Nie spodziewał się, że zastanie akurat taki widok, kiedy tylko wejdzie do obozu, a jednak. Jego biedna straumatyzowana dusza dostrzegła dwa przemoczone koty. Które na pewno nie powinny być na dworze!
- Krzycząca Makrelo... co wy robicie na deszczu? - pyta, dreptając w miejscu, chcąc schować się przed większą wilgocią, która z jego futra stworzyła mopa do podłogi. Krzycząca Makrela widocznie zmieszał się na pytanie, spoglądając na kociaka.
- KARAŚ - zaczyna ale jego córka przerywa mu piszcząc jeszcze głośniej
- Ten deszcz ukradł moje skarby!
- Deszcz? - Dziwi się, odgarniając łapą mokre futro z oczy, po czym patrzy zmieszany na Krzyczącą Makrelę - Deszcz nie ma zbyt wiele siły i jest dość wstydliwy. Jestem pewien, że to wina stworków żłobkowych które czasem podkradają skarby. A one na pewno nie lubią być mokre! - poddał, wymyślając coś na poczekaniu, szczerze licząc, że coś takiego się uda. Nie miał ochoty ani stać na dworze w deszczu, ani patrzeć jak kociaki chorują, bo też stały w deszczu.
– Żłobkowych stworków? – Karaś przekrzywiła łepek, widocznie nie rozumiejąc i jednocześnie cała się wzdrygnęła gdy zawiał mocniejszy podmuch wiatru. Krzycząca Makrela zauważając to zbliżył się do swojego dziecka chcąc osłonić je przed wiatrem.
- Tak! - powiedział nagląco, po czym zerknął na Makrelę - Możemy poszukać ich w żłobku.
Krzycząca Makrela, na szczęście, szybko się zgodził i popchnął lekko nosem Karaś w stronę wejścia do żłobka. Kotka chwilę jeszcze marudziła, ale ruszyła w stronę sumaków.
– Ale nigdy ich nie widziałam… Skąd będziemy wiedzieć jak je znaleźć?
Umysł Lotka musiał w tym momencie wysilić swoją całą, ostatnią połowę komórki mózgowej, by stworzyć jakieś szybkie mini połączenie. Co prawda był cały mokry i niekomfortowy, niemniej nie mógł teraz po prostu odpuścić, szczególnie, gdy kotka wyglądała na przejętą.
- Oh, zajmiemy się tym, daj mi tylko chwilkę dobrze? - po tych słowach oddalił się nieco, po czym z całych sił otrzepał. Nie chciał nic umoczyć, szczególnie w żłobku, więc sama czynność wykonywana była w wejściu. Gdy wrócił, wyglądał jakby każdy włosek na jego ciele skierowany był w innym kierunku.
- No więc, żłobiaczki, bo tak się nazywają, lubią przebywać w ciepłych i przytulnych miejscach jak właśnie żłobek, lub też, lecz tym razem mniej, w innych legowiskach. Każde legowisko bowiem ma swój odpowiednik żłobiaczka, a one lubią pilnować swojego terenu, jak klany! Są jednak bardziej przyjazne. Aby je złapać, będę musiał się wszystkiego od ciebie dowiedzieć. Kiedy ostatnio widziałaś swoje skarby? Przed deszczem czy po?
- Chyba dzisiaj rano – miauknęła próbując sobie wszystko dokładnie przypomnieć. – Był i mój kamyczek, i listek i łuska… Ta którą dostałam od ciebie.
- Czyli równie dobrze to deszcz mógł ukraść! – tupnęła łapką uparcie, jednak zaraz potem zaczęła się rozglądać. – Tak myślałam, chyba…
- Czyyyli, żłobiaczki mogły wybiec na zewnątrz - miauknął, jednocześnie nie chcąc, by kotka znów wyszła na deszcz, albo jeszcze w dodatku, żeby przyszła jej ochota, by z deszczem walczyć. W końcu to by się skończyło przeziębieniem! Jak bardzo by deszcz czasem nie był irytujący. - Ale nie szkodzi przejść się jeszcze raz i sprawdzić, w końcu mogli gdzieś to bardzo głęboko ukryć. - Mała kotka pokiwała głową i z zapałem zaczęła przeszukiwać wszystkie kąty jeszcze raz, po drodze, raz za razem otrząsając się, bo schnące futerko zrobiło się ciężkie i trochę sztywne. Lotek w tym czasie mógł odetchnąć z ulgą i liczyć na to, że gdy będą szukać, to deszcz na zewnątrz przestanie bębnić. Na pewno przez niego wody wzrosły, a jakby się Karaś zapędziła z poszukiwaniami, to jeszcze nurt by ją porwał na otwarte morze. Aż wzdrygnął się na tą myśl, podczas zaglądania w kąt pomiędzy sumakami. Szukali dość długo. Na tyle długo, że kocur zdążył wyschnąć, jednak nic nie znaleźli, a Lotkowi pozostało jedynie obiecać, że przyniesie dla kotki więcej łusek. Tylko dopiero po deszczu, gdyż ten, wcale nie chciał przestać padać.
- Krzycząca Makrelo... co wy robicie na deszczu? - pyta, dreptając w miejscu, chcąc schować się przed większą wilgocią, która z jego futra stworzyła mopa do podłogi. Krzycząca Makrela widocznie zmieszał się na pytanie, spoglądając na kociaka.
- KARAŚ - zaczyna ale jego córka przerywa mu piszcząc jeszcze głośniej
- Ten deszcz ukradł moje skarby!
- Deszcz? - Dziwi się, odgarniając łapą mokre futro z oczy, po czym patrzy zmieszany na Krzyczącą Makrelę - Deszcz nie ma zbyt wiele siły i jest dość wstydliwy. Jestem pewien, że to wina stworków żłobkowych które czasem podkradają skarby. A one na pewno nie lubią być mokre! - poddał, wymyślając coś na poczekaniu, szczerze licząc, że coś takiego się uda. Nie miał ochoty ani stać na dworze w deszczu, ani patrzeć jak kociaki chorują, bo też stały w deszczu.
– Żłobkowych stworków? – Karaś przekrzywiła łepek, widocznie nie rozumiejąc i jednocześnie cała się wzdrygnęła gdy zawiał mocniejszy podmuch wiatru. Krzycząca Makrela zauważając to zbliżył się do swojego dziecka chcąc osłonić je przed wiatrem.
- Tak! - powiedział nagląco, po czym zerknął na Makrelę - Możemy poszukać ich w żłobku.
Krzycząca Makrela, na szczęście, szybko się zgodził i popchnął lekko nosem Karaś w stronę wejścia do żłobka. Kotka chwilę jeszcze marudziła, ale ruszyła w stronę sumaków.
– Ale nigdy ich nie widziałam… Skąd będziemy wiedzieć jak je znaleźć?
Umysł Lotka musiał w tym momencie wysilić swoją całą, ostatnią połowę komórki mózgowej, by stworzyć jakieś szybkie mini połączenie. Co prawda był cały mokry i niekomfortowy, niemniej nie mógł teraz po prostu odpuścić, szczególnie, gdy kotka wyglądała na przejętą.
- Oh, zajmiemy się tym, daj mi tylko chwilkę dobrze? - po tych słowach oddalił się nieco, po czym z całych sił otrzepał. Nie chciał nic umoczyć, szczególnie w żłobku, więc sama czynność wykonywana była w wejściu. Gdy wrócił, wyglądał jakby każdy włosek na jego ciele skierowany był w innym kierunku.
- No więc, żłobiaczki, bo tak się nazywają, lubią przebywać w ciepłych i przytulnych miejscach jak właśnie żłobek, lub też, lecz tym razem mniej, w innych legowiskach. Każde legowisko bowiem ma swój odpowiednik żłobiaczka, a one lubią pilnować swojego terenu, jak klany! Są jednak bardziej przyjazne. Aby je złapać, będę musiał się wszystkiego od ciebie dowiedzieć. Kiedy ostatnio widziałaś swoje skarby? Przed deszczem czy po?
- Chyba dzisiaj rano – miauknęła próbując sobie wszystko dokładnie przypomnieć. – Był i mój kamyczek, i listek i łuska… Ta którą dostałam od ciebie.
- Czyli równie dobrze to deszcz mógł ukraść! – tupnęła łapką uparcie, jednak zaraz potem zaczęła się rozglądać. – Tak myślałam, chyba…
- Czyyyli, żłobiaczki mogły wybiec na zewnątrz - miauknął, jednocześnie nie chcąc, by kotka znów wyszła na deszcz, albo jeszcze w dodatku, żeby przyszła jej ochota, by z deszczem walczyć. W końcu to by się skończyło przeziębieniem! Jak bardzo by deszcz czasem nie był irytujący. - Ale nie szkodzi przejść się jeszcze raz i sprawdzić, w końcu mogli gdzieś to bardzo głęboko ukryć. - Mała kotka pokiwała głową i z zapałem zaczęła przeszukiwać wszystkie kąty jeszcze raz, po drodze, raz za razem otrząsając się, bo schnące futerko zrobiło się ciężkie i trochę sztywne. Lotek w tym czasie mógł odetchnąć z ulgą i liczyć na to, że gdy będą szukać, to deszcz na zewnątrz przestanie bębnić. Na pewno przez niego wody wzrosły, a jakby się Karaś zapędziła z poszukiwaniami, to jeszcze nurt by ją porwał na otwarte morze. Aż wzdrygnął się na tą myśl, podczas zaglądania w kąt pomiędzy sumakami. Szukali dość długo. Na tyle długo, że kocur zdążył wyschnąć, jednak nic nie znaleźli, a Lotkowi pozostało jedynie obiecać, że przyniesie dla kotki więcej łusek. Tylko dopiero po deszczu, gdyż ten, wcale nie chciał przestać padać.
··▪⟣▫ᔓ·⭑⚜⭑·ᔕ▫⟢▪··
Dostał Karaś! Ha! Jeju, jeju, ile stresu, ale, że mu Srocza Gwiazda na tyle zaufała? Nie, żeby chciał ją za to wycałować czy coś, nadal wprawiała go w dyskomfort. I na pewno nie spodobał mu się wybór mentora dla siostry Karaś. Młodsza kotka już wystarczająco dawała niekomfortowy vibe, a teraz w bonusie dostanie jeszcze jej mentorkę. Najgorszą z najgorszych. Już teraz wiedział, że się na treningi z tą dwójką nie będą wybierać. Choćby skały srały a krowy latały, nie było takiej możliwości. Mógł natomiast z pełną pewnością stwierdzić, że będą chodzić z Krzyczącą Makrelą. I to właśnie z nimi ugadał się na przejście granic i terenów. Uznał to za dobry pomysł chodźby z tego powodu, że ojciec kociąt przyznał się do zwiedzania zewnętrznej części terenów. Mimo, że Lotek niezbyt to popierał. Dzisiaj natomiast, w planach miał coś innego. Mianowicie pływanie. Wszystkie sprawy związane z wodą chciał załatwić do momentu, w którym jest ciepło. Nie chciał, by kotka zachorowała i przeżywała to samo co on.
- Przy tej duchocie nie da się oddychać - miauknął zmordowany, kierując swoje kroki do pomostu, by na brzegu zanurzyć sobie łapy, a po chwili wejść po brzuch. - Tu jest jeszcze zbyt rwący nurt, popływamy koło Kolorowej Łąki, co? - zaczął wychodzić, wyglądając jak chmura opadowa - Ale i tak będziemy musieli uważać na niektóre miejsca… pojawiają się wiry - Mruknął, zawieszając się na chwilę w jednym miejscu.
<Karaś?>
[842 słów]
[842 słów]
[przyznano 8%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz