— Ostrzegam, że nie jestem najlepsza w biciu się — wyszeptała w stronę liliowego. — Więc nie myśl, że daję ci fory. Ja po prostu jestem słaba — zażartowała, choć była pewna, że ani przez moment nie pomyślał, że mógłby nie mieć z nią szans. Była na tyle niska i puchata, że nie budziła żadnego lęku. — Miło będzie, jak pozwolisz mi aż tak nie oberwać. Z pewnością masz sporą przewagę przez wzgląd na swój wiek i to, że szkolisz się bezpośrednio na wojownika, a walka nie jest dla ciebie tylko dodatkowym elementem treningu — zauważyła z niepewnym uśmiechem.
Starała się mówić jak najwięcej, by cisza nie krępowała ich zanadto. Założyła, że kocur mógł już do tego przywyknąć, ale ona nie potrafiła iść w czyimkolwiek w towarzystwie bez rzucenia w swoim kierunku chociaż jedną, krótką sentencją, nawet taką o brzydkiej pogodzie. Przywykła już do tego, że musiała gadać więcej w towarzystwie swojego mentora, który z natury był raczej milczący. Nie było z nim jednak aż tak wielkiego problemu jak ze Skrzypem. Uczeń był momentami tak cicho, że Gracja nie słyszała nawet jego oddechu i zaczynała się martwić, czy ten, aby na pewno jeszcze żyje.
— No i na miejscu — wyrzuciła z ulgą Sadzawka, odwracając się w ich stronę. — Zdaję sobie sprawę Gracjo, że jesteś tylko stróżem — czekoladowa mimowolnie skrzywiła się na to stwierdzenie — i walka nie jest ci deklarowana, ale powiedzmy, że skoro już jesteśmy w takim zestawie, to mogłabyś sobie, chociaż poćwiczyć uniki.
— Jasne — mruknęła, zerkając na Kamyczka, który to tylko stał z boku i rzucał jej pokrzepiające spojrzenia. Mentor idealny.
Próbowała ocenić swoje szanse w starciu ze Skrzypem. Owszem, ona była niska, ale i on nie należał do wysokich. Nie licząc jej koślawych łap, może będzie w stanie uchronić się od oberwania w pysk.
Już od pierwszych ruchów zauważyła znaczną różnicę w metodach ataku. Ją uczyli na tyle, by była w stanie przetrwać. On ewidentnie nadawał się na wojownika — pewny styl walki, mało wahań i skuteczne ciosy.
Trening skończyła ze zmierzwionym futrem, ale poza tym nie oberwała na tyle, by teraz kulić się z bólu. Podziękowała Skrzypowi za miły, uczniowski pojedynek, a potem wrócili do obozu. Nie była do końca usatysfakcjonowana tym, jaki brak umiejętności zaprezentowała, ale powtarzała sobie usilnie, że to tylko kwestia czasu, nim pozbędzie się tych wszystkich pretensji do samej siebie.
***
Kolejny patrol odbyła w towarzystwie dwójki wojowników. Minęło już trochę czasu, odkąd zyskała tytuł pełnoprawnego stróża. Dalej się w tym nie odnajdowała, nie czuła się spełniona ani nic z tych rzeczy. Zbierała się, by porozmawiać w końcu o tym ze swoim ojcem, ale jakimś dziwnym trafem, jej umysł za każdym razem podsuwał jej coraz to bardziej abstrakcyjną wymówkę, dzięki której odsuwała ten plan od siebie.
Tym razem przyszło jej przemierzać leśne ścieżki przy boku świeżo mianowanego Skrzypu. Przebiśnieg szedł kilka kroków przed nimi, próbując podjąć się krótkiej rozmowy. Jego zachowanie jednak mocno speszyło Grację i raczej milczała, nie będąc w stanie zrozumieć pointa. Ten w końcu znudził się ich ciszą i wyszedł na prowadzenie.
— Swoją drogą, nie miałam okazji ci pogratulować — odezwała się Gracja w stronę będącego bliżej, liliowego kocura. — To świetnie, że Owocowy Las ma kolejnego wojownika w szeregach. Po naszym wspólnym treningu wiedziałam, że prędzej czy później dostąpisz zaszczytu mianowania, świetnie walczyłeś — rzuciła pokrzepiająco, licząc, że jakoś przetrwa dzisiejszy patrol, zważywszy na specyficzny charakter Przebiśniegu i brak głosu u Skrzypu.
<Skrzyp?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz