnej Gwiazdy i Szarego Kła. Lider przymrużył
oczy patrząc na nas.
– Błękitna Burzo, Wodny Ogonie. –
Skinęliśmy głowami. – Coś się stało?
– Koty z pobliskiego gospodarstwa
wchodzą na nasze terytorium – oznajmiłem z powagą. Lider mrugnął powoli. Nigdy
nie widziałem u niego takiego spokoju.
– Przepędziliście je?
– Tak, ale były aż trzy! To nie
podobne do domowych pupili. Obawiamy się, że zechcą zaatakować Klan Nocy! –
mruknął Wodny Ogon. Lider i jego zastępca wymienili rozbawione spojrzenia.
– Co banda niewyszkolonych
tłuściochów może zrobić Klanowi Nocy? – zadrwił Szary Kieł. Poczułem się lekko
urażony.
– Może zabrać ryby.
Wtedy kocurom nie było już tak do
śmiechu. Czarna Gwiazda wstał. Był ode mnie nieco wyższy. Gdybym nie wrodził
się w matkę może byłbym od niego wyższy?
– W takim razie wyznaczam ciebie
do udania się do gospodarstwa dwunożnych i ostrzeżenia tych darmozjadów –
powiedział z powagą. – Jeżeli się boisz Szary Kieł może iść z tobą.
– Nie boję się – oznajmiłem.
Lider uśmiechnął się lekko.
– Moja krew.
Następnego ranka wstałem dość
wcześnie. Dostałem zadanie – mam iść do siedliska dwunożnych i ostrzec
tamtejsze koty przed gniewem Klanu Nocy. Wolałbym, żeby Szary Kieł jednak ze
mną poszedł, w końcu mieszkają tam co najmniej trzy koty. Nie chciałem jednak
wyjść na tchórza w oczach ojca. Czarna Gwiazda zawiódł się już tyle razy… Nie
chcę być kolejnym powodem jego smutku.
Najpierw Długosza, potem mama,
Cicha Łapa i wiadomość, że Wodny Ogon nie jest jego synem. Zostaliśmy mu tylko
ja i Wieczory Blask. Nie chcemy łamać mu serca po raz kolejny.
Kiedy wyszedłem z legowiska
wojowników zobaczyłem Lodową Łapę. Lada dzień zakończy swój trening i zostanie
medyczką Klanu Nocy. Uśmiechnąłem się do niej.
– Hej Lodowa Łapo! – Kotka
odwróciła się w moim kierunku i podbiegła.
– Błękitna Burzo – skinęła głową.
– Witaj.
– Idę do siedliska dwunożnych. Ty
i Tajemniczy Kwiat nie potrzebujecie niczego z tamtej okolicy?
Kotka pokręciła głową. Była taka
urocza. I taka pociągająca… Ah! Nie mogę! Ona jest medykiem. Nie będzie mogła
mieć kociąt ani ze mną, ani z nikim innym… Dlaczego los medyka taki jest? Czemu
nie mogą mieć kociąt?
Kotka odeszła z powrotem do
legowiska medyka, a ja wyszedłem z obozu. Skoro to misja, nie muszę przejmować
się głodem. Mam w końcu prawo do polowania na swoją korzyść. Udałem się w
kierunku gospodarstwa, gdzie wczoraj spotkałem czarnobiałego kota. Znów
przeszył mnie strach. Czekają na mnie trzy porządnie wkurzone na wojowników
koty.
„Jesteś dorosły, umiesz poradzić
sobie z trzema kiciusiami” – odezwał się w mojej głowie Głos. Czasami coś do mnie
mówił. Należał do szylkretowej kotki, którą już kiedyś spotkałem. We śnie. Od
tamtej nocy jeszcze nigdy jej nie zobaczyłem. Jedyne co zapamiętałem to jej
głos. Głos, który przemawia do mnie każdego dnia.
Byłem już naprawdę blisko
legowiska dwunożnych. Nakrapiany Kwiat mówiła mi, że to takie duże kamienie, z
jaskinią w środku, gdzie dwunożni każdego wieczora chodzą spać. Ona nazwała je
jakoś inaczej, ale ja lubiłem nazywać je legowiskami.
Zrobiłem kilka nieśmiałych kroków
na przód. Tutaj pupilki dwunożnych mają swoje terytorium. Tutaj ja jestem obcym
wrogiem, którego należy przepędzić.
Nagle coś uderzyło mnie w
grzbiet. Przeturlałem się kilka razy. Szybko wstałem i nastroszyłem sierść. Nie
musiałem znać tego zwierzęcia, by je poznać. To był pies! Wielka istota o
szczęce wypełnionej lśniącymi, białymi kłami. Położył przednia część tułowia na
ziemi unosząc swój zad do góry. Machał ogonem na wszystkie strony i dyszał
głośno. Czeka na mój atak?! Nie miałem najmniejszego zamiaru walczyć z tą
wstrętną istotą. Nagle stwór wydał z siebie głośny dźwięk. Zadrżałem ze
strachu. Zrobił to po raz kolejny, i kolejny. W końcu nie wytrzymałem i
zacząłem uciekać w kierunku gospodarstwa. Wbiegłem na ogrodzenie, przeskoczyłem
na podwórko i schowałem się w dziurze w jednym z legowisk dwunożnych. Ciężko
dysząc rozejrzałem się wokół. Było tu ciemno. Skulony przeszedłem kilka kroków
rozglądając się na boki. Nagle usłyszałem kolejny dziwny dźwięk, jednak nieco
bardziej znany. To koń! Czyli to nie jest legowisko dwunożnych, a legowisko
koni! Wróciłem do dziury, przez którą prześwitywało słońce. Nigdzie nie
widziałem psa, więc wyszedłem na zewnątrz.
Przeszedłem kilka kroków i
usiadłem. Wziąłem głęboki wdech. Wszędzie czułem zapach dwunożnych i koni.
Nadeszła pora, by przekazać wiadomość od lidera.
– Koty dwunożnych! – zawołałem
głośno. – Koty dwunożnych!
Usłyszałem kolejny dziwny dźwięk
i zobaczyłem dziwną, białą istotę. Krzyknęła coś i znów się schowała. Po chwili
znów się pojawiła. Nagle zobaczyłem lecącą w moim kierunku rzecz. Uderzyła mnie
mocno w grzbiet. Atakuje! Znów dałem nura do legowiska koni. Na zewnątrz nie
jest bezpiecznie.
Ale wewnątrz też…
Tym razem otoczyły mnie kocie
ślepia. Jeden z pieszczochów, czarnobiały kociak o żółtych oczach podszedł
bliżej i mnie powąchał.
– To dzikus – syknął informując towarzyszy.
Były tu ze mną co najmniej cztery koty. Wszystkie się odsunęły.
– Czego tu chcesz, dziki kocie? –
spytała bura kotka.
Przełknąłem ślinę i spróbowałem
coś powiedzieć.
– Przysyła mnie tutaj Czarna
Gwiazda, lider Klanu Nocy – oznajmiłem z powagą.
– Czarna Gwiazda? Klan Nocy? Co
to za brednie? – syknął rudy kocur.
– Jaskrze – odezwała się srebrna kotka. Wyglądała na starszą od innych kotów. – Zachowaj szacunek należny
wojownikowi.
Nie miałem nawet ochoty
zastanawiać się, skąd ta kocica wie, że jestem wojownikiem. Poczułem lekką ulgę
wiedząc, że ktoś ma tu jednak do mnie szacunek.
– Wojowniku, czego chce twój
lider? – spytała kotka z przyjacielskim uśmiechem.
– W imieniu Czarnej Gwiazdy, jego
zastępcy i całego Klanu Nocy mam ostrzec was przed wchodzeniem na nasze
terytorium i kradnięciem ryb, danych nam przez Klan Gwiazdy.
Starsza kocica kiwnęła głową.
– Nie kradniemy waszych ryb –
powiedziała. – Ale wy kradniecie nasze myszy.
– Jak śmiesz?! – syknąłem. – Nikt
nigdy nie wchodzi na wasze tereny!
– Pastwisko należy do naszych
państwa i tamtejsze myszy są nasze. Z nieznanych przyczyn członkowie Klanu Nocy
wchodzą na nie i polują.
– Jeżeli masz na myśli siedlisko
koni to zalicza się ono do terenów Klanu Nocy.
– Dopóki Pustułce Skrzydło żył
tolerowaliśmy to, że jego były klan polował na naszych terenach. Ja jednak nie
mam zamiaru tego akceptować.
– Pustułce Skrzydło?
– Ojciec Jaskra, Róży, Grzybka i Pysii,
mój partner. Przez wiele księżyców polowaliśmy razem na pastwisku i żaden wojownik
nas nie zaatakował. Jednak wczoraj moja najmłodsza córeczka została brutalnie
poraniona przez jednego z waszych!
– Wodny Ogon wziął ją za
zagrożenie. Musicie mu wybaczyć…
– Ten brutal mógł zabić moją
córkę! – zasyczała kocica. Rozumiałem jej ból. Wodny Ogon potrafił porządnie
skopać mój tyłek, kiedy mieliśmy kilka księżyców, aż nie chcę myśleć co mógł
zrobić wrogiej kotce bez doświadczenia, będąc wojownikiem.
– Przepraszam! – krzyknąłem w
końcu. – Nie jego wina, że okazał się być synem najohydniejszego pomiotu zdrady
i Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd! Ale to mój brat i wiem, że nigdy nie odważyłby
się zamordować innego kota! Wziął ją za zagrożenie – zaatakował. Ty byś tak nie
zrobiła?
– Nie zrobiłam – powiedziała
spokojnie. – Wybacz, chcę ci coś pokazać.
Powoli udałem się za kotką. Po
mojej prawej i lewej stronie ustawili się jej spasieni synowie, a za mną szła
jej córka. Kotka prowadziła mnie w kierunku jakiejś sterty czegoś, co pachniało
trawą, jednak było żółte i suche.
Kiedy weszliśmy na tą stertę poczułem,
że jest miękka, jak posłania z mchu. Cała pachniała też zapachem dwunożnych i
pięciu kotów. Nagle dostrzegłem małe, szare ciało. Kotka była głęboko ranna.
Miała na brzuchu głębokie obdarcie. Oddychała jednak.
– Robię wszystko, co w mojej mocy
by dalej żyła – powiedziała kotka. – Dawałam jej już kocie ziele i przykładałam
liście babki. Mało to jednak pomaga.
– Mądrze postąpiłaś – mruknąłem. –
Ale to nie wystarczy na długo.
– Próbowałem poinformować naszych
państwa, ale mnie nie słuchają – mruknął Jaskier. – Ale oni na pewno poradzą
sobie z jej raną.
Spojrzałem na kotkę. Miała
szerokie, ciemne pręgi. Spała ciężko dysząc. Było mi jej żal, bardzo żal.
– Możecie polować na siedlisku
koni od Pory Nowych Liści, do Pory Opadających Liści. Przeżyjemy do tego czasu
na rybach z rzeki. – Sam nie wiem, czemu złożyłem im taką obietnicę. Ojciec
mnie przecież zabije, kiedy się o tym dowie!
– Niech Gwiezdny Klan ci to
wynagrodzi! – zawołała uradowana kotka. – Jak ci na imię?
– Błękitna Burza.
– Błękitna Burzo! Dziękuję ci w
imieniu mojej rodziny!
Zanim doszedłem do obozu
zatrzymałem się tysiąc razy. Czułem się jak zdrajca! Sprzedałem tereny swojego
ojca za… Właściwie za nic! Ale tamta kotka… Wodny Ogon jest takim idiotą! Jak
można tak okrutnie potraktować tak piękną i delikatną istotę? Olać jej okropne
imię! Zawsze można nazwać ją inaczej, jakoś ładniej… Może Wierzbowa Sadzawka?
Albo Tygrysia Skóra? Ach! Ile ja bym dał, by została moją partnerką? Urodziłaby
moje kocięta, one zostałyby potem wojownikami… Tata byłby taki dumny! Z
pewnością pokochałby moje dzieci!
Byłem już naprawdę blisko obozu.
Powoli wszedłem do środka.
– Błękitna Burzo? – To była
Nakrapiany Kwiat. Właśnie wychodziła.
– Wracam z misji – wyjaśniłem.
– Wiem, Szary Kieł kazał
poinformować cię, że możesz zjeść teraz i nie musisz wykonywać swoich
obowiązków do końca dnia.
– To dobrze, padam z głodu –
powiedziałem z ulgą. Podszedłem do sterty ze świeżą zdobyczą i wziąłem jedną
rybę.
– Kiedy Czarna Gwiazda wróci z
patrolu złożysz mu raport. Wyszedł w porze górowania słońca.
Czyli przed chwilą. Mam czas na
dokładne wymyślenie wymówki. Jak powiedzieć liderowi Klanu Nocy, że pozwoliło
się grupie mieszkających w siedlisku dwunożnych samotników polować na jego
terytorium? On wygna mnie z Klanu zanim nawet zacznę się tłumaczyć! Co ja
zrobiłem?
– Dzień dobry Błękitna Burzo. –
Usłyszałem cichy, piskliwy głosik. Odwróciłem się w jego kierunku i zobaczyłem małą,
białą kulkę z czarnym noskiem. To jeden z kociaków tej nowej kotki – Leśnej
Maski. Nie miałem ochoty na bawienie dzieci, ale skoro już tu jest, to się od
niego nie odczepię.
– Witaj, jak ci na imię maluchu?
– Smołek – powiedział kociak. –
Co robisz?
– Jem rybę.
– Mama też czasami je ryby. Po co
to robicie? Nie możecie pić mleka?
– Kiedy będziesz większy
zrozumiesz, że mleko twojej mamy nie jest nieskończone. W końcu będziesz musiał
jeść ryby jak ja, twoja mama i inni dorośli.
– Mogę spróbować? – spytał
kociak. Zaśmiałem się cicho.
– Jasne, ale nie sądzę, że ci
zasmakuje.
Kotek szarpnął lekko mój posiłek
i przełknął.
– Fuj! Jest obrzydliwa! – syknął
próbując wykaszlać połknięty kawałek.
– A nie mówiłem? Też kiedyś dałem
się złapać. Ale jak dorosłem polubiłem ryby.
Kotek chciał coś powiedzieć,
kiedy zawołała go mama. Pobiegł do niej pokracznym krokiem i zetknął się z nią
nosem. Królowa zabrała szóstkę maluchów do legowiska. Kiedyś mieszkała tam
Poranna Rosa i piątka jej kociąt. Piątka, z której została już tylko trójka.
„Tęsknisz za matką?” – to znów
głos szylkretki.
Bardzo.
„Ona też tęskni. Ona i twoje
zmarłe rodzeństwo”
Kim jesteś?
Ale żadna myśl już mi nie
odpowiedziała. Ona jest w Klanie Gwiazdy, na pewno. Tylko czego ode mnie chce?
Nie miałem już czasu, aby męczyć tym głowę. Do obozu wrócił Czarna Gwiazda.
Wstałem i podszedłem do ojca.
Kocur uśmiechnął się do mnie.
– Byłeś w gospodarstwie? – spytał
przyjacielskim tonem. Oj, był w dobrym nastroju.
– Tak. Przekazałem twoją
wiadomość.
– Doskonale. Cieszę się, że mogę
na tobie polegać. Klan Nocy potrzebuje takich wojowników jak moi synowie. I
Wodny Ogon oczywiście. Poranna Rosa dała nam takie wspaniałe koty!
– Właściwie to nie było łatwo ich
przekonać – mruknąłem. Nie potrafiłem jednak przyznać się do obietnicy. – Kim
jest Pustułce Skrzydło?
Lider zrobił się nieco
zakłopotany tym pytaniem. Właściwie to nie wiem, czemu go o to spytałem. Tak
jakoś przyszło mi do głowy…
– Był kiedyś wojownikiem naszego
klanu. Ale pewnego dnia zaginął. Zostawił nas – wyjaśnił. – Czasami spotykałem
jego zapach w siedlisku koni, ale mogło mi się wydawać…
– Pustułce Skrzydło został
samotnikiem i zamieszkał razem z tamtymi kotami.
– To dużo wyjaśnia – mruknął
ojciec.
– On i tamtejsza kotka polowali
na naszym terytorium od bardzo dawna. Zażądali, byśmy przestali polować w
siedlisku koni.
– Ten wstrętny zdrajca śmiał
okradać swój klan?
– Jego partnerka i dzieci
zgodzili się jednak na ugodę. Proszę, nie bądź zły.
Czarna Gwiazda miał kamienny
wzrok. Umiał patrzeć na mnie bez uczuć. Pamiętam ten wzrok nawet ze wczesnego
dzieciństwa…
– Co im obiecałeś? – wysyczał.
Przeszły mnie ciarki. Miałem ochotę uciekać z obozu, zanim rozszarpie mnie na
kawałki.
– Pozwoliłem im tam polować przez
czas liści na drzewach.
Myślałem, że uderzy mnie
pazurami. Czekałem na jego warczenie, na jego złość. On jednak milczał i nadal
obserwował mnie swoim przerażającym, pozbawionym uczuć wzrokiem.
– Co im obiecałeś? – powtórzył z
większym naciskiem.
– Pozwoliłem im polować na naszym
terytorium! – Byłem cały spanikowany. On mnie zaraz zamorduje. Już nie żyję. –
Ojcze, ja…
– Milcz! – syknął lider. –
Zawiodłem się na tobie. Sądziłem, ze kto jak kto, ale mój syn nie zawali tak
prostej misji. Mój Klan ma cierpieć głód, bo grupa pieprzonych kiciusi może
sobie kraść jego zdobycze?! Wodny Ogonie! – Odwróciłem głowę i zobaczyłem
swojego brata wchodzącego do obozu. – Jutro razem ze mną pójdziesz do
gospodarstwa dwunożnych i wykonamy misję, którą zaprzepaścił twój brat!
Kocur odłożył zdobycz na stertę i
podszedł do nas.
– Błękitna Burzo? Nie wykonałeś
tak prostej misji? – zakpił.
– Nie, wykonał! – warknął ojciec.
– Ale zdradził przy tym swój klan! Skoro nie mogę polegać na swoim rodzonym
synu, to może syn Kamiennego Pazura okaże się być godnym swojego imienia.
Błękitna Burza dostaje karę. Nie ma prawa opuścić obozu do czasu, aż księżyc
przybierze kształt szpona!
<Czarna Gwiazdo?>
3219!!! MÓJ REKORD!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz