niedługo po porwaniu
Po miauczeniu przez calusieńką drogę teraz Kazarkowa Śpiewka już nie miała na to siły. Chciała do domu, do obozu Klanu Nocy – zwinąć się w swoim cieplutkim legowisku w małą kulkę. Już nie potrzebowała nic więcej wiedzieć o Bajglu. Już jej zbrzydła ta kocia karma. Mogłaby się nawet żywić obślizgłymi jaszczurami, byleby wróciła do siebie!
Kazarka poczuła, jak znów niosą jej małe więzienie, z nią włącznie. Przez kratkę mogła zobaczyć szare niebo, skalne ścieżki i wielki, prostokątny głaz, do którego środka kierowali się dwunodzy. Mignęła jej gdzieś kremowa sierść Bajgla, trzymanego przez drugiego dwunoga, idącego w tym samym kierunku. To miejsce od środka wyglądało jak jaskinia, a przynajmniej do tego najszybciej mogła ją porównać wojowniczka... Wkrótce wstąpili do jeszcze innego miejsca. Wpadało do niego wiele światła, a wokół znajdowały się przeróżne ściany, różnokolorowe kamienie, czy dziwne przedmioty, do jakich nawet nie była w stanie znaleźć dobrego porównania. W końcu odstawiono ją na ziemię, a drzwiczki transportera uchyliły się, pozwalając wyskoczyć z niego Kazarkowej Śpiewce jak proca, biegnąc w poszukiwaniu cichego kąta, w którym mogłaby się skryć. Weszła pod wielkie, granatowe legowisko na małych nóżkach, kuląc się pod nim. Nie zamierzała dać się tym bezwłosym kreaturom!
Nie minęła chwila, a dołączył do niej jej nowy przyjaciel, podchodząc bliżej.
— Hej... — mruknął cicho, a gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi, po prostu przysiadł blisko poddenerwowanej kotki. — Wiem, że to na bank nie jest dla ciebie proste, ale uwierz mi, że nie masz się czego bać — miauknął, próbując ją przekonać. — Tu jest ciepło, moi właściciele cię wykarmią. Idzie zima, więc na pewno żałowali cię. Bądź co bądź, ja bym w takiej dziczy chyba nie dał rady... A inne domowe koty, które znam, to nie wytrzymałyby nawet paru minut. Nie chcieli, by stała ci się krzywda — zapewniał.
Kazarka westchnęła.
— Wiem... Ale dlaczego to akurat padło na mnie! Przecież ja wyglądam i trzymam się super. Mogliby się innymi nocniakami zainteresować, skoro tak im było nas szkoda. Taką Nartnikowy Czułek mogliby zgarnąć i podtuczyć! Przecież ją to wicher zdmucha... Albo taka Nimfie Zwierciadło! Ona to w ogóle nie wygląda jak kot z tą swoją chudością! — lamentowała.
— Gdyby ich spotkali, na pewno wzięliby ich ze sobą, kimkolwiek są. Było tu już parę zgarniętych z ulicy kociaków, lecz każdy z nich znalazł sobie własnych właścicieli. Moi ludzie nie zostawią żadnego kota w potrzebie. Zresztą, chyba lepiej jest patrzeć na pozytywy, będziesz bezpieczna, nie musisz polować, a przy okazji możemy się poznać bliżej. W tamtym lesie nie byłoby zbytnio takiej możliwości.
Wiedziała, że kocur miał rację. Jeśli będzie się chować, nic nie zdziała. A może, gdy tylko pozna to miejsce lepiej, uda jej się coś wymyśleć? Może nawet uciec z powrotem do Klanu Nocy? Ta myśl napawała ją energią. Przecież nie wszystko było już stracone, a przynajmniej nie była w tym sama. Pieszczoch był jej kompanem w tej niespodziewanej przygodzie, nawet jeśli o tym nie wiedział.
— Tja, masz rację — wymruczała, na chwilę urywając. Wyjrzała na mały skrawek pokoju, który widzieli ze swojej kryjówki. — Czyli to jest ten wasz obóz, prawda?
— Obóz? W sensie dom?
— Tak, o to mi chodzi. — Przytaknęła gorliwie głową. — Nie chciałbyś mnie trochę po nim oprowadzić?
— Z wielką chęcią — Bajgiel uśmiechnął się, wychodząc spod sofy. — Może zacznijmy od...
***
Dzięki pomocy swojego towarzysza Kazarka znała już większość jego zakamarków. Chociaż jej nowy towarzysz używał dziwnych słów, przez co nie zawsze rozumiała jego mowę (to chyba jakaś pieszczoszkowa gwara), mniej więcej kumała, o co mu chodziło. Prawie każdy z przedmiotów, które jej pokazywał, a które zapełniały domową przestrzeń, był jej zupełnie obcy. Nawet przerażający. Nie rozumiała, w jaki sposób działały, ani w ogóle istniały. Nie wiedziała o dwunogach za wiele, lecz po tym wszystkim nie rozumiała ich jeszcze bardziej niż przedtem. Po prawie udanej ucieczce (przydzwonieniu łbem w przeźroczystą, kwadratową taflę lodu, którą Bajgiel zwał oknem), przewaleniu drutu z maleńkim słońcem na ziemię i paru szokach, Kazarkowa Śpiewka była wyjątkowo głodna. Kiedy zobaczyła w misce nasypaną garść karmy, natychmiast cofnęła swoje zdanie o tym, że jadło pieszczochów jest kiepskie. Chwilę się wahała, głównie dlatego, że przy jej posiłku stała dwunożna, a tym bardziej się zdziwiła, gdy samica zaczęła paplać coś niezrozumiale w jej stronę podwyższonym tonem.
— Co ona mówi? — zapytała szeptem czekoladowa Bajgla, trącając go ogonem.
— Nie wiem. Nie rozumiem ich języka — mruknął, wykonując koci gest wzruszenia ramionami. Kazarka zdziwiła się, co było widać po jej pysku.
— Hę? Jak to ich nie rozumiesz? Przecież z nimi żyjesz pod jednym dachem.
— Nauczyłem się paru słów, w tym swojego imienia, ale więcej nie potrafię. Wydaje mi się jednak, że cię woła — miauknął piecuch. — Słyszysz to „kici, kici"? Zawsze tak mamroczą, gdy chcą, żebym podszedł.
— Dziwaki — mruknęła, lecz za poleceniem przyjaciela podeszła niepewnym krokiem bliżej dwunożnej, a przy tym miski. W końcu dotarła do karmy, mierząc przez chwilę kobietę czujnym wzrokiem, ale prędko zajęła się jedzeniem. Było pyszne... Może i nie tak samo, jak ryby, skorupiaki i leśna zwierzyna, do której przywykła w klanie, ale jak na jej podniebienie, było wystarczające. A co najważniejsze, sycące. Dwunożna wysunęła ku niej dłoń i pochłonięta konsumowaniem karmy kotka nawet nie zauważyła, gdy ta zaczęła delikatnie głaskać ją po czole. Gdy już to spostrzegła, nawet się nie odsunęła – jej dotyk nie był tak straszny, jak myślała. Mogłaby nawet powiedzieć, że był przyjemny. Szczególnie że towarzyszył dobremu posiłkowi, który jednak szybko się skończył. Szylkretka wysunęła się spod ręki dwunożnej i usiadła przed miską, zastanawiając się, jak poprosić o jeszcze.
— Masz może trochę więcej? — miauknęła pytająco, trącając wydrążony kamień łapką. Ku jej małemu zdziwieniu, kobieta naprawdę sięgnęła po coś z góry, wyciągając pachnącą mięsem, połyskującą saszetkę. Z wielkim uśmiechem, kotka zabrała się prędko za pałaszowanie następnej porcji.
Właściwie, to wszystko nie było takie złe. Chyba mogła się do tego przyzwyczaić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz