・・・
Docierając na wyspę, czuła, jak świerzbią ją łapy. Uważnym wzrokiem obserwowała, czy na kamiennej posadzce nie siedzi przypadkiem jej ukochany – Szczawiowe Serce. Jej serce tęskniło za nim codziennie, to pragnienie było dla niej jak cierń, który z każdą minioną chwilą wbijał się coraz głębiej, boleśniej. Po czekoladowo-białym nie było jednak ani śladu. A mimo to Wilczaki siedziały już na Bursztynowej Wyspie; to skłoniło Gąbkę do rozmowy z którymś z nich.
Nie umknęła jej obecność Kocimiętkowej Łapy. Ruda już w Klanie Wilka była bardzo zainteresowana relacją Gąbki i Szczawika; dymna uznała, że logiczne będzie, jeśli do niej podejdzie i zapyta.
— Kocimiętko! Cześć — przywitała się, jej głos był pozornie neutralny, lecz pobrzmiewał w nim niepokój. Przez myśl jej przeszło, że może z tej rozpaczy jej wybranek coś sobie zrobił, lecz szybko to zbyła, twierdząc, że jej mózg rozważa najgorsze scenariusze.
— Co się stało ze Szczawiowym Sercem? Czemu go tutaj nie ma?
Zielonooka podniosła na nią wzrok i chytrze się uśmiechnęła.
— A co? Paniusia tęskni za kochasiem? Tak się składa, że Nikła Gwiazda nie wybrał go na dzisiejsze zgromadzenie. Pewnie się domyślał, co się między wami święci! — zachichotała.
Uczennica medyka parsknęła, trochę rozjuszona zachowaniem rudej, lecz zaraz potem wypuściła z płuc powietrze, jakby z ulgą.
— Dzięki! Właśnie to chciałam usłyszeć.
・・・
Od jakiegoś czasu miała problemy ze snem. Gdy tylko kładła się na swym posłaniu, zbyt wiele myślała o kotach, które spotkała w Klanie Wilka. Była pochłonięta myśleniem o nich na tyle, że można było stwierdzić, że w Klanie Nocy była wręcz… nieszczęśliwa. Jasne – Wilczaki czasem miewały dziwne, miały fikuśne tradycje, ale… coś w nich sprawiało, że Gąbka czuła się jak u siebie. Może to dlatego, że chcieli być dla niej mili, bo jest z klanu, z którym mają sojusz? Może gdyby dołączyła do nich na stałe, nie byliby już tacy dobrzy? Ciężko było przypuszczać.
Dziś była zmęczona i niewyspana, a na domiar złego była też uczennicą medyczki. A to oznaczało, że gdy w lecznicy zawitał Tojadowa Kryza, musiała się nim zająć. Rudy kocur wyglądał blado, słabo. Był pokurczony i w wyraźnym dyskomforcie. Właściwie, chyba ledwo tu doczłapał.— Mój brzuch! — jęknął niewyraźnie, a zaraz potem podjął próbę wyprostowania się i podniesienia do góry głowy.
Gąbka zamrugała kilka razy i szybko do niego podeszła.
“To pewnie zatrucie pokarmowe” – pomyślała i, skinąwszy głową, ruszyła do składziku. Po chwili wyciągnęła z niego kilka niebieskich jagód zawiniętych w liść i podeszła z nimi do cierpiącego. Wyłożyła cząstkę z nich przed nim.
— Zjedz je, to jagody jałowca, pomogą ci — oznajmiła.
Tojad przechylił głowę.
— A nie za mało ich? Tak bardzo boli mnie brzuch i nie wiem, czy tyle wystarczy! — mruknął, jakby kpiąco. Czy on podważał umiejętności Gąbczastej Łapy?
— Tyle wystarczy! Nie dyskutuj, tylko je zjedz. Tak się składa, że za duże ich spożycie mogłoby cię zabić — stwierdziła. Oczywiście – jałowiec nie był śmiertelny, lecz dymnej zależało na tym, by wzbudzić w rudym grozę.
— Na pewno są bezpieczne do spożycia? — zapytał jeszcze, mrużąc oczy. Dymna złapała się łapą za głowę.
— Proszę cię! Nie mów już więcej… Boli mnie głowa — rzuciła szybko jako wymówkę, by Tojad zwinął się stąd i poszedł jak najdalej. Wojownik dłużej się nie wykłócał; zjadł wszystkie jagody i wyszedł z lecznicy.
Nie minęła jednak chwila, nim w legowisku pojawiła się Śnieżna Mordka. Jej pysk, jak zawsze ekspresyjny, ukazywał, że coś widocznie jej dokucza. Gdy ich spojrzenia się spotkały, srebrna natychmiast uniosła ogon do góry i w kilku krokach znalazła się tuż obok Gąbki.
— Gąbko, ratuj! Tak strasznie boli mnie ząb! Wcześniej nic nie bolało, a dziś obudziłam się i… och, jak potwornie boli! Żadne słowa nie potrafią opisać tego uczucia tak akuratnie, jak je odczuwam! Gdybyś tylko była w mojej skórze, ach… chciałabyś go sobie wyrwać własnymi łapami, tak boli! — wyznała dramatycznie, powoli kręcąc głową i zwracając oczy ku niebu. Dymna, rozbawiona zachowaniem wojowniczki, uśmiechnęła się – tym razem szczerze i prawdziwie – a potem skinęła łebkiem i znów zwróciła się w stronę miejsca, gdzie przechowywane były zioła. Stamtąd wyciągnąwszy korę olchy, powróciła do Śnieżki.
— Pożuj ją trochę, a wtedy ten okropny ból minie! — zapewniła, popychając kawałek w stronę srebrzystej. Ta natychmiast wzięła go do pyska, uśmiechając się szeroko.
— Gąbko, z nieba mi spadłaś! — zaśmiała się, po czym w podskokach ruszyła w stronę wyjścia z lecznicy. — Niech przodkowie mają cię w opiece!
Tak… niech mają.
Bo w główce Gąbki zrodził się wręcz nieboski pomysł. Gdy tak przeglądała składzik, dostrzegła w nim piękne, niewielkie ziarenka maku, które kusiły ją swoim wyglądem i… właściwościami. Cierpiała na bezsenność, prawda? Czy mak nie był idealny, by temu zaradzić? Nawet się nie zawahała.
Gdy znów została sama w legowisku, pospiesznie wyciągnęła kilka ziarenek ze składziku i w mgnieniu oka wszystkie je połknęła, nawet ich nie licząc. Prędko skierowała się do swojego posłania, a tam upadła na nie, niczym ciężki kamień na dnie jeziora. Nie musiała czekać długo. W końcu mak zaczął działać, zabierając ją do krainy snów. A może jednak nie… bo ostatnio Gąbce nie śniło się absolutnie nic – jedynie pusta pustka.
* * *
Pożegnała się z Ćmią Łapą, która właśnie wychodziła z lecznicy. Miała katar, lecz dymnej szybko udało się z nim uporać. Gdy podawała jej zioła, była uśmiechnięta, starała się sprawiać wrażenie pociesznej i szczęśliwej, lecz gdy znów została sama, przestała udawać. Rozluźniła mięśnie pyska i ułożyła się w posłaniu, owijając ogon wokół kufy. Oczy ją szczypały, niemal łzawiły. Chciała zasnąć, lecz gdy tylko usłyszała zbliżające się kroki, wzdrygnęła się i podniosła głowę.
W progu stała jej córka – Senna Łapa. Jeszcze do niedawna znana jako Łezka, została znaleziona przez dymną na terenach Klanu Wilka, gdy jeszcze tam przesiadywała. Gąbka zrelaksowała się, czując, że przy córce może być spokojniejsza.
— Hej, Łezko. Co tu robisz? — zapytała.
Szylkretka nie odpowiedziała, tylko cicho weszła do środka, zanurzając się w półmroku. Podeszła do Gąbki i usiadła obok jej posłania, mrucząc coś pod nosem.
— Chciałam tylko porozmawiać. Myślisz, że jak powodzi się Stroczkowi w Klanie Wilka? Czy został już uczniem? — mruknęła szeptem, delikatnie schylając głowę, by być bliżej pyszczka Gąbki.
Kotka wzruszyła ramionami.
— Nie wiem. Mam nadzieję, że dobrze sobie radzą… Rozmawiałam z Kocimiętkową Łapą na zgromadzeniu. Chciałam znaleźć Szczawika, porozmawiać z nim… ale Kocimiętka powiedziała, że Nikły nie wybrał go na zgromadzenie — wyjaśniła z żalem. — Myślałam, że w końcu będę miała okazję znowu go zobaczyć, ale los najwyraźniej cały czas płata mi figle… Cóż, zobaczę się z nim na następnym zgromadzeniu, jeśli go wybiorą — dodała, a jej pysk delikatnie się rozjaśnił.
Senna Łapa słuchała jej uważnie, z podniesionymi uszami. Gdy dymna skończyła mówić, skinęła głową.
— No dobrze. To tyle o mnie, ale możesz mi powiedzieć, co u ciebie? Pewnie tęsknisz za swoim bratem… Nie martw się, powinnaś już móc pójść na następne zgromadzenie, a wtedy wszyscy we czwórkę się spotkamy, jak za dawnych czasów!
Wyleczeni: Śnieżna Mordka, Ćmia Łapa, Tojadowa Kryza
— Nie wiem. Mam nadzieję, że dobrze sobie radzą… Rozmawiałam z Kocimiętkową Łapą na zgromadzeniu. Chciałam znaleźć Szczawika, porozmawiać z nim… ale Kocimiętka powiedziała, że Nikły nie wybrał go na zgromadzenie — wyjaśniła z żalem. — Myślałam, że w końcu będę miała okazję znowu go zobaczyć, ale los najwyraźniej cały czas płata mi figle… Cóż, zobaczę się z nim na następnym zgromadzeniu, jeśli go wybiorą — dodała, a jej pysk delikatnie się rozjaśnił.
Senna Łapa słuchała jej uważnie, z podniesionymi uszami. Gdy dymna skończyła mówić, skinęła głową.
— No dobrze. To tyle o mnie, ale możesz mi powiedzieć, co u ciebie? Pewnie tęsknisz za swoim bratem… Nie martw się, powinnaś już móc pójść na następne zgromadzenie, a wtedy wszyscy we czwórkę się spotkamy, jak za dawnych czasów!
<Łezko?>
Wyleczeni: Śnieżna Mordka, Ćmia Łapa, Tojadowa Kryza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz