*dawno temu*
Leżał obok mentorki, która rozlała się na trawie niczym kałuża. On nadal był chudziutki i nie umywał się do niej nawet o krok. Kocica spała, chrapiąc przeraźliwie. Zbliżył się, kładąc się na jej tłuszczu. Poczuł od razu wibracje i usłyszał bulgoty, które dobiegały z jej wnętrza. Nie wierzył, że była znów głodna! Te treningi pozwalały mu sprawdzić swoje granice wytrzymałości. Kiedyś dwie piszczki były dla niego maksymalną ilością, a teraz? Zjadł cztery! Nie obyło się bez pomocy Ryjówki, ale wepchnął w siebie pokarm.
Odsunął się od śpiącej, po czym pomasował swój brzuch. Tylko po najedzeniu mógł się nim nacieszyć. Był taki wspaniale krągły. Jednak po jakimś czasie znikał i znów czuł się słaby i taki płaski. Uczucie sytości zaczęło mu się podobać, aż tak, że w obozie skubał nawet trawę, by tylko zachować krągłości. To był błąd, ponieważ później wymiotował nimi i musiał prosić o pomoc Topika, który uśmierzał jego torsje. Dlatego też zaprzestał napychania się roślinami. Nie działały, a jedynie cofały jego postępy.
Ryjówka charknęła, budząc się nagle. Rzuciła mu spojrzenie, po czym z trudem usiadła, ziewając. Starał się ją naśladować. Chociaż nie miał problemu z pozbieraniem się z ziemi, udawał, że tak było.
— No dobrze. Skoro drzemkę mamy już za sobą, czas na kolejny etap naszego treningu — powiedziała i w końcu nastała ta wiekopomna chwila, bowiem mentorka nauczyła go pływać.
Poruszał łapami dość koślawo, a i kilka razy nałykał się wody, lecz starał się jak mógł, aby poradzić sobie z tą głęboką tonią. Po minię wojowniczki wnioskował, że nie przepadała za tą umiejętnością. Ale co się dziwić, skoro ta szła na dno niczym kamień? By utrzymać to cielsko potrzeba by było naprawdę wiele cierpliwości.
Kiedy zrobił ostatnie kółko, wygramolił się z rzeki, dysząc ciężko. Nie spodziewał się, że pływanie może być tak męczące. Na szczęście według kocicy to wystarczyło, aby zaliczyć ten punkt na ich liście.
***
Kiedyś z Ryjówką nie miał tematów, a teraz? Rozmawiali o swoich łowach, o pysznych żabich udkach, o rybach, o tym jak wspaniale smakowały. Najbardziej zachwycał się jednak nad gąsienicami. Te grube owady były bardzo pożywne. Polubił je. Mentorka mówiła, że z nich powstają motyle. Możliwe, że w brzuchu miał już ich sporo, bo co widywał przyjaciela, śmiesznie go łaskotały swoimi skrzydełkami.
Widać jednak było z każdym dniem, że trening Ryjówki działał. Urósł mu brzuch. Nie znikał, a gdy jadł, robił się większy i puchaty. Fałdek jeszcze nie miał, ale kotka uważała, że to kwestia czasu. Nie mógł się doczekać tego tłuszczyku. Chciał poczuć się jak wojowniczka, zrozumieć jej siłę.
— Dzień dobry kuleczko. Widzę, że pyszczek ci się zaokrąglił — Gruba kocica uśmiechnęła się do niego promiennie.
Potaknął jej. Od jakiegoś czasu, gdy zaczął przybierać na wadzę, Ryjówka zaczęła nazywać go w taki sposób. Było to dla niego dziwne, ale mu to odpowiadało, ponieważ wierzył, że rzeczywiście zmieniał się w kulkę. A oto mu przecież od początku chodziło.
— Już nieco lepiej sobie radzę — pochwalił się jej. — W nocy się budzę i jem trochę dżdżownic — powiadomił ją.
— Mądrze — stwierdziła, po czym wyszli razem z obozu.
Musiał przyznać, że ta droga go zmęczyła. Zaczął dyszeć, co nigdy się nie zdarzało. Zauważył, że mentorka robiła od jakiegoś czasu to samo. Nie dziwił się jej, że robiła tak często postoje, na których łapała oddech. Teraz z miłą chęcią sam zatrzymywał się i odpoczywał, po drodze zgniatając brzuchem kwiatki, ku radości kocicy.
— Dzisiaj nauczę cię turlania. Gdy jest się okrągłym, ciężko się wstaje. Turlanie pomoże ci unieść się na łapy, bo wiesz, że…
— Silni wojownicy śpią na grzbiecie, tak wiem. — Stosował to już od dawna. Spanie na grzbiecie powodowało, że nic nie uciskało mu brzucha. Było bardzo wygodne.
Kotka kiwnęła głową, po czym przekręciła go na grzbiet. Posłusznie jej na to pozwolił.
— Najpierw musisz się rozbujać. Kołysz się w prawo i lewo, aż nie opadniesz na bok.
Tak też więc zrobił. Zaczął się kołysać. Nie był jeszcze tak duży, więc sprawnie mu to poszło. Przekręcił się na brzuch, sapiąc z wysiłku. To nie było wcale takie proste jak mu się zdawało. Zadyszka mówiła sama za siebie.
Jeszcze parę razy to powtórzył, słuchając rad. Kotka tłumaczyła, że machanie łapami nic mu nie da, że bardziej się zmęczy. To musiał być zdecydowany ruch. Dziwnie, że kiedyś takie coś potrafił wykonać w jedno uderzenie serca, teraz to było nieco utrudnione i zajęło mu ich aż dziesięć.
Potem leżeli, łapiąc oddech. Nawet mu się przysnęło. Tym razem jednak to nie on obudził się pierwszy. Gdy się ocknął mentorka wbijała w niego wzrok.
— Hm? Stało się coś? — zapytał.
— Twój brzuch mnie obudził. Lepiej chodźmy, bo zaraz się na ciebie obrazi — miauknęła, wstając.
Udali się nad rzekę, gdzie kocica nauczyła go polować na ryby. Ssanie w żołądku tylko bardziej go motywowało, aby złapać coś na ząb. Wiedział, że nie mógł tego zjeść, bo najpierw należało nakarmić klan, ale... kto im zabroni? Byli tu przecież sami.
I tak dowiedział się, że nie można rzucać cienia na wodę, bo to mogło spłoszyć ryby. Oczekiwanie na piszczkę było jednak długie i nużące. Co jakaś się do niego zbliżała, nagle odpływała, gdy tylko próbował ją wyrzucić na brzeg. Zeszło mu to trochę, że aż zakuło go boleśnie w żołądku. A im bardziej się frustrował, tym jego starania były coraz bardziej chaotyczne. Dopiero po wielu próbach udało mu się upolować pierwszy posiłek, który na współkę zjadł z Ryjówkowym Urokiem.
***
Jeszcze pozostała wspinaczka na drzewa. Te słowa wypowiedziała do niego mentorka, gdy kierowali się do najbliższego lasu. Kotka wydawała się znudzona i niechętna do tego, ale najwidoczniej ktoś ją tam przy władzy pogonił, by zajęła się wreszcie jego treningiem na serio. No i tak skończyli w tym miejscu. Wdrapać się na drzewo było łatwo. Nie stanowiło to dla niego problemu. Raz, dwa i był na gałęzi. Trudnością okazało się zejście na ziemię.
— Utrzymuj głowę w górze to nie zlecisz na pysk — poinstruowała go.
Raczej wątpił, że kocica tego próbowała. Wyglądała na taką, że prędzej drzewo pod nią by się załamało niż by na nie się wdrapała.
Wziął głęboki oddech, po czym z walącym sercem ześlizgnął się po korze na dół. Nie spadł może na pysk, ale i tak koślawo wylądował. Musiał jeszcze poćwiczyć, dlatego też udał się do kolejnego drzewa, by nabyć tą jakże trudną umiejętność.
***
Jego mentorka była w ciąży. To go tak zszokowało, że zaczął rozumieć skąd brał się jej wilczy głód, pochłanianie takiej ilości pożywienia i otyłość. Ona nie była gruba! Przez ten cały czas nosiła pod sercem młode! Gdy o tym się dowiedział, chodził i przynosił jej najlepsze piszczki. Na ten moment kto inny przejął jego trening, ale nie nacieszył się nim długo, bo zaraz Srocza Gwiazda ogłosiła jego mianowanie, ku oburzeniu oczywiście jego siostry.
Kruczy Szpon może i była już wojowniczką. Zasługiwała na to, chełpiąc się tym, że przegoniła jako pierwsza swoje rodzeństwo, lecz wizja tego, że miał dołączyć w poczet kotów takich jak ona, był dla niej druzgocący. Na nic się zdały jego zapewnienia, że jeżeli dojdzie do tego, że zostanie jednak wojownikiem, bo Srocza Gwiazda się nad nim ulituje, to wciąż będzie znał swe miejsce.
— Ja, Srocza Gwiazda, przywódca Klanu Nocy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Cuchnąca Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
— Przysięgam.
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Cuchnąca Łapo, od tej pory będziesz znany jako Cuchnący Śledź. Klan Gwiazdy cieni twoją siłę oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Nocy.
Parsknięcie Kruczego Szponu było jakżeby inaczej bardzo dobrze słyszalne. Dotknął nosem barku czarno-białej i w taki oto sposób stał się wojownikiem. Topik mu nie uwierzy!
[pływanie, łowienie ryb, wspinaczka na drzewa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz