Dłuższą chwilę zajęło jej uspokojenie się po oddaleniu się Bursztynowej Łapy. Nie była z siebie dumna. Odkąd została uczniem coraz lepiej radziła sobie z panowaniem nad emocjami, a jednak komentarz od tej ślamazary zdołał wyprowadzić ją z równowagi. Ale nie mogła przecież pozwolić jej obrażać jej ukochanej matki. W końcu odetchnęła ciężko i zaczęła jeść drozda odebranego wcześniej drugiej kotce, ignorując pojedyncze spojrzenia wojowników, które wciąż na niej tkwiły. Po skończonym posiłku zdecydowała się na chwilę przejść poza obóz, by odpocząć nad Wierzbową Zatoczką. Nie miała ochoty w tym momencie zderzać się z Bursztynową Łapą. Ale oczywiście nie oznaczało to, że na dobre spuści ją z oczu.
***
Do uszu Lawendowej Łapy dotarł niespodziewany szelest, który skutecznie przerwał jej sen. Z dużą niechęcią uchyliła powieki, by zobaczyć pechowego osobnika, który śmiał ukrócić jej i tak krótki sen. Gdy jednak jej zaspane oczy zdołały zarejestrować sprawcę, a raczej sprawczynię tego haniebnego czynu, instynktownie zamarła. Była to Bursztynowa Łapa. I to nie tak, że kotka się po prostu przeciągała i tym narobiła hałasu, oj nie. Właśnie opuszczała legowisko uczniów. Sama. W środku nocy.
Czując, jak jej serce niebezpiecznie przyspiesza, obserwowała drugą uczennicę, nawet nie drgając. W końcu, zgodnie z instynktem wstała i ostrożnie wyściubiła nos poza legowisko. Jej oczom ukazała się Goryczkowy Korzeń jak gdyby nigdy nic wypuszczająca Bursztynową Łapę poza obóz. Źrenice Lawendowej Łapy swoją wielkością zaczynały przypominać dwa spodki. Co ta wojowniczka wyprawiała? A raczej, gdzie o tej porze wybierała się uczennica? Lawendowa Łapa musiała to sprawdzić za wszelką cenę. W końcu obiecała Szakalej Gwieździe, że będzie ją pilnować. Poczekała, aż kotka opuści obóz i z bijącym sercem opuściła przytulny kąt legowiska, podchodząc do wojowniczki sprawującej straż.
– Dobry wieczór, pani Goryczkowy Korzeniu. Chcę potowarzyszyć koleżance. To niebezpieczne, żeby wychodziła sama w środku nocy… zwłaszcza, że nie jest stąd – wytłumaczyła grzecznie swoje zamiary, nie dając po sobie poznać stresu, który właśnie całkowicie przejmował jej organizm. Aktorką była niezłą.
Starsza kotka bez oporów puściła ją wolno, tak samo, jak przed chwilą Bursztynową Łapę. Szakala Gwiazda ewidentnie wybiera mało kompetentne koty do pilnowania obozu nocą. Gdy Lawendowa Łapa tylko przeprawiła się przez straż, poczuła, jak jej serce ponownie przyspiesza. Czuła się, jakby uczestniczyła właśnie w bardzo ważnej misji. Nie miała jednak wiele czasu do namysłu. Z trudem złapała trop zapachowy uczennicy i ruszyła za nim, tak bezszelestnie, jak tylko była w stanie. Gdyby kotka ją złapała, byłby koniec.
Wkrótce zapach śledzonej przez nią uczennicy został przyćmiony odorem Drogi Grzmotu, jednak na szczęście Lawendowa Łapa nie zgubiła tropu. Morderczy trening z liderką jednak na coś się przydawał. W końcu dotarła do celu. W oddali spowitego nocą lasu ujrzała Bursztynową Łapę we własnej osobie, a obok niej… drugiego kota. Z zapachu samotnika. Zamarła. Natychmiast schowała się za pniem dużej sosny, modląc się do przodków, w których nie wierzyła, aby nie została nakryta. Jej oddech znowu niekontrolowanie przyspieszył. Ależ stres był niewygodną emocją. Po dłuższej chwili, gdy żaden z dwójki kotów nie zwrócił na nią uwagi – wiatr musiał wiać na jej korzyść – bardzo ostrożnie wychyliła pyszczek i nastawiła uszu. Była w zbyt dużej odległości, aby dokładnie wychwycić, o czym rozmawiali. Słychać jednak było, że bliżej było temu do pogodnej pogawędki aniżeli przepędzania wroga. Po mowie ciała również można było wywnioskować, że Bursztynowej Łapie nie spieszy się do rzuceniu się na samotnika. Och. A więc taki był cel jej samotnego wypadu poza obóz. Sfrustrowana Lawendowa Łapa odpędziła obraz Naiwnej Łapy, który sam nasunął się jej na myśl. To nie czas na to, musi wyłapać jak najwięcej i przekazać to Szakalej Gwieździe.
Nie wiedziała, ile czasu minęło. Pięć minut, pół godziny, godzina. Nie robiło jej to różnicy, gdyż i tak siedziała kompletnie nieruchomo, całą swoją uwagę poświęcając współklanowiczce i jej towarzyszowi. W końcu Bursztynowa Łapa ruszyła się. Pożegnała obcego kocura, uprzednio biorąc od niego wiewiórkę i odwróciła się, by zapewne obrać ponowną drogę do obozu. Lawendowa Łapa w narastającej panice ostrożnie zmieniła swoje położenie, byle tylko nie zostać zauważoną. Na jej szczęście tak się nie stało, kotka przeszła obok niej, a zaraz potem samotnik także zniknął z jej pola widzenia. Ona jednak się nie ruszyła. Nie była w stanie. Za bardzo się bała, że jeśli teraz wykona ruch, druga uczennica w końcu odkryje jej niepożądaną obecność. Serce dalej biło w niebezpiecznie szybkim tempie, a całe ciało drżało. Wypluwała z siebie szybkie, nierówne oddechy. W końcu jej stan zaczął się powoli normować, aż doszedł do momentu, w którym mogła znów działać trzeźwo. Teraz do stresu i strachu doszły gniew i obrzydzenie. Jak Bursztynowa Łapa śmiała? Czy miała w ogóle świadomość tego, co wyprawia? Naiwna Łapa to jedno, ale ona była spoza klanu, nikt jej tu nie ufał, a i tak śmiała bratać się z samotnikiem?
Słońce leniwie przebijało się już przez horyzont. Bursztynowa Łapa z pewnością zdążyła już wrócić, a jeśli Lawendowa Łapa zaraz również nie zjawi się w obozie, to ona będzie miała problemy. Czując, że odzyskała już siły w niedawno trzęsących się kończyna, natychmiast ruszyła w stronę obozu, myśląc tylko o tym, jak przekazać mentorce to, co widziała.
***
Każdego poranka grzecznie czekała na Szakalą Gwiazdę przy wyjściu z obozu, aby mogły wspólnie wyruszyć na trening. Obecna sytuacja wymagała jednak innych środków. Lawendowa Łapa usiadła przy legowisku swojej mentorki, czekając, aż ta się obudzi i będą mogły porozmawiać w jego środku. Wiedziała, że to bezpieczne miejsce. Oczekiwała, nerwowo przebierając łapkami. Mimo małej ilości snu poziom adrenaliny we krwi skutecznie nie pozwalał jej czuć zmęczenia. W końcu jej oczom ukazała się Szakala Gwiazda. Kotka zlustrowała ją wzrokiem, zapewne zdziwiona jej obecnością w tym miejscu i oczekująca wyjaśnień.
– Dzień dobry, pani Szakala Gwiazdo – zaczęła od powtarzanej wiecznie formułki. – Przepraszam za najście pani przed pańskim legowiskiem, ale… mam bardzo pilną sprawę. Muszę pani o czymś powiedzieć. Najlepiej w pani legowisku, jeśli nie ma pani nic przeciwko – wyjaśniła nerwowo. Przed liderką ciężko było jej zachować akt.
– Dobrze, wejdź – odparła kotka po dłuższej chwili ciszy i ponownie zniknęła w swojej norze, a Lawendowa Łapa podążyła za nią.
Od razu otoczył ją duszący, ziemny zapach. Nie sądziła, że mogłaby tu spać, gdy miała przytulny, pachnący lasem krzak.
– A więc? Słucham.
Uczennica uważnie się rozejrzała, aby mieć pewność, że nikt nie kręci się w pobliżu, podeszła odrobinę bliżej mentorki, wzięła głęboki wdech i w końcu zaczęła swoje sprawozdanie.
– Tej nocy obudził mnie szelest i okazało się, że to Bursztynowa Łapa. Opuściła obóz. Oczywiście postanowiłam pójść za nią. Okazało się, że spotyka się z jakimś samotnikiem. Obok Drogi Grzmotu. I to na tle pokojowym. Dużo ze sobą rozmawiali i wydawali się szczęśliwi… no i… pomyślałam, że musi pani o tym wiedzieć.
Szakala Gwiazda przysłuchiwała się jej opowieści z kamiennym wyrazem twarzy.
– Mistrzowsko wykonałaś swój obowiązek posiadania oka na tej kotce. Dziękuję, Lawendowa Łapo – zaczęła, napawając swoją zestresowaną uczennicę dumą. – Jak pewnie się domyślasz, nie zostawię tak tego. To zdrada klanu.
– Czy czeka ją to samo, co spotkało Naiwną Łapę? – zapytała.
Nie mogła nie myśleć o bracie w tej sytuacji. Nie ukrywała jednak, że wizja takiego upokorzenia Bursztynowej Łapy bardzo jej odpowiadała. Jeśli uczennica z Klanu Burzy już musiała znajdować się w Klanie Wilka, niech chociaż zobaczy, co klan o niej myśli.
Liderka jednak, ku jej zdziwieniu, pokręciła przecząco głową.
– Nie. Będę miała dla ciebie misję, Lawendowa Łapo. Najtrudniejszą w twoim dotychczasowym życiu. Ale po naszych wspólnych, owocnych księżycach treningu wierzę, że jej podołasz.
Uczennica przekrzywiła głowę pytająco. Ostatni raz, gdy słyszała podobną gadkę jej mentorka przyprawiła ją o zawał poprzez jej wymyślny test odwagi. Nie podobało jej się więc, w jaką stronę to zmierza.
– Dzisiaj nie będziesz miała typowego treningu. Zamiast tego wyruszysz na polowanie razem z Bursztynową Łapą. Zaraz poinformuję o tym ją i jej mentorkę.
Zaraz, co?
– Odciągnij ją w głąb lasu i gdy będzie się tego najmniej spodziewać, zaatakuj. Bez litości. Dla zdrajców takich jak ona nie ma miejsca w Klanie Wilka.
Lawendowa Łapa całkowicie zamarła, w końcu chyba rozumiejąc, co Szakala Gwiazda ma na myśli.
– Przepraszam, czy pani chce, żebym ją zabiła? – wydukała.
– Owszem. Mówiąc szczerze, planowałam się jej pozbyć odkąd się u nas pojawiła. Od początku była tylko rzepem na ogonie. A teraz natrafił się na to dobry moment. Tobie powierzam ją, a ja sama zajmę się tym samotnikiem, by nie sprawiał nam więcej problemów. Czy oni spotykają się regularnie w tym samym miejscu? – Ton kotki ani przez chwilę nie stał się nerwowy. Traktowała morderstwo Bursztynowej Łapy jako naturalną kolej rzeczy.
– Tak mi się wydaję, że co noc – wydukała. Myślami była jednak daleko. Dalej przetrawiała polecenie liderki. – Jest pani pewna, że mam to zrobić? Może możemy ją wygnać… albo pani może ją zabić?
Choć szczerze nienawidziła Bursztynowej Łapy, morderstwo było czymś zupełnie innym. Jeszcze nigdy nie odebrała życia drugiemu kotu i nawet nie spodziewała się, że będzie musiała. Choć zabijanie zwierzyny czy owadów, by podziwiać ich kruche ciałka, było dla niej czymś naturalnym, a wręcz sprawiającym przyjemność, zrobienie tego samego drugiemu kotu zdawało się diametralnie inne. Nie wiedziała nawet, czy będzie do tego zdolna.
– Jeśli ją wygnamy, ryzykujemy, że przekaże komuś informacje na temat Klanu Wilka. Zresztą kto wie, czy nie robi tego już teraz? Nie mamy chwili do stracenia. A powierzam to tobie, bo to będzie dobry test. Bursztynowa Łapa jest od ciebie dużo słabsza więc bez wątpienia sobie poradzisz. Prawdziwy wojownik Klanu Wilka musi umieć zabijać. Nie dla przyjemności, ale w słusznej sprawie. A to jak najbardziej jest słuszna sprawa. Do tego druga taka okazja może nie przytrafić się szybko. – Uważnie spojrzała na Lawendową Łapę. – Podczas naszego szkolenia pokonałaś już wiele lęków, pokonasz i ten. Wracając jednak do planu morderstwa, oznajmisz klanowi, że gdy się rozdzieliłyście podczas polowania, Bursztynową Łapę zaatakował samotnik i gdy ją odnalazłaś, było już za późno. Do tego zrób to jak najszybciej, gdy wojownicy zaczną opuszczać obóz na patrole i polowania zwiększa się szansa, że ktoś was zobaczy. A tego nie chcemy. To co, gotowa?
“A czy mam inny wybór?” pomyślała kotka, czując, jak serce podchodzi jej do gardła.
– A co, jeśli mi się nie uda i to ona mnie mocno zrani? – wydukała, nie odważając spojrzeć się liderce w oczy.
– Zapewniam cię, że takiej sytuacji nie będzie. Więcej wiary w siebie, Lawendowa Łapo. O i jeszcze jedno. Kto tej nocy sprawował wartę?
– Goryczkowy Korzeń.
– Dziękuję. Ja już sobie z nią porozmawiam. – Spojrzała na zewnątrz legowiska. – Zapewne Bursztynowa Łapa i Zaranna Zjawa będą zaraz wychodzić. Chodź, nie możemy się z nimi minąć.
Czując, jak łapy uginają się pod nią z każdym krokiem, podążyła za mentorką, po drodze non stop się uspokajając. Nie mogła dać po sobie nic poznać. Nie mogła. Nie teraz. Właśnie dostała najważniejszą misję swego dotychczasowego życia. Misję, o której nie wiedziała, czy była zdolna ją wykonać.
Kotki złapały ich przyszłą ofiarę i jej mentorkę zaraz przy wyjściu z obozu. Wyglądało na to, że te były o krok od wyjścia na trening.
– Zaranna Zjawo. – Szakala Gwiazda skinęła córce głową na przywitanie. – Pozwolisz, że zmienimy dzisiejsze plany dotyczące szkolenia tej dwójki? Chciałabym, by Lawendowa Łapa i Bursztynowa Łapa wyruszyły na wspólne polowanie, bez naszego nadzoru. W ten sposób będą mogły wymienić się doświadczeniami oraz pokażą nam, na co je stać. Pod koniec dnia przyniosą wszystko, co upolowały i zobaczymy, kto poradził sobie lepiej. – Ani przez moment nie dała po sobie poznać, że rzeczywisty plan jest zupełnie inny.
Lawendowa Łapa też zdążyła przybrać swój akt, mimo, że w środku czuła, że zaraz eksploduje. Gdy Bursztynowa Łapa, słysząc te rewelacje, posłała jej mordercze spojrzenie, odwdzięczyła je. Mimo, że w środku umierała ze strachu. Odebranie komuś życia, nawet komuś, kogo nie znosiła i nie chciała już nigdy widzieć, dalej było dla niej abstrakcją.
– Dobrze – rzuciła jedynie Zaranna Zjawa i również skinęła głową. – Powodzenia, Bursztynowa Łapo. Zapamiętaj wszystko, czego cię nauczyłam i wykorzystaj to dzisiaj.
Jej uczennica, wciąż ewidentnie oburzona tym pomysłem, powoli pokiwała głową. W końcu ich mentorki je pożegnały i młode kotki wyruszyły razem w leśną gęstwinę. Realizację planu czas zacząć.
Powiedzieć, że Lawendowa Łapa była zestresowana to jak nic nie powiedzieć. Misja, która została jej powierzona zdecydowanie ją przytłaczała. Wszystko działo się tak szybko. Nie chciała zabić drugiego kota. Ale jednocześnie nie śmiałaby się przeciwstawić. Musi przecież pokazać swoją wartość. Do tego szalenie obawiała się, że coś popsuje, że zwróci na siebie czyjąś uwagę albo druga kotka okaże się zbyt dobrą przeciwniczką. Wszystko mogło pójść nie tak.
– Nie było cię nad ranem w obozie – rzuciła nagle chłodno Bursztynowa Łapa.
Szlag. Tego nie przemyślała.
– Nie mogłam zasnąć i postanowiłam wyjść na krótki spacer. A może to ty lepiej powiedz mi, skąd wiesz, że mnie nie było? – odparła, równie chłodno i z kamiennym wyrazem pyska.
Jeśli uczennica zacznie coś podejrzewać, sprawy mogą się znacznie pokomplikować. Lawendowa Łapa naprawdę nie potrzebowała utrudnienia tego i tak nieziemsko wyzywającego jej siłę psychiczną i fizyczną zadania.
– Też nie mogłam spać. To nie twoja sprawa – burknęła.
– Tak samo twoją sprawą nie jest to, czemu mnie nie było. Naprawdę nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, po prostu wykonajmy polecenia naszych mentorek. Nie wiem jak ty, ale nie mam zamiaru ich zawieść – oznajmiła wyzywająco.
Na razie jej gra aktorska dawała radę. Pytanie, w którym momencie się złamie.
– Rozmawiałaś z Szakalą Gwiazdą w jej legowisku – kontynuowała wrogim tonem. – Sama jej powiedziałaś, że mamy polować razem? Po co?
Przełknęła nerwowo ślinę. Rozmowa skręcała w bardzo niebezpiecznym kierunku.
– Oczywiście, że nie! – syknęła, po czym zawiesiła się na małą chwilę. – Wczoraj po skończonym treningu pani Szakala Gwiazda powiedziała mi, że rano mam pójść do niej do legowiska i wtedy wyjaśniła mi plan na dzisiejszy trening. Czemu w ogóle obserwowałaś, co robiłam? Uch. Nieważne. Słuchaj no, mi też się to nie podoba i nie wiem, po co pani Szakala Gwiazda to wymyśliła, dlatego z łaski swojej pospiesz się. Załatwmy co musimy, bez zbędnych ceregieli. Idziemy w tą stronę – machnęła ogonem w kierunku bardziej zarośniętej części lasu, tą, która nie graniczyła z żadnymi innymi klanami.
Bursztynowa Łapa warknęła, obnażając zęby, ale ku uldze jej towarzyszki w końcu przestała dyskutować, najwyraźniej uznając, że rzeczywiście lepiej będzie, jeśli szybko uwiną się z tym niewygodnym poleceniem liderki.
Dalej więc szły w całkowitej ciszy. Napięcie w Lawendowej Łapie wzrastało z każdą chwilą. Wiedziała, że musi się spieszyć, a mimo to chciała odwlec to w czasie tak bardzo, jak tylko było to możliwe. Gdzieś w głębi naiwnie wierzyła, że ostatecznie w końcu nie będzie musiała tego zrobić. Ale jeśli tak się stanie, tylko skomplikuje sytuację. Znała Szakalą Gwiazdę wystarczająco długo, by wiedzieć, że ta nie odpuści i i tak pozbawi życia Bursztynową Łapę. A uczennicy liderki może się dodatkowo oberwać za tchórzostwo.
Nagle druga kotka nastawiła uszu i przybrała pozycję tropiącą. Musiała wyczuć jakąś zwierzynę. Na moment kompletnie olała swoją towarzyszkę, skupiając się na potencjalnej zdobyczy. Lawendowa Łapa poczuła, jak serce niemal wyskakuje jej z piersi. To była jej szansa. Wzięła głęboki oddech. Zaczęła powtarzać w myślach jak mantrę, że przecież robi to dla dobra klanu i dla swojej przyszłości jako wojowniczki. Nie mogła się teraz poddać.
Skoczyła.
Niespodziewająca się ataku Bursztynowa Łapa wrzasnęła i z całej siły spróbowała odepchnąć napastnika. Lawendowa Łapa zdążyła jednak przyszpilić ją do ziemi.
– Ani słowa. Nie utrudniaj mi tego… proszę. – Na ostatnim słowie jej dotąd chłodny ton się złamał.
– CO TY WYPRA- – Nie zdążyła dokończyć, gdyż uczennica uniosła jedną łapę i przycisnęła ją do pyska drugiej kotki, tym samym poluźniając swój uścisk. Nie mogła jednak pozwolić na to, by ktoś je usłyszał.
Czując, jak cała się trzęsie, wyciągnęła pysk w stronę szyi Bursztynowej Łapy. Ta w ostatniej chwili zdołała ją jednak odepchnąć. Zaskoczona kotka runęła na ziemię brzuchem do góry i natychmiast została do niej przywarta.
– CO TY WYPRAWIASZ?! – powtórzyła, wrzeszcząc.
Jej pazury znalazły się na poliku Lawendowej Łapy i bardzo boleśnie po nim przejechały. Kotka bez namysłu z całej siły ugryzła jej łapę, starając się ignorować piekący ból. Bursztynowa Łapa syknęła i gwałtownym ruchem wyrwała swoją łapę z pyska swojej oprawczyni. Ta tylko na to czekała. Natychmiast się zerwała, wydostając z łap uczennicy. Musiała to zakończyć. Teraz. Ignorując to, że ledwo łapie oddech, skoczyła na nią, zwalając tym samym z łap. Wcześniej myślała o tym, że może wypadałoby coś powiedzieć Bursztynowej Łapie w jej ostatnich chwilach, ale teraz zrozumiała, że nie mogła, nie miała kiedy. Liczyła się każda sekunda. Nim więc druga kotka zdążyła znowu podnieść wrzask, kły Lawendowej Łapy wbiły się w jej gardło z brutalną siłą. Napierała z całej siły, żeby tylko jak najszybciej przebić skórę. Chciała oszczędzić cierpienia zarówno sobie, jak i swojej ofierze. Bursztynowa Łapa wydała z siebie przeraźliwy, agonalny ryk niepodobny do czegokolwiek, co jej morderczyni kiedykolwiek słyszała. Resztkami sił spróbowała jeszcze odepchnąć ją od siebie, ale nie trwało to długo. Wkrótce jej ciało zamarło w bezruchu. Miało takie pozostać już na zawsze. Posoka splamiła niebieskie futro na jej szyi, powoli tworząc coraz większą, szkarłatną plamę. Gdy do Lawendowej Łapy w końcu w pełni dotarło, co właśnie zrobiła, jak oparzona przerwała uścisk i gwałtownie odsunęła się od ciała.
Przed jej oczami zaczęły tańcować mroczki. Oddech i serce nie miały najmniejszego zamiaru zwolnić, ba, cały czas przyspieszały. Kończyny trzęsły się jak galareta. W końcu całkowicie się pod nią ugięły i kotka osunęła się na ziemię, wbijając w nią rozmazany wzrok. Nic do niej w tej chwili nie docierało. Po dłuższej chwili do tego festiwalu objaw ataku paniki pojawiły się także głosy głoszące bliżej niezidentyfikowane słowa. To koniec, do reszty oszalała. Zwinęła się jeszcze bardziej, czując, że zaczyna się dusić.
Wtedy poczuła na sobie dotyk. Jej pierwszą reakcją była jeszcze większa panika, jednak po chwili zorientowała się, że nie był to dotyk krzywdzący. Wręcz przeciwnie. Był delikatny, kojący, a jego właściciel cierpliwie się nie ruszał i skrzywdzenie Lawendowej Łapy z pewnością nie było jego zadaniem. Dzięki niemu powolutku, kroczek po kroczku, zaczęła normować swój oddech. Kimkolwiek była istota, która pojawiła się obok niej, nigdzie jej się nie spieszyło. Pozwoliła, by kotka powoli odzyskała świadomość i kontrolę nad własnym ciałem.
Gdy w końcu choć częściowo jej się to udało, odważyła się ostrożnie unieść łebek. Okazało się wtedy, że był przy niej nikt inny jak Szakala Gwiazda. A więc jednak nie zostawiła jej samej sobie. Prawdopodobnie cały czas obserwowała je z ukrycia. Liderka otuliła ją swoim ogonem i stworzyła przestrzeń, w której ta mogła ochłonąć. Wtedy też do Lawendowej Łapy dotarło, że te dziwne głosy, które słyszała wcale nie były jej halucynacją, a słowami wypowiadanymi do niej przez mentorkę.
– Wszystko w porządku? – zapytała się Szakala Gwiazda.
Tym razem usłyszała ją głośno i wyraźnie.
– …nie. – Rzadko kiedy zdobywała się na taką szczerość.
Liderka jedynie pokiwała powoli głową. Dalej wyglądała na opanowaną, nie posiadającej cienia gniewu czy zawodu.
– Morderstwo nie jest łatwym zadaniem. Ale udało ci się podołać. To normalne, że musisz teraz dojść do siebie – wymruczała spokojnym głosem.
Kolejne, długie chwile mijały. Lawendowa Łapa nie miała pojęcia, ile ich upłynęło. W końcu jednak powoli wstała, ostrożnie prostując obolałe łapy. Poczuła także, że rana na pysku znowu daje o sobie znać. Będzie musiała ją opatrzyć u medyków. Westchnęła ciężko, unikając wzrokiem ciała Bursztynowej Łapy.
– Możemy wracać do obozu? – wydukała, patrząc prosto w oczy Szakalej Gwieździe.
– Najpierw chcę ci coś pokazać, dobrze? – Kotka wstała i wzięła w pysk nornicę, która najwyraźniej cały czas leżała obok niej. Jej uczennica musiała być w zbyt dużym szoku, by zarejestrować taki szczegół.
Szakala Gwiazda podeszła do leżącego przy nich trupa i odwróciła się w stronę Lawendowej Łapy, ruchem głowy zachęcając ją do podejścia. Kotka, mając nadzieję, że nie zwymiotuje, poszła za mentorką na wciąż chwiejnych łapach. Czemu ona kazała jej na to patrzeć?
Szakala Gwiazda upewniwszy się, że jej podopieczna obserwuje jej ruchy, uważnie rozcięła skórę nornicy, w ten sposób, by im oczom ukazały się mięśnie. Następnie podniosła łapę i nacięła truchło Bursztynowej Łapy w ten sam sposób. Lawendowa Łapa gwałtownie odwróciła głowę, czując, jak przerażenie wraca ze zdwojoną siłą.
– Nie bój się, spójrz. – Ponownie owinęła uczennicę swym ogonem, dodając jej otuchy. Kotka posłuchała jej, wykorzystując przy tym resztki swojej siły psychicznej. – Przyjrzyj się ich mięśniom. Widzisz? Są takie same. I Bursztynowa Łapa i ta nornica to żywe istoty. Obie składają się z mięsa, potrzebują tego samego, by przetrwać, narażają się w obronie swoich bliskich. Podczas polowania nie myślisz o tym, że właśnie możesz odbierać jakimś zwierzętom ich rodziców lub dzieci oraz że odbierasz naturze jej dary. Twój przyszły posiłek też może błagać o litość we własnym języku. Współczujemy innym kotom, bo rozumiemy ich słowa, żyjemy z nimi na co dzień. Ale to istoty takie, jak każde inne. Wszyscy jesteśmy zwierzyną, to naturalny bieg rzeczy. Dlatego żal po Bursztynowej Łapie jest zbędny. Zabijanie innych zwierząt przynosi nam korzyści i tak samo jest czasem z zabijaniem innych kotów. Tak było w tym przypadku.
Lawendowa Łapa słuchała w osłupieniu. Szakala Gwiazda miała rację. Bursztynowa Łapa oraz każdy inny kot były takimi samymi organizmami, jak jej potencjalny obiad. Szakala Gwiazda miała rację, a mimo to uczennica nie mogła pozbyć się tych wszystkich negatywnych emocji, które szastały nią jak burza.
– Dobrze, wystarczy. – Liderka odsunęła się od ciała. – Niestety tu moja pomoc się kończy, by nie wzbudzać podejrzeń. Pójdź teraz nad wodę aby zmyć krew i ochłonąć. Ja w międzyczasie przykryje nieco ciało, by żaden kot się obok niego przypadkiem nie zawieruszył. Znajdziesz je, gdy wrócisz w to miejsce. Zabierz je do obozu i tak jak ustaliłyśmy opowiedz o ataku samotnika. Ja będę już w obozie.
Jakby dość było Lawendowej Łapie wrażeń. Ostatnim, czego chciała, było teraz targanie przez pół lasu ofiary morderstwa, którego była sprawcą. Nie miała jednak innego wyboru. Zresztą, gdy to zrobi, będzie mogła wreszcie odpocząć. Pożegnała się z mentorką i odeszła w stronę wybrzeża.
Gdy już nieco się oddaliła, zwymiotowała w pierwsze krzaki, które zobaczyła.
***
Upuściła zwłoki Bursztynowej Łapy na środku obozu, czując na sobie niezliczoną liczbę spojrzeń. Miała dość. Nie chciała się nikomu tłumaczyć. Chciała tylko położyć się w swoim bezpiecznym posłaniu i obudzić w świecie, w którym okaże się, że to wszystko było tylko złym snem. A jednak wiele par oczu patrzyło na nią wyczekująco. Nie odpuszczą jej, co? Przynajmniej nie musiała udawać przerażonej, bo taka emocja rzeczywiście jej towarzyszyła.
– Wyruszyłyśmy razem na polowanie. Gdy rozdzieliłyśmy się, Bursztynową Łapę zaatakował samotnik. Gdy do niej dobiegłam… było już… za późno. Ten samotnik jeszcze mnie zaatakował, ale udało mi się go przepędzić – wydukała słabo.
Po polanie rozbiegł się szmer zaniepokojonych rozmów. Jedne były głośniejsze, drugie cichsze. Wszyscy jednak zdawali się być wystraszeni albo przynajmniej zainteresowani obecnością samotnika.
– Koty Klanu Wilka! – Tłum momentalnie ucichł. – Bursztynowa Łapa zostanie dziś pogrzebana. Nie możemy jednak pozwolić, by jej zabójca nie otrzymał zasłużonej kary i dalej przebywał na naszym terytorium jako potencjalne zagrożenie. Osobiście dopilnuje, by zapłacił za swoje czyny. Nie musicie się o to obawiać. Apeluję jednak, by wszyscy zachowali szczególną ostrożność przy ewentualnym spotkaniu obcego kota. To tyle, dziękuję. – Szakala Gwiazda skinęła głową i pozwoliła rozmową dalej się nieść.
Lawendowa Łapa nie miała jednak zamiaru dalej w nich uczestniczyć. Chwiejnym krokiem i ze spuszczoną głową zaczęła przeciskać się przez tłum w stronę legowiska uczniów. Nie pragnęła niczego tak bardzo, jak snu. Jej plany zostały jednak pokrzyżowane przez Gryczaną Łapę, która nagle się przy niej znalazła wraz z nadchodzącymi za nią Naiwną Łapą i Ważkowym Skrzydłem i zasypała pytaniami. Lawendowa Łapa nie chciała na nie odpowiadać. Obawiała się, że rozklei się przy siostrze i wygada jej całą prawdę. Nie mogła. Na pewno nie teraz.
– Potrzebuję chwili dla siebie – miauknęła ledwo słyszalnie. – Proszę, pogadamy później. – Nikt już jej nie zatrzymał.
***
Przespała całe popołudnie i noc. Szakala Gwiazda pewnie nawet nie myślała o prowadzeniu dalszego treningu tego dnia. Kto jak kto, ale Lawendowa Łapa zasługiwała teraz na odpoczynek. Mogła śmiało powiedzieć, że był to najgorszy dzień jej dotychczasowego życia. A pomyśleć, że wcześniej pewnie czułaby ulgę po nagłej śmierci Bursztynowej Łapy. Sytuacja okazała się być jednak diametralnie inna, gdy to ona była tym, który pozbawił kotkę życia. Jeszcze zapewne przez wiele księżyców będzie zmagać się z cieniem tych wydarzeń.
Z niespokojnego, pełnego koszmarów snu zbudziło ją nagłe poruszenie w obozie. Gdy z trudem otworzyła oczy, zauważyła, że niemal wszyscy uczniowie zniknęli z legowiska, jedynie Gryczana Łapa pochylała się nad nią z konsternacją.
– Lawciu? Nie musisz wychodzić. Odpoczywaj – miauknęła troskliwym głosem.
Skonfundowana uczennica intensywnie zamrugała oczami.
– Co się dzieje?
Jej siostra spojrzała na nią z niepokojem, milcząc przez dłuższą chwilę.
– Pani Szakala Gwiazda znalazła i zabiła tego samotnika. Przyniosła go do obozu – wyjaśniła w końcu.
Oh. Czyli śmierć Bursztynowej Łapy wcale jej się nie przyśniła. A Szakala Gwiazda, tak jak obiecała, wytropiła i zabiła samotnika, z którym ta wcześniej się spotykała. Cóż, chociaż nie miały żadnych faktycznych dowodów na to, że to on ją zabił, z jakiej racji klan miałby nie uwierzyć? A nawet jeśli poznaliby prawdę, Lawendowa Łapa zrobiła to dla ich dobra, z polecenia własnej liderki.
…jeśli o tym mowa, skoro było to dla dobra klanu, czemu zadały sobie tyle trudu, by zataić prawdę?
– Lawciu? – Gryczana Łapa brzmiała na wyjątkowo zaniepokojoną.
Lawendowa Łapa znów zaczęła hiperwentylować.
Siostra otuliła ją, zupełnie tak, jak Szakala Gwiazda wczoraj. Nie wyszły z legowiska, by zobaczyć poturbowane zwłoki samotnika. Nie miały po co.
Żegnajcie, Bursztynowa Łapo i Wydmo.
[Pojedynek z innym uczniem]
[4106 słów]
[Przyznano 87%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz