Chmury były coraz ciemniejsze, a wiatr silniejszy i zimny. Mak trochę się zdziwiła, przecież ostatnio było tak ciepło. Zdziwienie jednak szybko zniknęło, ustępując miejsca głodu. Nic nie jadła od samego ranka, a już była po treningu. Cieszyła się, że przynajmniej nie robiła nic aż tak wymagającego. Wzięła mysz ze stosu i udała się do ciepłego legowiska uczniów. Usiadła na swoim legowisku i zaczęła jeść. Nagle poczuła ból, gdzieś w pysku. Szybko przełknęła ostatni kęs myszy i zajęła się ustaleniem źródła bólu. Po niedługim czasie ustaliła, co jej dolega. Ząb. Syknęła cicho. Musiała iść z tym do medyka, czyli musiała iść do ojca. Przeszedł ją dreszcz strachu. Dlaczego jej ojciec musiał być medykiem? Bardzo się go bała i nie lubiła prawie jak samotników. Ale musiała iść, inaczej ten ból przerodziłby się w coś większego. Jeszcze chwilę pomyślała, czy to na pewno dobry pomysł i w końcu udała się do legowiska medyka. Gdy tylko weszła do środka, usłyszała krzyki Gęsiego Wrzasku. Przełknęła ślinę i weszła głębiej, pokazując się medykom. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, bo zajmowali się Szczurzym Cieniem.
- K**** nie tak! – syknął liliowy kocur w stronę Kuniej Norki. Ta lekko podskoczyła, ale nie przerywała swojej pracy. W końcu Gęsi Wrzask zauważył swoją córkę i zwrócił się w jej stronę.
- Znowu przyszłaś zawracać mi głowę, z koleżanką, chwastami? K**** no tak! Przecież...
- Nie kończ! – przerwała mu Mak, czego szybko pożałowała, bo medyk zaczął na nią krzyczeć. Skuliła się przy ścianie, starając się nie słuchać wyzwisk ojca. Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale nie lubiła, jak ktoś wspominał o Bursztynowej Łapie. Cały czas bardzo za nią tęskniła, ale udawało jej się nie myśleć o niej w ciągu dnia. Cały czas pamiętała ten jej uśmiech, ton głosu, żółte oczy... Chciała znowu ją zobaczyć i choć przez chwilę spędzić czas. Niestety było to niemożliwe. Umarła i odeszła z tego świata, zostawiając Makową Łapę samą.
- Coś się stało słoneczko? – zapytała Kunia Norka, wyrywając uczennicę z zamyślenia. Gęsi Wrzask już poszedł, tak samo jak Szczurzy Cień. Mak lekko się uspokoiła i wyprostowała.
- Ząb mnie boli. – oznajmiła i poszła za starszą kotką.
Była zadowolona z tego, że to Kunia Norka się nią zajęła. Przynajmniej nie musiała słuchać wyzwisk ojca. Po jakimś czasie z jej zębem było już lepiej, więc ta mogła już iść. Wyszła z legowiska i pierwsze co zobaczyła to śnieg. Biały puch przykrył całą polanę, a z ciemnych chmur spadało go jeszcze więcej.
Wyleczeni: Makowa Łapa, Szczurzy Cień
- K**** nie tak! – syknął liliowy kocur w stronę Kuniej Norki. Ta lekko podskoczyła, ale nie przerywała swojej pracy. W końcu Gęsi Wrzask zauważył swoją córkę i zwrócił się w jej stronę.
- Znowu przyszłaś zawracać mi głowę, z koleżanką, chwastami? K**** no tak! Przecież...
- Nie kończ! – przerwała mu Mak, czego szybko pożałowała, bo medyk zaczął na nią krzyczeć. Skuliła się przy ścianie, starając się nie słuchać wyzwisk ojca. Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale nie lubiła, jak ktoś wspominał o Bursztynowej Łapie. Cały czas bardzo za nią tęskniła, ale udawało jej się nie myśleć o niej w ciągu dnia. Cały czas pamiętała ten jej uśmiech, ton głosu, żółte oczy... Chciała znowu ją zobaczyć i choć przez chwilę spędzić czas. Niestety było to niemożliwe. Umarła i odeszła z tego świata, zostawiając Makową Łapę samą.
- Coś się stało słoneczko? – zapytała Kunia Norka, wyrywając uczennicę z zamyślenia. Gęsi Wrzask już poszedł, tak samo jak Szczurzy Cień. Mak lekko się uspokoiła i wyprostowała.
- Ząb mnie boli. – oznajmiła i poszła za starszą kotką.
***
Była zadowolona z tego, że to Kunia Norka się nią zajęła. Przynajmniej nie musiała słuchać wyzwisk ojca. Po jakimś czasie z jej zębem było już lepiej, więc ta mogła już iść. Wyszła z legowiska i pierwsze co zobaczyła to śnieg. Biały puch przykrył całą polanę, a z ciemnych chmur spadało go jeszcze więcej.
Wyleczeni: Makowa Łapa, Szczurzy Cień
[399 słów]
[Przyznano 8%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz