- O, witaj Ważkowe Skrzydło. – powiedział jakiś kot, wychodząc z legowiska, do którego znowu weszła jego matka. Liliowa nie dawała mu już spokoju. Czy serio aż tak cieszyło ją poniżanie syna?
- A ty nadal tu? – zapytała ostro Ważkowe Skrzydło. Naiwna Łapa nie odezwał się. Miał dość matki, jej zachowania, wszystkiego.
- Podobno za kilka dni wyjdę. – oznajmił, gdy liliowa naciskała na odpowiedź.
- Za kilka dni? Co tak szybko?
- Przecież przed chwilą narzekałaś, że siedzę tu za długo! – odparł ostro Naiwna Łapa. Ważkowe Skrzydło spojrzała na niego z ogniem w oczach. O co jej chodziło? Przychodziła i przyczepiała się o głupoty.
- Chyba wiesz, że tak nie należy zwracać się do mnie zwracać, mysi móżdżku? – zapytała liliowa, na co van tylko pokiwał nieznacznie głową. Może powinien bardziej zrozumieć matkę? W końcu byli rodziną i powinni jakoś się dogadywać. Naiwna Łapa już szukał jakichś słów, by zacząć w miarę normalną rozmowę, ale wtedy Ważkowe Skrzydło zabrała mu prezent od Naparstnicowej Łapy, który leżał obok jego legowiska. Biały zjeżył się lekko.
- Zostaw to. – wysyczał, ale ta go nie słuchała. Zachowywała się jak jakiś kociak, który chce tylko jak najskuteczniej komuś dokuczać. I niestety jej się to udawało.
- Oddaj mi to! – znów próbował swoich sił, lecz matka cały czas dokładnie oglądała sztuczną łapę.
- Co to jest? – zapytała w końcu, a jak van jej odpowiedział, wybuchła śmiechem – To? Serio? – zapytała, dalej się śmiejąc.
- To prezent i nie twoja sprawa... Powinnaś wracać do swoich obowiązków. – syknął syn Szczurzego Cienia, na co Ważkowe Skrzydło od razu przestała wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki i spojrzała na swoją pociechę. Van przełknął głośniej ślinę. Musiał przyznać, że czasem bał się matki. Nie wiedział, do czego jest zdolna. Tak było i teraz. Mogła mu zrobić wszystko, odebrać życie, czy zadać wiele ran, które utrudnią mu, jeszcze bardziej zostanie wojownikiem, na co już i tak długo czekał. Ta jednak nie zrobiła nic. Tylko dalej wpatrywała się w syna z czystą nienawiścią.
- Nie mów mi co mam robić! – syknęła i podeszła do Naiwnej Łapy, który skulił się na swoim posłaniu.
- I co teraz? Z-zabijesz mnie? No dalej! Jestem przecież ranny! – krzyknął w stronę matki, odsuwając się jeszcze bardziej. Van był przerażony, ale starał się dalej zgrywać nieustraszonego, nawet wizją śmierci. Siedzieli tak w ciszy. W końcu Naiwna Łapa spojrzał na Ważkowe Skrzydło. Ta się nie ruszała. Stała jak słup soli i dalej wpatrywała się w jedynego potomka. Nagle do legowiska wszedł pewien kot. Liliowa od razu spojrzała w jego stronę, tak samo jak van. Okazało się, że to siostra Koszmarnego Omenu. Śnieżek przez chwilę się zastanawiał. Czy na pewno siostra? A może brat? Nie był już pewien. Jego mentor czasem wspominał o swoim rodzeństwie, głównie wyśmiewając właśnie na temat płci. Bardzo nie lubił, jak tak mówił. Przypominało mu to wtedy jego rodzinę, jego siostrę, czy matkę, która teraz stała przed nim.
Wieczór stanęła przy ziołach i cierpliwie czekała. Ważkowe Skrzydło postała jeszcze chwilę, a potem bez słowa wyszła. Van odetchnął z ulgą. Spojrzał na zastępczynię, która dalej się nie ruszała. Miał nadzieję, że nie słyszała jego rozmowy z matką. W końcu trochę przesadził i kotka pewnie by go nie zabiła... A może? Sam już nie wiedział i raczej nie chciał tego sprawdzać na własnej skórze. Mógł spełnić prośby mamy, w inny sposób niż śmierć. Mógł uciec. Wtedy by zniknął i ta kotka o lisim sercu dałaby mu spokój.
- Mogę cię o coś spytać? – zapytał cicho Wieczorną Marę, a jak nie usłyszał odpowiedzi, zaczął mówić dalej – Czy... Słyszałaś tę rozmowę? I gdyby ktoś uciekł... To czy klan uznałby to za zdradę?
<Wieczór?>
[749 słów]
[Przyznano 15%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz