(Przed karnym imieniem Śnieżnej Łapy)
Wróciłem do legowiska. Słońce już zachodziło. Mieszkałem tam z moją matką, ale przez większość czasu jej nie było. Nie wiem, co i gdzie się z nią dokładnie działo, ale zawsze gdy wracała, to że tak to ujmę, ledwo trzymała się na łapach, kiwała się, miała problemy z utrzymaniem równowagi i…tak mniej więcej codziennie. Dokonałem obserwacji i analiz, i wyszło, że Żuczka lubuje się w kocimiętce… Dowiedziałem się też, co to jest. Mam nieodparte przeczucie, że to moja wina. Kiedyś musiała mieć plany, marzenia, być pełna nadziei i wiary, ale teraz jest raczej…podstarzałą, zgorzkniałą kocicą, która musi opiekować się mną. Tak
przynajmniej twierdzi, bo z moich obserwacji wynika, że opieka to coś więcej niż dawanie schronienia. Tym razem, o dziwo, Żuczka była w legowisku. Leżała na posłaniu z mchu i paproci, patrząc w moją stronę. Znowu się kiwała.
- A ty, gdzie byłeś? – spytała zimno.
Spojrzałem jej w oczy i odpowiedziałem.
- Uczeń Śnieżna Łapa uczył mnie polować, ale zasnął. Myślałem nad sensem egzystencji i wartościami życia. W czym twoim zdaniem myszy są gorsze od nas? A może fakt, że je jemy, sprawia, że ich życie nawet po śmierci ma cel? Czy skoro ich życie ma cel nawet po życiu, a nasze nie, to czy one nie są właśnie lepsze? Chciałbym być myszą.
Żuczka patrzyła na mnie z lekko otwartym pyskiem. Zamrugała.
- Co ty bredzisz?! – spytała.
- Powiedziałem, że egzystencja myszy jest bardziej…
- Oh, cicho bądź! Dlaczego to akurat ja muszę mieć takiego syna? Czym ja sobie na to zasłużyłam!? Chciałam tylko być szczęśliwa! I wszystko było po prostu świetnie, miałam partnera, przyjaciół, plany…ale nie! Musiałeś pojawić się ty! I wszystko zniszczyłeś, wszystko przez ciebie straciłam… - z oczu zaczęły płynąć jej łzy. Kocimiętka często powoduje zwiększenie emocjonalności na otoczenie. - A skoro już jesteś, to nie możesz chociaż być normalny!?
Normalny. Śmieszne słowo. Tak, moja matka ewidentnie przesadziła z kocimiętką.
- Co rozumiesz przez „normalny”? – spytałem, przekręcając głowę na bok.
Żuczka zawahała się.
- No…normalny! Taki jak wszyscy…! – zastanowiła się chwilę. – Na pewno nie taki jak ty!
- Ale teoretycznie jeżeli będę jak wszyscy, to nadal będę jak ja, tylko nie taki „ja” jak teraz. Ponieważ stwierdzenie „nie jak ja” samo się wyklucza, bo jeśli nie będę sobą, to kim będę? Właśnie nikim. Niczym. Tak jak po śmierci. Czyli można by to zinterpretować w taki sposób, że chcesz, żebym nie żył. Ale rozumiem, że pewnie miałaś na myśli, że…
- Jesteś nienormalny! – krzyknęła.
- Już to wcześniej stwierdziłaś. – odparłem obojętnie. – Dowiedziałem się, że działanie kocimiętki może powodować stany nieświadomości bądź krótkotrwałego szczęścia, ale niektóre odmiany zmieszane z szeroko pojętym „czymś” mogą również pobudzać niekontrolowane, agresywne zachowania, takie jak teraz. Myślę, że logicznym wyjściem byłoby przestać…
- A MOŻE JA WŁAŚNIE NIE CHCĘ, ŻEBYŚ ŻYŁ!? – poderwała się z legowiska. Zapadła cisza. Staliśmy naprzeciwko siebie. Mierzyłem ją obojętnym spojrzeniem. Ona patrzyła na mnie z
czymś, co zinterpretowałem jako nienawiść. Wyglądała na gotową do ataku, miała wysunięte pazury i odsłonięte kły. Zdaje się, że powinienem czuć teraz…smutek, złość, być może strach albo…nie wiem co jeszcze. Ale nie czuję nic. Tylko większą pustkę i zagubienie niż zwykle.
Nie rozumiem, co się dzieje. Dlaczego matka na mnie krzyczy? Dlaczego jest zła? Czy to naprawdę wina kocimiętki? Czy ona naprawdę tak o mnie myśli, a kocimiętka tylko pomogła jej to wyrazić? Czy zrobiłem coś złego? Czy powinienem czuć się winny za coś, na co nie miałem wpływu? Jakby to wyglądało, gdybym urodził się w innym miejscu, w innym czasie? Czy ktoś by się mną opiekował? Czy ktoś byłby obok, gdy budziłbym się rano? Czy ktoś przynosiłby mi jedzenie, albo nauczył polować tak, jak Uczeń Śnieżna Łapa? Albo pytałby mnie, dokąd idę? I nie mówiłby, że wolałby, żeby mnie było? A właściwie, to…jakby to było, gdyby mnie nie było…?
Jednak nie zdążyłem odpowiedzieć sobie na te pytania. Ostatnie co pamiętam, to Żuczkę
podnoszącą łapę z wysuniętymi pazurami.
Następnego dnia, obudziłem się. Matki nie było – jak zawsze. Tyle że…nie było jej już potem nigdy.
Wróciłem do legowiska. Słońce już zachodziło. Mieszkałem tam z moją matką, ale przez większość czasu jej nie było. Nie wiem, co i gdzie się z nią dokładnie działo, ale zawsze gdy wracała, to że tak to ujmę, ledwo trzymała się na łapach, kiwała się, miała problemy z utrzymaniem równowagi i…tak mniej więcej codziennie. Dokonałem obserwacji i analiz, i wyszło, że Żuczka lubuje się w kocimiętce… Dowiedziałem się też, co to jest. Mam nieodparte przeczucie, że to moja wina. Kiedyś musiała mieć plany, marzenia, być pełna nadziei i wiary, ale teraz jest raczej…podstarzałą, zgorzkniałą kocicą, która musi opiekować się mną. Tak
przynajmniej twierdzi, bo z moich obserwacji wynika, że opieka to coś więcej niż dawanie schronienia. Tym razem, o dziwo, Żuczka była w legowisku. Leżała na posłaniu z mchu i paproci, patrząc w moją stronę. Znowu się kiwała.
- A ty, gdzie byłeś? – spytała zimno.
Spojrzałem jej w oczy i odpowiedziałem.
- Uczeń Śnieżna Łapa uczył mnie polować, ale zasnął. Myślałem nad sensem egzystencji i wartościami życia. W czym twoim zdaniem myszy są gorsze od nas? A może fakt, że je jemy, sprawia, że ich życie nawet po śmierci ma cel? Czy skoro ich życie ma cel nawet po życiu, a nasze nie, to czy one nie są właśnie lepsze? Chciałbym być myszą.
Żuczka patrzyła na mnie z lekko otwartym pyskiem. Zamrugała.
- Co ty bredzisz?! – spytała.
- Powiedziałem, że egzystencja myszy jest bardziej…
- Oh, cicho bądź! Dlaczego to akurat ja muszę mieć takiego syna? Czym ja sobie na to zasłużyłam!? Chciałam tylko być szczęśliwa! I wszystko było po prostu świetnie, miałam partnera, przyjaciół, plany…ale nie! Musiałeś pojawić się ty! I wszystko zniszczyłeś, wszystko przez ciebie straciłam… - z oczu zaczęły płynąć jej łzy. Kocimiętka często powoduje zwiększenie emocjonalności na otoczenie. - A skoro już jesteś, to nie możesz chociaż być normalny!?
Normalny. Śmieszne słowo. Tak, moja matka ewidentnie przesadziła z kocimiętką.
- Co rozumiesz przez „normalny”? – spytałem, przekręcając głowę na bok.
Żuczka zawahała się.
- No…normalny! Taki jak wszyscy…! – zastanowiła się chwilę. – Na pewno nie taki jak ty!
- Ale teoretycznie jeżeli będę jak wszyscy, to nadal będę jak ja, tylko nie taki „ja” jak teraz. Ponieważ stwierdzenie „nie jak ja” samo się wyklucza, bo jeśli nie będę sobą, to kim będę? Właśnie nikim. Niczym. Tak jak po śmierci. Czyli można by to zinterpretować w taki sposób, że chcesz, żebym nie żył. Ale rozumiem, że pewnie miałaś na myśli, że…
- Jesteś nienormalny! – krzyknęła.
- Już to wcześniej stwierdziłaś. – odparłem obojętnie. – Dowiedziałem się, że działanie kocimiętki może powodować stany nieświadomości bądź krótkotrwałego szczęścia, ale niektóre odmiany zmieszane z szeroko pojętym „czymś” mogą również pobudzać niekontrolowane, agresywne zachowania, takie jak teraz. Myślę, że logicznym wyjściem byłoby przestać…
- A MOŻE JA WŁAŚNIE NIE CHCĘ, ŻEBYŚ ŻYŁ!? – poderwała się z legowiska. Zapadła cisza. Staliśmy naprzeciwko siebie. Mierzyłem ją obojętnym spojrzeniem. Ona patrzyła na mnie z
czymś, co zinterpretowałem jako nienawiść. Wyglądała na gotową do ataku, miała wysunięte pazury i odsłonięte kły. Zdaje się, że powinienem czuć teraz…smutek, złość, być może strach albo…nie wiem co jeszcze. Ale nie czuję nic. Tylko większą pustkę i zagubienie niż zwykle.
Nie rozumiem, co się dzieje. Dlaczego matka na mnie krzyczy? Dlaczego jest zła? Czy to naprawdę wina kocimiętki? Czy ona naprawdę tak o mnie myśli, a kocimiętka tylko pomogła jej to wyrazić? Czy zrobiłem coś złego? Czy powinienem czuć się winny za coś, na co nie miałem wpływu? Jakby to wyglądało, gdybym urodził się w innym miejscu, w innym czasie? Czy ktoś by się mną opiekował? Czy ktoś byłby obok, gdy budziłbym się rano? Czy ktoś przynosiłby mi jedzenie, albo nauczył polować tak, jak Uczeń Śnieżna Łapa? Albo pytałby mnie, dokąd idę? I nie mówiłby, że wolałby, żeby mnie było? A właściwie, to…jakby to było, gdyby mnie nie było…?
Jednak nie zdążyłem odpowiedzieć sobie na te pytania. Ostatnie co pamiętam, to Żuczkę
podnoszącą łapę z wysuniętymi pazurami.
***
Następnego dnia, obudziłem się. Matki nie było – jak zawsze. Tyle że…nie było jej już potem nigdy.
[653 słowa]
[Przyznano 13%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz