Spojrzał na Skowronka pełnego nadziei. Mimo że był uczniem medyka, to zależało mu na umiejętności zabijania zwierzyny. I bardzo dobrze! To przydatna rzecz.
- No jasne! Ja nadal nie zawsze mam udane polowania - przyznał się otwarcie. - To Twój pierwszy raz. Wyciągnij lekcję z tego wszystkiego, a na następnym treningu na pewno Ci się uda!
- Hm, okej! - uśmiechnął się delikatnie. - Idziemy szukać kolejnego ptaka?
- Możemy! - Ruszyli więc dalej spacerkiem wzdłuż terenów Klanu Burzy. - A powiesz mi, czemu postanowiłeś zostać medykiem?
Uczeń zastanowił się chwilę. Nikt nigdy nie zadał mu tego pytania...
- Myślę, że po prostu chcę to robić - odparł po chwili. - Chociaż bycie wojownikiem też wydaje się ciekawe, to... chciałbym pomagać innym kotom. Podoba mi się praca w legowisku medyka.
Srebrny pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Chyba wolisz spokojniejsze obowiązki, co nie? Wojownicy codziennie mogą spotkać wrogów, a medycy zbierają zioła i leczą. Spokojniejsza praca, ale jaka ważna! - miauknął. - Bez was by nas nie było.
Skowronek otwierał pyszczek, by coś odpowiedzieć, gdy zauważył ptaka hasającego nieco dalej w wysokiej trawie. Zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na Barszcza, czekając, aż powie co zrobić.
- Zapolować na niego? - szepnął czekoladowy.
Barszczyk był miło zaskoczony determinacją Skowronka. Uśmiechnął się delikatnie.
- Pewnie, powodzenia! - Szepnął, żeby nie płoszyć ptaka.
Kiwnąwszy główką, kocurek przypadł brzuchem do ziemi i ruszył w kierunku stworzonka, stawiając wysoko łapy, aby nie spłoszyć zwierzęcia. Wysunął pazury, odbił się i... udało mu się zahaczyć pazurem o skrzydło ptaka, jednak na niewiele się to zdało, gdyż ofiara mimo wszystko uciekła z malutkim zadrapaniem.
-TO BYŁO PIĘKNE, SKOWRONKU! - krzyknął uradowany Barszcz. - Masz do tego absolutny T A L E N T.
Zamrugał kilka razy, zdziwiony.
- Przecież nawet go nie złapałem! - zaprotestował medyk.
- Ale byłeś bardzo blisko! Jak na tak delikatnego kota o mięciutkim sercu, wyjątkowo wprawnie to zrobiłeś. Jeszcze kilka razy i będzie łowił ptaki jak Nocniaki ryby!
- Myślisz? - Kocurek spojrzał na "mentora" zaskoczony. Dalej miał lekki opór przed zabiciem ptaka, jednak... i tak jadł je, więc chyba nie będzie dużej różnicy, jeśli jeszcze na niego zapoluje…
Barszcz był wniebowzięty. Nie dość, że sukcesywnie zdobywał ucznia, to jeszcze jego nauki naprawdę się sprawdzały! Pomimo zerowego doświadczenia w mentorowaniu, nieźle mu szło. Mógł sobie pogratulować.
- Chcesz się przejść na spacer? W ogóle to nie masz swoich medycznych obowiązków? Może teraz Ty mnie poduczysz?
- Myślę, że jeden dzień przerwy nie zaszkodzi - odparł, a po słowach Barszcza lekko się uśmiechnął. - Jeśli chcesz, mogę ci pokazać parę ziół. O ile Pajęcza Lilia nie będzie zła.
- No coś Ty! Już ja o to zadbam, że nie będzie - puścił mu oczko. - To jak, idziemy?
- Jasne! - odparł pogodnie.
Poszli więc z powrotem do obozu. Musieli sprawdzić, czy medyczka jest obecna. Niestety, legowisko było puste, co mogło oznaczać, że wyszła na poszukiwanie ziół.
- I co teraz? - zapytał Barszcz.
- Myślę, że w takim wypadku mogę ci po prostu je pokazać. Pajęcza Lilia nie powinna być zła - odpowiedział młodszy.
- Na pewno zrozumie! - odparł. - To w takim razie się wpraszam do was. - I wparował do medykowego legowiska, pachnącego przeróżnymi ziołami. - A to co?
- To jest czyściec wełnisty - oznajmił uczeń, spoglądając na Barszcza - należy go zjeść. Dodaje sił i wzmacnia.
Gdyby wojownik umiał, zagwizdałby.
- A to? Mogę to zjeść? Co to daje? Bo ładnie pachnie.
-To jest mak - odparł - i nie, nie jedz go, bo Pajęcza Lilia na pewno nie będzie zadowolona. Pomaga łagodzić szok i strach, pomaga w zasypianiu i tak dalej.
- Dlaczego?? Czyż nie jest po to, żeby go jeść? - odparł zszokowany.
- Hah, no tak, ale nie potrzebujesz go teraz, czyż nie? Chyba że masz problemy ze snem, coś cię boli lub jesteś przerażony bądź zszokowany, wtedy mogę ci go podać. Ale jeśli nic ci nie dolega, bezsensem byłoby marnowanie ziół.
Przekrzywił głowę. W sumie to Skowronek miał rację...
- No dooobra. - O! A to?? - Podszedł do jakichś jagód leżących na liściu nieopodal.
- Jagody jałowca - odparł bez większego zastanowienia.
- I co one robią? Hej, a skąd wiecie, co na co pomaga? Próbujecie, zanim zbierzecie? - Zalał go kolejną falą pytań.
- Pomagają na ból brzucha, wzmacniają oraz pomagają w trawieniu i oddychaniu. - na kolejne pytanie wojownika zamyślił się trochę. - Myślę, że po prostu je testujemy. Patrzymy, sprawdzamy, jak reaguje ciało na różne zioła. Patrzymy, jak mniejsze zwierzęta obchodzą się z daną rośliną, na przykład myszy.
- TESTUJECIE NA ZWIERZĘTACH? - miauknął zszokowany.
Otworzył szeroko oczy i nieco się skulił, gdy wojownik krzyknął zdziwiony. Nie spodziewał się takiej reakcji!
- Źle mnie zrozumiałeś! - wyjaśnił szybko. - Zobacz, jeśli zwierzęta unikają jakichś roślin, to zazwyczaj są one trujące. My również staramy się wtedy trzymać od nich z daleko. Przynajmniej tak mi się wydaje. Muszę zapytać się o to kiedyś Pajęczej Lilii.
- Aaa! Jakie to mądre podejście! - Pokiwał głową w zrozumieniu starszy kocurek. - W sumie masz rację. Myślisz, że myszy mają lepszy węch niż my? I czują takie rzeczy jak trucizna w owocach lub ziołach?
-To całkiem możliwe, chociaż nie jestem pewien - odparł, siadając. - W każdym razie poznawanie nowych ziół to ciężka praca.
- Oraz niebezpieczna! Prawie jak bycie wojownikiem!
Rozmawiali jeszcze dłuższą chwilę. Barszcz w duchu bardzo cieszył się, że zdobył nowego przyjaciela. Jego sympatia zdawała się odwzajemniona, co nakręcało kocura do dalszych interakcji.
Niedługo potem zaczęło się ściemniać. Pajęcza Lilia wróciła do legowiska, a widząc plotkujące kocury, prychnęła, wywalając Barszcza z legowiska. Skowronek pomachał mu ogonem na pożegnanie i milcząc, kiwnęli sobie głowami, że spotkają się jeszcze na kolejną lekcję z polowania. Barszczowa Łodyga poszedł zająć się swoimi wojowniczymi zajęciami, zostawiając medyków w spokoju.
<Skowronku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz