***
— Zobaczmy na co cię stać — warknęła wyzywająco Krokus, prowokując potomkinię, by rzuciła się na nią.
Bura szybko wykonała unik, dzieki czemu była w stanie drasnąć srebną w bok łapą. Kropla krwi brudząca teraz betonowy parking tylko zmotywowała młodszą do działania. Ponownie skoczyła na matkę, tym razem z sukcesem splatając się z nią w uścisku. Przeturlały się przez szorstką powierzchnię, nawzajem kurczowo trzymając się ramionami. Szczekuszce w pewnym momencie udało się dostać do brzucha kotki, mimo usilnie próbujących ją od tego powstrzymać kończyn. Wgryzła się w niego jak najmocniej, czując przypływ samozadowolenia.
Nie trwało ono jednak długo, gdyż starsza zaraz odpowiedziała żywo, z całej siły kopiąc i drapiąc ją tylnymi łapami w głowę. Przestraszone odskoczyły do tyłu, mając wrażenie, że właśnie prawie straciły któreś z oczu. Piekący ból na całej twarzy jedynie bardziej wyprowadził je z równowagi.
Największy cios jednak nadszedł dopiero, gdy Krokus podniosła się z ziemi. Wściekły wzrok zmierzył córkę od góry do dołu. Spojrzenie zbyt dobrze znane z dzieciństwa. Spojrzenie kojarzące się im wyłącznie z jednym – nadchodzącą karą za okazanie się porażką w oczach autorytetu.
Bura postąpiła o krok do przodu, na co roztrzęsiona srebrna natychmiast zareagowała krokiem w tył. I ponownie.
— Cofasz się.
— W-wcale nie — odpowiedziała Szczekuszka, po raz kolejny nieznacznie oddalając się od mentorki.
— Tego cię nauczyłam przez ten cały czas, tak? — syknęła oskarżycielsko starsza. — Żeby odskakiwać przerażonym od przeciwnika, kiedy tylko pyszczek lekko cię zaboli? Żeby natychmiast ustępować wrogowi z podkulonym ogonem, gdy tylko spojrzy na ciebie w nieprzyjazny sposób?
— Nie. — Przełknęły ślinę.
— Już telepiesz zadkiem jak nawet nie zadałam ci jeszcze żadnej głębszej rany — parsknęła z pogardą, wciąż zbliżając się do młodszej. — Gorzej niż którekolwiek kocię stąd. I to właśnie z tym do mnie przychodzisz po tylu księżycach? Żałosne. Że też nie miałaś tyle wstydu, by zwyczajnie przyznać się jak do niczego jesteś w tym zakresie i oszczędzić mi upokorzenia.
Czarna spuściła wzrok, zaciskając mocno szczękę.
W taki właśnie sposób wyglądała większość jej koszmarów sennych. Niby zdawały sobie sprawę z imponujących umiejętności matki w każdym aspekcie życia, jednak nie przypuszczały ani przez moment, że pójdzie im aż tak źle. A powinny. Powinny były jeszcze więcej trenować. Powinny być bardziej przygotowane, trenować u wielu osób, nim zmierzą się z samą uzdrowicielką sekty, a nie skazywać się tylko na wiedzę własną i tamtego idioty.
Po raz kolejny przez swoją głupotę zmarnowały szansę, by zyskać szacunek w oczach kogokolwiek. Po raz kolejny były zawodem dla rodziny.
— Przestań grać ofiarę i patrz na mnie, gdy do ciebie mówię!
Szczekuszka wykonała polecenie, zupełnie nie oczekując, iż w rezultacie jednym ruchem jej pysk zostanie nagle przeorany przez Krokus. Pisnęły głośno, oszołomione robiąc kilka kroków w tył.
— Dokładnie tak jak podejrzewałam — prychnęła — żaden z ciebie wojownik. Nawet na tego najgorszego się po prostu nie nadajesz. Nie, kiedy praktykujesz takie tchórzostwo. — Na pięcie odwróciła się od potomkini i zaczęła iść w przeciwnym kierunku. — Obyś przynajmniej potrafiła uczyć się ziół, a nie wyszła na kompletną zakałę tej rodziny. Kolejny trening jutro o świcie.
***
Gdy znalazły się na dalszym odcinku drogi, ich uwagę przykuło Skaza, jakie siedziało przy jednej ze ścian zamieszkowanego budynku, odwrócone tyłem. Ciało Szczekuszki dziwnie rozluźniło się na ten widok, zupełnie jakby w tym momencie odetchnęło z ulgą. Od razu zapragnęła podejść w tamto miejsce, nie rozumiejąc dlaczego. Po chwili wahania w końcu uległa tej nagłej potrzebie i zbliżyła się do arlekina.
— Hej — zagadnęła do niego cichym, boleśnie zachrypniętym głosem — co tak siedzisz pokracznie? — mimo znaczenia wypowiedzianych przez nią słów, nie było w nich słychać żadnej złośliwości. Jej łamliwy ton był jedynym, co wybrzmiało dostrzegalnie pomiędzy nimi.
<Skaza?>
[704 słów]
[Przyznano 14%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz