*Przed tym jak Powiew przeszedł do starszyzny*
Konwaliowy Powiew okazał się świetnym mentorem. Nie wchodził na nerwy kocicy ani się nie czepiał do niczego niezwiązanego z ich treningiem. Jednak nie zmieniało to jednego ważnego aspektu - Klan Burzy nie był jej domem. Żyła wśród morderców jej rodziców. Nawet jeśli teraz nie krzyczała tego w stronę przechodzących obok kotów, to nie znikło to z jej myśli. Najgorsze było, że Lwia Paszcza wylądowała w żłobku, wraz ze swoimi pokrakami. Jeśli one będą zachowywać się tak jak ich matka, to uczennica nie widziała w przyszłości Klanu Burzy jako bezpiecznego dla niej miejsca. Może powinna wziąć przykład ze swej siostry i uciec, kiedy tylko nadarzy się do tego okazja. To brzmiało jak dobry pomysł, który mógłby wypalić, gdyby tylko umiała cokolwiek samotnie zrobić. Właśnie dlatego przyłożyła łapę do treningów z kocurem, aby nauczyć się podstaw. I tak nikt nie będzie się za nią oglądał, a wiele jej problemów zniknie. Będzie żyła na swą łapę i będzie czuła się zdecydowanie lepiej.
Właśnie wracała z Konwaliowym Powiewem z treningu, a jej łapy ją bolały. Jak się przekonała na treningu, jej mentor postanowił dzisiaj zabrać ją na tereny Klanu Burzy, aby przećwiczyć z nią biegi długodystansowe, co nie było przyjemnym treningiem, jednak było potrzebne. Rozstała się z mentorem przy wejściu do obozu i udała się w stronę legowiska uczniów. Jeśli zaraz by się nie położyła, to łapy by jej odpadły, a tego nie chciała. Minęła się niby z Szepczącą Pustką, jednak była zbyt zmęczona na rozmowę z wojownikiem.
Szybko zniknęła w legowisku uczniów i ułożyła się na swym legowisku. Dzieliła go z dwoma uczniami, którzy byli zdecydowanie starsi od niej. Widmo, który pojawił się znikąd, nie wyglądał na przyjaznego ani na kogoś z kim Cicha Łapa chciała się zakolegować. Niby był uczniem, jednak częściej widziała go w legowisku medyka, chociaż ten tak często nie chorował. Był po prostu dziwny, a nawet zbyt dziwny na ten klan. Drugim kotem, który zamieszkiwał legowisko uczniów, była kocica, która była trzy razy starsza od uczennicy. Ona powinna zamieszkiwać legowisko wojowników, a nie uczniów. Czemuż Różana Przełęcz ją nie mianowała? Nie pasowała tu. Podsumowując, oba koty, które zamieszkiwały to miejsce, nie były dobrymi towarzyszami dla szylkretowej kocicy. Koty, które będą uczniami po niej nie wydawali się również dobrymi kandydatami na przyjaciół. Kociaki w tym miejscu, to coś, czego Cisza nie potrzebowała. Piski i krzyki oraz wtykanie swego nosa wszędzie, to nie jest to, czego ta chciała.
Zamknęła oczy. To nie jest czas, aby o tym myśleć. Może kiedyś, ale nie teraz. Teraz powinna się skupić na nauce podstawowych umiejętności. Właśnie to było jej najbardziej potrzebne, jeśli chciała opuścić ten cyrk jak najszybciej się dało.
*****
Następne dni minęły, a za tym poszły następne treningi oraz dni przemyśleń. Im dłużej myślała o Klanie Burzy, tym bardziej stawał się dla niej okropnym miejscem. Sama przywódczyni w pewnych momentach działała jej na nerwy. Jej działania nie były dla uczennicy zrozumiałe. Chciała zrobić z nich krety? Uwięzić pod ziemią, aby ta przygniotła ich, gdy będą znajdować się w tunelach? Nie widziała tego, a bardziej siebie jako kreta. Wolała nie być uwięziona w małych tunelach i martwić się, czy wyjdzie z tego żywa. Niestety w tym jej zdanie miało małe znaczenie. Była przecież tylko marną uczennicą, która nawet nie pochodziła z tego klanu.
Najwyżej komuś z góry nie wystarczyło to, że już ta musiała nauczyć się rozkładu tuneli oraz jak się w nich poruszać, bo wymyślił, aby nauczyć się w nich walczyć. Sama szylkretowa kocica nie miała zielonego pojęcia, jak to miało działać. Czy ten sposób walki nie miał mniej sensu niż ta na świeżym powietrzu? Przysłuchując się tłumaczeniom Konwaliowego Powiewu, to doszła ona do wniosku, że nawet on nie wie, o czym naucza. W takim razie, jak ona miała to pojąć? Niby Lwia Paszcza uprzedzała ją przed tym, mówiąc, że zostanie ona kretem, jednak Cisza nie brała jej słów na poważnie.
Walka w tunelach, a bardziej próby walki tym sposobem, nie poszły jej dobrze. Co chwilę jej głowa obijała się o sufit małego tunelu, co skutkowało bólem głowy. Widząc to, Konwaliowy Powiew zarządził, aby zakończyć tą część treningu, a jego resztę spędzić na polowaniu. Spodobał jej się ten pomysł, a reszta treningu zleciała szybko.
Wracając do obozu, trafili na poranny patrol, który składał się z Iskrzącej Burzy, Owczego Pędu, Narcyzowego Splotu i Gradowego Sztormu. Oczywiście, że na lepsze koty nie mogli natrafić. Jakby los sam chciał, wracając z patrolem do obozu, znalazła się u boku rudej kocicy, właśnie tej, która zabiła jej rodziców i teraz śmiała się nosić miano wojowniczki. Nie zasługiwała na ten tytuł, a tym bardziej na to, aby stać obok niej. Cicha Łapa pamiętała jeszcze, jak ruda kocica nawiedzała ją i jej siostrę, aby próbować wcisnąć im swoje racje. Na całe szczęście, ona się nie dała, w przeciwieństwie do Północnej Łapy, która popędziła za nimi jak mysz za ziarnem. Mimo słów od swej mądrzejszej siostry ta patrzyła się na dwie rude kotki jak na obrazek. Teraz jej tu nie było, co cieszyło Cichą Łapę. Jeszcze by ta szeptała jej nad uchem, jakie rude wojowniczki są świetne. Westchnęła cicho. Trzeba było zacząć rozmowę, chociaż z grzeczności, jednak ta nie do końca wiedziała, jak miałaby to zrobić. Rzut oskarżeniami odnośnie zabójstwa jej rodziców, nie był dobrym początkiem do startu konwersacji.
- Więc, Iskrząca Burzo. Jesteś wojowniczką od dłuższego czasu i w przeciwieństwie do swego rodzeństwa, nie wylądowałaś jako uczeń przez swe błędy. - Spróbowała jakoś zacząć uczennica. - W takim razie, jak to jest być wojownikiem? I nie chodzi mi o to, jak cudownie jest być wojownikiem Klanu Burzy, a bardziej oczekuje szczerej opinii. Wystarczy mi już bajeczek o tym, jaki ten klan jest świetny.
[935 słów, biegi długodystansowe + walka w tunelach]
<Iskrząca Burzo?>
[Przyznano 29%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz